Trzy lata Między stronami!

27.6.15

Dokładnie trzy lata temu postanowiłam założyć Między stronami. Dokładnie trzy lata temu rozpoczęłam rozwijanie tego miejsca i dzielenie się z Wami moimi opiniami i wszelkimi przemyśleniami. Cieszę się, że ta pasja trwa już tyle czasu i że wciąż mi się to nie nudzi. Nie chcę znów pisać długiej, melancholijnej notki. Pojawiały się już one rok i dwa lata temu, i wszystko to mogłabym napisać także teraz. Po prostu chcę powiedzieć, że do mojego blogowego tortu wkładam dziś trzy świeczki i cieszę się niezmiernie z tej kolejnej rocznicy. I dziękuję oczywiście! Dziękuję gorąco, że jesteście, bo bez Was prowadzenie tego miejsca nie miałoby sensu!!


Read more ...

Pułapka uczuć, Nieprzekraczalna granica - Colleen Hoover

25.6.15


Moja miłość do Colleen Hoover jest już chyba powszechnie wszystkim znana. Ba! Jestem pewna, że Wy też kochacie tą Panią tak, jak ja. Bo jej nie można nie uwielbiać. Jej pomysły, pokazywanie nowych stron pewnych starych kwestii i magia w każdym słowie nie pozwalają, aby przejść obok niej obojętnie. O cyklu Pułapka uczuć słyszałam, że nie jest tak dobry, jak inne książki autorki. Wolałam jednak sama to sprawdzić.

Głównymi bohaterami są tu Layken i Will. Dziewczyna wraz z mamą i bratem opuszcza Texas po śmierci ojca i przeprowadza się do Michigan. Choć rozumie, że dzięki temu sytuacja materialna jej rodziny się poprawi, to jednak adaptacja nie jest wcale prosta. Kiedy poznaje swojego sąsiada Willa wszystko nagle staje się łatwiejsze. Nie na długo jednak, bo problemy powrócą. I to ze zdwojoną siłą.

Słyszałam wielokrotnie, że Pułapka uczuć nie dorównuje Hopeless czy Maybe someday. I fakt, nie była tak wstrząsająca i poruszająca serce, jak wspomniane wcześniej dwie pozycje. Było o wiele spokojniej. Jak cisza po deszczu, a nie szalejąca burza. Ale przecież lubimy tę ciszę, prawda? Nie obyło się bez trudnych tematów, jak to w przypadku Colleen Hoover. W tej lekturze znajdziemy chorobę, stratę bliskiej osoby, powinności rodzeństwa i oczywiście miłość, która na swej drodze ma wiele przeszkód. A przeszkody, to ta autorka potrafi wymyślać. Książkę z pewnością można by nazwać romansem, ale nie miałabym nic przeciwko, jeśli wszystkie romanse byłyby takie. Ta pozycja z pewnością nie jest tak poruszająca, jak inne książki autorki. Ale ja wcale nie odbieram tego za minus. I właściwie tylko mniejsza ilość emocji odróżnia Pułapkę uczuć od innych tworów Colleen Hoover. Autorka jednak pisze w taki sposób, że cieszyłam się każdym zdaniem, a przyjemność z lektury towarzyszyła mi od początku do końca.

Ten cykl jest świetnym przykładem kryzysu drugiego tomu. I choć strasznie ciężko mi mówić, że moja ulubiona autorka stworzyła kolejną część, która okazała się w ogóle niepotrzebna, tak niestety było. Nieprzekraczalna granica dla mnie mogłaby się spokojnie nie pojawić. W Pułapce uczuć były rzeczy, które tak uwielbiam u Colleen Hoover: trudne kwestie, syndrom kolejnego rozdziału i domieszka artystycznych tematów. Wszystko to zmieszane razem daje cudowny efekt. W Nieprzekraczalnej granicy panowanie objął romans. Od początku do końca. Na upartego moglibyśmy znaleźć jakiś inny temat, ale tak naprawdę wszystko obracało się wokół Layken i Willa. Miło było poczytać historię dalej, ale tak naprawdę ta kolejna część nie wniosła wiele, a nawet zmniejszyła dobry efekt, jaki wywarł na mnie pierwszy tom.

Pułapka uczuć to cykl bardzo nierówny. Pierwsza część jest taka, jak być powinna i jak tego oczekiwałam. Druga jednak zepsuła mi cały obraz tej historii. Dlatego postaram się zapomnieć, że czytałam Nieprzekraczalną granicę. Wam Pułapkę uczuć gorąco polecam. Tylko lepiej nie sięgajcie po drugą część.

Ocena Pułapki uczuć: 8/10
Ocena Nieprzekraczalnej granicy: 4/10

Colleen Hoover, Pułapka uczuć/Slammed, str. 320, Wyd. W.A.B.
Colleen Hoover, Nieprzekraczalna granica/Point of Retreat, str. 304, Wyd. W.A.B
Read more ...

Burza słoneczna - Asa Larsson

21.6.15



Skandynawskie kryminały i ja nie mieliśmy wcześniej okazji się spotkać. Nasze drogi rozjeżdżały się w różnych kierunkach, by w końcu zahaczyć o siebie. Zimowy klimat potęgujący mroczną atmosferę, gęsta fabuła i tajemnicza przeszłość to trzy rzeczy, które pierwsze przychodzą mi na myśli, kiedy myślę o Burzy słonecznej Asy Larsson. 

Rebeka Martinsson to wzięta prawniczka. Kiedy w jej dawnej miejscowości - Kirunie - zostaje popełnione bestialskie morderstwo, kobieta postanawia tam wrócić. W świątyni zboru Źródła Mocy zostaje zamordowany jeden z najsłynniejszych w kraju działaczy religijnych. Jego ciało znajduje siostra a zarazem dawna przyjaciółka Rebeki. To właśnie jej telefon powoduje, że Rebeka rzuca wszystko i wraca do Kiruny, aby znów być dla niej wsparciem. 

Muszę przyznać, że pomysł na książkę okazał się świetny! Osadzenie całości na tle sekty pociągnęło za sobą bardzo wiele wątków i przybliżyło nieco działanie tych organizacji. Właśnie życie sekty sprawiło, że cała nasza zagadka okazała się tak wielopoziomowa i nieprzewidywalna. Bardzo dobrym posunięciem były także retrospekcje, które przybliżały przeszłość bohaterki i rzucały inne światło na aktualne wydarzenia. Wykonaniu pomysłu również nie można niczego zarzucić. Zarówno bohaterowie, jak i język pokazują, że autorka wie, co robi. Niestety nie wciągnęłam się w fabułę tak, jakbym tego chciała. Było ciekawie, to fakt, ale niestety bez fajerwerków czy ciągłego oczekiwania na rozwiązanie tajemnicy. Myślałam, że ponad wszystko będę chciała poznać, jakie powody i osoby kryją się za morderstwem, bać się i przeżywać wszystko z bohaterami. Nie doczekałam się tego, a całość przyswajałam raczej jak informacje w gazecie - z zainteresowaniem, ale bez większych emocji. 

Choć Burza słoneczna nie była do końca taka, jak oczekiwałam, nie mówię pisarce stanowczego "Nie!". Chętnie poznam pozostałe tomy z serii i sprawdzę, jak je odbiorę. Może wciągną mnie bardziej? 

Moja ocena: 6/10

Asa Larsson, Burza słoneczna, str.361, Wydawnictwo Literackie

Read more ...

Seriale: The 100 (2014)

17.6.15

Czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo możemy polubić daną rzecz. Serial w tym przypadku. Myślimy, że będzie takim lekkim przerywnikiem, czymś na zabicie czasu, po czym uświadamiamy sobie, że z przerywnika w oczekiwaniu na faworytów stał się kolejnym ulubieńcem. Właśnie tak było ze mną i The 100 - produkcją na podstawie książki Kass Morgan.

Ostatnio nie oglądam wielu fantastycznych seriali. Stawiam na nieco bardziej realne i prawdopodobne pozycje. Dlatego do The 100 nie podchodziłam z wielką ochotą od samego początku. Kiedy jednak rozpocząwszy najdłuższe wakacje w moim życiu, szukałam czegoś nowego do pooglądania i zobaczyłam trailer tej produkcji, wiedziałam, że MUSZĘ ją poznać. Wojna nuklearna zniszczyła życie na ziemi. Niektórym jednak udało się przetrwać dzięki możliwości dalszej egzystencji na statku kosmicznym - Arce. Po 97 lata stu młodocianych przestępców zostaje wysłanych na ziemię, aby sprawdzić, czy jest zdatna do kolonizacji. Jak się można spodziewać, życie na ziemi, mimo że możliwe, nie będzie wcale proste, a sama Arka stanie przed wieloma problemami i masą trudnych decyzji. Zaciekawieni?


W tym wypadku akcja jest czymś za co uwielbiam ten serial najbardziej. Nawet nie spodziewałam się, że aż tak mnie wciągnie. Okropnie mnie korci, żeby opisać każdy najdrobniejszy szczegół i pokazać Wam, jak bardzo ta produkcja jest absorbująca, ale nie chcę psuć nikomu radości z oglądania. Wierzcie mi, kiedy już zaczniecie, nie będziecie mogli przestać. Bohaterowie w każdym odcinku stają przed życiowymi wyborami, muszą walczyć o przetrwanie, próbować uratować siebie i przyjaciół. A cena często jest bardzo wysoka. Choć brzmi to banalnie, w praktyce wcale takie nie jest. Wielokrotnie przychodzi moment, w którym zastanawiamy się, co my byśmy zrobili na ich miejscu, jak byśmy się zachowali... 


W fabule można by znaleźć kilka niespójnych momentów. Skonstruowanie społeczności czy inne organizacyjne kwestie budzą pewne zastanowienie. Ale mimo, że zdajemy sobie sprawę, że wykreowanie świata mogło by być lepsze, to i tak zachwycamy się nim i jesteśmy w 100% zaangażowani we wszystko, co przygotowali twórcy. Sama tematyka życia w kosmosie była już poruszana wcześniej i odbiorcy podchodzą do niej raczej z dystansem. To przecież takie nierealna, prawda? I może nie znajdziemy w The 100 jakichś ważnych tematów albo życiowych problemów, ale to nie taki serial, w którym powinniśmy ich szukać. Tutaj należy dać się wciągnąć do fantastycznego świata, zapomnieć o szarej codzienności i przenieść się w kosmiczne przestrzenie.

Nie powiem, że The 100 to arcydzieło. Zarówno tematyka, wykonanie, jak i samo aktorstwo pozostawiają jednak trochę do życzenia, żeby tę produkcję można nazwać perełką. Ale mimo tych niedociągnięć serial wciąga, jak żaden inny. Absorbuje najmniejszą cząstkę uwagi, nie pozwala myśleć o niczym innym i sprawia, że magicznym sposobem zapominamy o wszystkich wadach i widzimy tylko zalety. I nie wiedzieć kiedy całe dwa dostępne sezony nagle stają się obejrzane, a my znów nie mamy nic do oglądania.


Moja ocena: 7/10

Znajdziecie mnie też na:






Read more ...

Zakon Mimów - Samantha Shannon

12.6.15


W końcu nadszedł ten czas. W końcu mogłam powrócić do świata wykreowanego przez Samanthę Shannon. Świata, gdzie każdy drobiazg jest dopracowany. Gdzie wszystko ma swoje miejsce, a jedno logicznie wynika z drugiego. Po skończeniu poprzedniej części nie mogłam się wprost doczekać, kiedy będę mogła w końcu sięgnąć po kolejny tom. I stało się. Przeczytałam go. A teraz znowu muszę cierpliwie czekać...

Paige udało się uciec z kolonii karnej. Koniec jednych kłopotów staje się początkiem kolejnych. Dziewczyna jest teraz najbardziej poszukiwaną osobą w Londynie. Ma jednak zadanie do wykonania. Świat musi dowiedzieć się o istnieniu Rafaeitów i Emmitów. Dowiedzieć się i podjąć walkę przeciw nim. Proste z pozoru przedsięwzięcie przysporzy Paige wielu problemów. W samym Syndykacie zaś wszystkich czekają bardzo poważne zmiany, w które zostaną wplątani nasi bohaterowie.

Nigdy chyba nie wyjdę z podziwu wyobraźni, jaką dysponuje autorka. Ona nie wymyśliła pierwszej lepszej fantastycznej historii. Ona stworzyła wszystko od nowa. Wykreowała cały świat w najdrobniejszych szczegółach. Siedem kategorii jasnowidzenia, dziesiątki różnych jasnowidzów, podział podziemia, gangi, władze, nawet uzasadnienie opowiadanej historii w przeszłości. Wszystko to stworzyła wyobraźnia Pani Shannon. Może to co prawda powodować wrażenie chaosu, tym bardziej, jeżeli od czytania poprzedniej części minęło trochę czasu, jak w moim przypadku. Nie ukrywam, momentami ciężki mi się było odnaleźć, ale wierzcie mi, dla możliwości znalezienia się w tym fantastycznym świecie i poznania kolejnych pomysłów autorki, naprawdę warto poświęcić czas!

W tym tomie akcja ani na moment nie ustępuje tej z Czasu Żniw. Tym razem nie toczy się już w kolonii karnej. Przybliżone mamy tu bardziej metody działania samego Syndykatu i Sajonu. Fabuła skupia się na nowych wątkach związanych właśnie z tymi organizacjami. Nie zabraknie też kontynuacji tematów z poprzedniej części. Wszystko to ładnie się ze sobą przeplata, także nie ma mowy o nudzie. Nie można też narzekać na powierzchowne skonstruowanie bohaterów czy na to, że nas irytują. Wszystko tu jest tak, jak być powinno. Jest akcja, jest tajemnica, magiczny świat i element zaskoczenia. Książka jednak nie należy do tych, które się połyka od razu. Może to przez nagromadzenie wątków czy wszystkie fantastyczne nowości wykreowane przez autorkę. Warto jednak posmakować tego, co zostało dla nas stworzone, bo całość zachwyca do głębi! 

Zakończenie natomiast sprawia, że oczekiwanie na kolejny tom staje się niesamowicie trudne. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, chciałoby się od razu sięgnąć po kontynuację i przeczytać dalszy ciąg historii. A tu znów trzeba czekać. Jeżeli chcecie poznać wszystkie drobiazgi, które dla swoich czytelników wykreowała Samantha Shannon, a potem dotrzymać mi towarzystwa w oczekiwaniu na kolejną część, sięgnijcie koniecznie po tę serię!

Moja ocena: 7/10

Samantha Shannon, Zakon Mimów/The Mime Order, str. 528, Wydawnictwo SQN, Kraków, 2015
Read more ...

Zapowiedzi i nowości: Czerwiec 2015

10.6.15



Autor: James Dawson
Tytuł: Wypowiedz jej imię
Wydawnictwo: Ya!
Data premiery: 03.06.2015






Trójka nastoletnich przyjaciół w noc Halloween przyzywa ducha legendarnej Krwawej Mary. To, co miało być zabawą, zmienia się w koszmar i dramatyczną walkę o przetrwanie. Bobby, jej przyjaciółka Naya i przystojny Caine muszą się zmierzyć z nawiedzającą ich w snach upiorną siłą mieszkającą po drugiej stronie lustra. Nastolatkowie odkrywają tajemnicę z połowy XX wieku. Odnajdują jedyną ofiarę, która umknęła Krwawej Mary i od lat przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Czego upiór pragnie naprawdę – ukojenia czy zemsty?

Upiornie ciekawi mnie ten tytuł. Już sama okładka przykuwa wzrok, do tego opis... Mam wrażenie, że pozycja wpasuje się w moje gusta.




Autor: David Levithan
Tytuł: Każdego dnia...
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data premiery: 04.06.2015







Każdego dnia szesnastoletni A budzi się - bez ostrzeżenia - w innym ciele i w innym miejscu.
A pogodził się ze swoim wyjątkowym losem, ustalił nawet zasady, których stara się przestrzegać. Nie angażować się. Nie rzucać się w oczy. Nie mieszać w cudzym życiu.
Aż do pewnego poranka, kiedy A budzi się w ciele Justina i poznaje jego dziewczynę, Rhiannon. Od tej chwili przestają obowiązywać wszelkie reguły, bowiem A wreszcie znalazł kogoś, z kim pragnie być – każdego dnia, bez wyjątku.

Nie znam jeszcze twórczości tego autora, ale z wielką chęcią to zmienię. Ta pozycja będzie świetną okazją na spotkanie z jego piórem.




Autor: Michelle Hodkin
Tytuł: Mara Dyer. Zemsta
Wydawnictwo: Ya!
Data premiery: 17.06.2015








Genialne połączenie literatury młodzieżowej z ciężkim, psychodelicznym thrillerem. W ostatniej części trylogii Mara musi stawić czoła rzeczywistości.
Trzecia część bestsellerowej serii o Marze Dyer. Pewnego dnia Mara budzi się w lustrzanym pokoju i nie wie, gdzie jest. Zdaje sobie sprawę, że jej bliscy nie żyją, a ona powoli zaczyna o nich zapominać. Głos w jej głowie powtarza: „musisz uciekać”, ale leki podawane przez doktor Kells zmuszają ją do posłuszeństwa i odbierają jej umiejętność zadawania bólu i zabijania myślami. Mara nigdy nie czuła się tak bezbronna…

Poznałam dopiero pierwszy tom przygód Mary Dyer, ale koniecznie będę musiała przeczytać kolejne! Choć ta pierwsza część nie była pozbawiona wad, bardzo ciekawi mnie ciąg dalszy i chętnie powróciłabym do świata wykreowanego przez autorkę. 

Jak widzicie w czerwcu niewiele pozycji mnie zainteresowało. Na co Wy czekacie? Może zaciekawiło Was więcej tytułów?

Znajdziecie mnie też na:

Read more ...

Lepsze życie - Anna Gavalda

7.6.15

Każdy z nas chce, aby jego życie było dobre. Ale co to tak naprawdę znaczy? Czego właściwie oczekujemy od dobrego życia? Jedno słowa, a tak ciężko je zdefiniować. Określić jego drugie dno. Bo przecież życie może być dobrze, ale wcale nie tak idealnie. Jakby wciąż czegoś brakowało. Jakbyśmy zasługiwali na więcej. 

W takiej sytuacji znaleźli się bohaterowie książki Anny Gavaldy. Życie Mathilde i Yanna nie było złe. Mimo to oboje czekali na okazję, aby złapać szczęście i uczynić swój los lepszym. Mathilde wiodła życie typowej 24 latki. Studiowała, pracowała, imprezowała. Wszystko toczyłoby się dalej, gdyby pewnego dnia nie zgubiła torebki z dużą ilością pieniędzy. Na szczęście znalazł się Pan Uczciwy, który postanowił ją zwrócić. Yann po skończeniu wzornictwa, pracuje w sklepie hi-tech i trwa we względnie udanym związku. Pewne spotkanie uświadomi mu jednak, że nie tak powinno wyglądać jego życie.

Nie wszystkie książki muszą nam się podobać. Ta na przykład w ogóle nie wpasowała się w moje gusta. Od początku do końca panował w niej jeden wielki chaos. Mieszanie sposobów narracji, odchodzenie od głównego tematu wypowiedzi, krótkie zdania, pytania retoryczne. Wszystko to potęgowało tylko ogólny mętlik. Również fakt, że są to dwie oddzielne historie, a nie jedna, rozbija nam nieco ogólny odbiór. Akcja w powieście toczy się niezwykle szybko. Autorka skupia się tylko na tym, co ważne z punktu widzenia bohaterów, a czasem, tak dla rozluźnienia, ciekawie byłoby poczytać o czymś innym, chociażby o mieście.

Same historie, o których opowiada Anna Gavalda, mnie nie porwały. Mathilde była niestety niezwykle irytującą bohaterką, a jej zachowanie momentami stawało się lekko niedorzeczne. Yann też wcale nie był lepszy. Za dużo w tym wszystkim było narzekania i jęczenia, jak dla mnie. Nie to jednak było najgorsze. Najgorsza była naiwność. Nie chodzi mi nawet o pokazanie, że jedna sytuacja może zmienić wszystko i naprawdę nas odmienić. To akurat stanowiło pozytywny aspekt tej historii i napawało pewnym optymizmem. Naiwność objawiała się w zachowaniu bohaterów, w takich prostych życiowych czynnościach, które wcale takie proste nie są. 

W książce można znaleźć pewne pocieszenie, moment zastanowienia, która motywuje do zmian i daje nadzieję na lepsze życie. Sposób, w jaki podany jest on czytelnikowi, nie jest już tak dobry. Mnie niestety zabrakło w tej powieści pewnej przystępności, która umożliwiłaby mi szczere zaangażowanie się w lekturę. Oczekiwałam lekkiej i przyjemnej historii, a niestety ciągle mi coś w niej zgrzytało i uniemożliwiało odpoczynek przy lekturze. A może pióro Gavaldy zwyczajnie nie jest dla mnie...

Moja ocena: 4/10 

Anna Gavalda, Lepsze życe/La Vie en mieux, str. 269, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2015

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego. 

Read more ...

Co się działo w maju?

3.6.15

Co u mnie? W końcu mogę powiedzieć, że uporałam się z maturą. Byłam, zobaczyłam, prawdopodobnie zdałam. A teraz czuję niewyobrażalną ulgę, że to już za mną. I w końcu odpoczynek! W tym miesiącu przybył mi też jeden roczek więcej. ;)

Co czytałam?

3. Lepsze życie - Anna Gavalda
4. Maybe someday - Colleen Hoover

W trakcie matur praktycznie nic nie czytałam, bo stres niestety mi na to nie pozwalał. Po zakończeniu potrzebowałam czegoś lekkiego i przystępnego, dlatego sięgnęłam po Wybranych. Dostałam właśnie taką książkę, jakiej oczekiwałam. Nie była pozbawiona wad, ale czytało się ją bardzo przyjemnie i nie mogę się doczekać, kiedy poznam kolejne tomy. Potem czytałam Dziesiąty krąg. Było to bardzo satysfakcjonujące kolejne spotkanie z autorką. Dokończyłam zaczęte wcześniej Lepsze życie, o którym niedługo napiszę coś więcej oraz przeczytałam drugi już raz Maybe someday.

Co na blogu? Pojawiły się wyniki Miodowego Konkursu oraz tradycyjnie zapowiedzi. Opowiadałam Wam też o tym jak zepsuć dobry serial oraz trochę o nauce, jaką wyniosłam z matury. Pojawił się także stos z ostatnimi nabytkami. 

Wiadomości i linki miesiąca:
  • krótki test, w którym dowiecie się, który fantastyczny świat powinien być Waszym domem <klik>
  • o pewnym molu książkowym w rękach policji <klik>
  • trochę o serialowej wersji Darów anioła <kilk>

Jak wyglądał Wasz maj?

Znajdziecie mnie też na:



Read more ...

Symbole mojego dzieciństwa

1.6.15
Dzieciństwo to piękny okres w życiu człowieka. To czas, kiedy każda zabawa wypełniona była magią, a drzwi do baśniowego świata stały otworem. Każdy ma z nim związane jakieś wspomnienia i rzeczy, które nieodmiennie przywodzą na myśl tamte chwile. W związku z tym, że dzisiaj Dzień Dziecka, przedstawiam Wam kilka pozycji, bez których moje dzieciństwo byłoby o wiele mniej ciekawe.

1. Pokemon



Serial, na którym się wychowałam. Każdego dnia, punktualnie zasiadałam przed telewizorem i pochłaniałam kolejny odcinek. Moja fascynacja nim nie znała granic. Zmuszałam rodziców, żeby kupowali mi Lay'sy, bo tylko tam dołączane były takie plastikowe kółka z rysunkami Pokemonów. Potem z kolegą kłóciliśmy się, kto ma więcej i czyje są fajniejsze. Pamiętam, jak wciskałam mu historyjkę, że w jednej paczce się pomylili i dali tylko jednego chipsa i resztę Pokemonów (oczywiście wodnych, moich ulubionych). Nie uwierzył, niedobra bestia! Latałam po domu i jak głupia krzyczałam "Pikachu, wybieram Cię!". Dziwię się, jak rodzice ze mną wytrzymali.

2. Król Lew


Znacznie bardziej poważna pozycja. Oglądałyśmy go razem z siostrą niezliczoną ilość razy. Ja miałam około 9 lat, ona 3. Patrząc na tematykę, nie wiem, czy do końca zrozumiała, o co chodzi, ale maraton z Królem Lwem raz w tygodniu koniecznie musiał się pojawić! Do dzisiaj uwielbiam ten film, a muzyki mogłabym słuchać na okrągło. Pierwsza scena chyba już zawsze będzie rozdzierać mi serce. Dla mnie całość to po prostu arcydzieło!


3. Baśnie 

Book


Dostałam raz taki kuferek, w który było pięć oddzielnych książek z baśniami Andersena. Nie umiałam jeszcze za dobrze czytać, więc mama musiała mi pomagać. Pamiętam moją frustrację, że nie mogę tego jeszcze zrobić sama. Była to z pewnością świetna motywacja do nauki. Mówi się, że dzieci mają wyimaginowanych przyjaciół. Ja jestem żywym przykładem, że faktycznie tak jest. Byłam takim super hero, który wybawił Kopciuszka od złego traktowania i ostrzegł Śpiącą Królewnę przed ukłuciem się wrzecionem. Choć z drugiej strony, nie poznałyby przeze mnie królewiczów na rumakach.

A jakie są Wasze symbole dzieciństwa?

Zapraszam też na:
Read more ...