Podsumowanie lutego

28.2.14
Kolejny miesiąc nowego roku dobiega końca. Momentami ten galopujący czas mnie dobija. Dopiero co czekałam na ferie, a tu już nagle dwa tygodnie po nich. Pod względem książkowym luty minął mi tylko troszkę lepiej, niż styczeń. 4 z 5 książek przeczytane były w ferie, a kolejna to lektura. Spowodowane to było głównie tym, że zaraz po powrocie do szkoły rozpoczęła się rzeź niewiniątek, z której na szczęście powoli wychodzę żywa. 



Przeczytane w lutym: 
5. Ojciec Goriot - Honoriusz Balzac

Co do najlepszych książek, to zdecydowanie muszę wyróżnić Harry'ego Pottera i Czarę Ognia oraz Wichrowe Wzgórza. Kolejne spotkanie z Rowling okazało się nawet lepsze od poprzednich, a powieść Emily Brontë zdobyła moje serce w całości. Na 7 razy dziś niestety się zawiodłam. Myślałam, że będzie to zdecydowanie lepsza książka. W tym miesiącu miałam także okazję kolejny raz znaleźć się w Elżbietańskiej Anglii, a to przy okazji Alchemii miłości - książki niezwykle przyjemnej. Na koniec miesiąca zmuszona zostałam do przeczytania Ojca Goriot. Spotkanie to należało do średnio przyjemnych. Gdzie są te czasy gimnazjum, kiedy prawie każda lektura mi się tak podobała?

W lutym do grona obserwatorów dołączyło 12 osób, za co każdej z nich dziękuję! Fan page lubi 116 osób, a więc o 2 więcej, niż w styczniu. Dziękuję raz jeszcze! W miesiącu tym udało mi się nawiązać współpracę z Wydawnictwem Egmont. Nie ukrywam, fakt ten cieszy mnie niezmiernie. Założyłam także konto na Goodreads. Jeżeli ktoś byłby ciekawy, to zapraszam <KLIK>.

Wyzwania: 
  • Rekord 2014 - 5 książek. W sumie 9/do osiągnięcia min. 64
  • Czytam fantastykę - 1 
  • Za bajkami, za baśniami - 0
  • Czar czarownic - 1
  • Z listą BBC - 2

Ogólnie rzecz biorąc jestem całkiem zadowolona z lutego. Jak już mówiłam, druga połowa miesiąca pochłonęła mnie i zalała szkolnymi obowiązkami. Gdyby nie to, wyniki byłyby z pewnością lepsze. Niestety trzeba było wkuć całe średniowiecze w 8 dni, więc na czytanie nie zostało wiele czasu. Mam nadzieję, że w marcu uda mi się trzymać poziom, bo nie zanosi się, żeby było lepiej. 
Jak tam Wasze wyniki?

Read more ...

Alchemia miłości - Eve Edwards

23.2.14




Autor: Eve Edwards
Tytuł: Alchemia miłości
Tytuł oryginału: The Other Countess
Seria: Kroniki Roku Lacey #1
Liczba stron: 383
Wydawnictwo: Egmont




Kultura Anglii ma w sobie to znane i lubiane "coś". Sama ją wprost uwielbiam! XVI wiek mogłam już bliżej poznać przy okazji Uwięzionej królowej Philippy Gregory, która to książka wywarła na mnie wielkie wrażenie. Nic więc dziwnego, że chciałam ponownie wybrać się w książkową podróż do Anglii w tamtym okresie.

Tym razem mogła się ona odbyć dzięki Eve Edwards i jej Alchemii miłości, będącej pierwszym tomem Kronik Rogu Lacey. Poznajemy tu Willa Lacey, który po śmierci ojca został hrabią i na jego barki spadła cała odpowiedzialność za dom i poddanych. Przed śmiercią ojciec niemal wszystkie rodzinne fundusze wydał na pracę pewnego alchemika, który obiecywał mu wynalezienie złota. Niestety były to obietnice bez pokrycia. Teraz, aby odbudować finansową pozycję rodziny, Will skazany jest na ślub z jakąś bogatą damą. Kiedy jednak udaje się na dwór z zamiarem znalezienia takiej, jego serca zaczyna szybciej bić do niejakiej Ellie - biednej dziewczyny, córki alchemika, który zrujnował jego rodzinę. Will będzie musiał wybrać pomiędzy małżeństwem z rozsądku z lady Jane a miłością do Ellie.

Eve Edwards do napisania tej książki przygotowała się bardzo dobrze, o czym możemy czytać na skrzydełku okładki: ,,na użytek tej książki oglądała wnętrza z epoki i rycerskie turnieje oraz uczestniczyła w ucztach w stylu elżbietańskim". Trzeba przyznać, że wywarło to wpływ na treść. Dostajemy tu bowiem bardzo dobry obraz epoki elżbietańskiej. Może nie jest on tak genialny, aby się nad nim długo rozpływać, ale na pewno bardzo miło się czytało o ucztach, turniejach, strojach i innych rzeczach towarzyszących tamtym czasom. Późniejsze perypetie miłosne osadzone w XVI-wiecznym klimacie także miały swój nieodparty urok. Dzisiaj miłość wygląda inaczej, a czytanie o ograniczeniach i powinnościach, którym musiano sprostać, było z pewnością bardzo ciekawe.

Książka jest romansem historycznym, więc miłość odgrywa tu główną rolę. Muszę przyznać, że podczas gdy początkowo to zakazane i powoli rozwijające się uczucie bardzo mi się podobało, to już na koniec miałam go dość. Wszechobecnego lukru było zdecydowanie za dużo i trochę szkoda, że ta delikatna miłość gdzieś potem zniknęła. Autorka poświęciła także nieco miejsca na problemy epoki, jak chociażby walka z katolikami czy ukazanie mentalności dworu, więc jeżeli ktoś będzie miał dość miłosnych perypetii z pewnością znajdzie w Alchemii miłości kilka innych ciekawych wątków. Eve Edwards posługuje się bardzo sprawnym językiem. Pisze lekko, przyjemnie i niezwykle obrazowo. Ani na chwilę w książce nie było mowy o sztywności czy niewpasowaniu się w tendencje epoki. Dialogi prowadzone przez bohaterów są pełne prawdziwości, a jeżeli nawet czasem mało prawdopodobne, to i tak autorka sprawiła, że wierzymy jej we wszystko. Książkę czytało mi się niezwykle szybko. Prawdę mówiąc nawet nie zorientowałam się, kiedy ją skończyłam.

Bohaterów polubiłam już od samego początku. Nie byli oni może wielce złożonymi osobowościami, ale mieli w sobie takie wewnętrzne, promieniujące na innych ciepło, które uwielbiam zarówno w ludziach, jak i książkowych bohaterach. Ellie - wykształcona dziewczyna, która musi sprostać naukowemu szaleństwu ojca, Will - na którego barkach spoczywa wiele zmartwień związanych z utrzymaniem rodziny i Jane - pozostająca w sidłach obowiązku małżeństwa i despotycznego brata. Los postanowił połączyć tę trójkę, wytworzył między nimi przyjaźnie i wielkie uczucie. Jak już wspomniałam nie ma w związku z nimi wielkich komplikacji, od początku można się domyślać, jak zakończą się ich perypetie, ale mimo to byli tak sympatycznymi, że z pewności zapamiętam ich na długo.

Alchemię miłości czytało mi się naprawdę świetnie! Co prawda nie jest to jakaś ambitna literatura ukazująca problemy tamtego okresu czy dworskie zawiłości. Nie pozbawiona jest też wad, jak chociażby zakończenie, o którym staram się zapomnieć. Mimo to w opowiadaną przez Eve Edwards historię można się naprawdę wciągnąć. Sprawdzi się bardzo dobrze, jako lekka książka na nudny wieczór, gdzie miłość w elżbietańskiej Anglii odgrywa główną rolę. Ja z pewnością będę tę historię miło wspominać i z chęcią sięgnę po kolejny tom!

Moja ocena: 7/10, 4+/6

Za możliwość przeczytania Alchemii miłości dziękuję Wydawnictwu Egmont!

Read more ...

Wichrowe Wzgórza - Emily Brontë

18.2.14



Autor: Emily Brontë
Tytuł: Wichrowe Wzgórza
Tytuł oryginału: Wuthering Heights
Liczba stron: 447
Wydawnictwo: MG






Wichrowe Wzgórza zachwycają już od ponad 150 lat. Ciągle ktoś postanawia po nie sięgnąć i zatraca się w klimacie stworzonym przez Emily Brontë. Wielokrotne ponowne wydania i liczne ekranizację mogą jak najbardziej świadczyć o ich sukcesie. Sama miałam na nie ochotę już od bardzo dawna, aż w końcu udało mi się po nie sięgnąć.

Autorka przedstawia nam pana Lockwooda, który postanawia wynająć domek w jakimś odosobnionym miejscu. Wybór pada na Thrushcross Grange, której to posiadłości właścicielem jest niejaki pan Heathcliff. Sam mieszka w Wuthering Heights i to właśnie tam nasz narrator wybiera się, aby zacieśnić więzi z gospodarzem. Pierwsze spotkanie jednak nie przebiega po jego myśli, a w jego konsekwencji nabawia się on długiej choroby. Aby umilić Lockwoodowi cierpienia jego gospodyni - pani Dean - opowiada mu historię Heathcliffa. Dawny właściciel Wuthering Heights - Earnshaw - znalazł go porzuconego w trakcie podróży do Liverpoolu i przygarnął. Chłopak od początku wzgardzony przez mieszkańców nie miał łatwego życia. Pomiędzy nim i córką Earnshawa Catherine wywiązała się wielka miłość, jednak nie miała racji bytu. Odcisnęła ona na Heathcliffie wielkie piętno, z którym musiał mierzyć się całe swoje późniejsze życie.

Książka rozpoczyna się intrygująco  już od samego początku. Wiedziałam wcześniej mniej więcej jakiej historii mogę się spodziewać, dlatego wprowadzenie mało znaczącego bohatera, jako narratora, który na dodatek opowiada historię nie z pierwszej ręki, trochę mnie zaskoczyło. Co prawda początek ten może się trochę dłużyć i wprowadzać w zamęt, jednak późniejsza akcja nam to wszystko rekompensuje. Emily Brontë potrafi zainteresować czytelnika opowiadaną historią i nieraz wywołuje w nim sprzeczne emocje. Widzimy, jak zgrabnie posługuje się słowem. Nie czytałam Wichrowych Wzgórz wcześniej w innym tłumaczeniu, ale myślę, że to Piotra Grzesika bardzo dobrze oddaje ducha epoki, chociażby przez gwarę starego służącego Josepha, którego nieraz ciężko było zrozumieć.

Wichrowe Wzgórza są z pewnością wyjątkową pozycją. Świadczy o tym chociażby ich tematyka. Cała powieść przesycona jest brutalnością i prawdziwością cierpienia, które wpija się w każdą część ciała czytelnika. Jeżeli szukacie opowieści o szczęśliwej miłości, to z pewnością nie pozycja dla Was. Tutejsza miłość rani do żywego. Zachwyca zarówno swą prawdziwością, jak i nieosiągalnością. Choć zakochani z przyczyn naturalnych nie mogą być razem i tak na swój sposób oddziałują na siebie, co wywołuje swego rodzaju podziw i na pewno zachwyca. Powieść ukazuje psychikę głównych bohaterów i to, jak szereg niekorzystnych wypadków na nich wpłynął. Autorka stworzyła pozycję pełną symboli i cytatów, które zapadają w pamięci. Jest tu także wiele spraw, które intrygują, a które mamy wyjaśnione w posłowiu. Wichrowe Wzgórza są zdecydowanie inne, niż pozostałe książki sióstr Brontë, które miałam okazję czytać. Są znacznie bardziej brutalne, brak tu małomiasteczkowe klimatu czy typowego obejścia, a niektóre działania bohaterów mogą zakrawać o skandal czy herezje. Nie mówię, że to źle, bowiem klimat ten bardzo przypadł mi do gustu. Surowy krajobraz wzgórz, znalazł odzwierciedlenie w wymowie dzieła i nie ukrywam, że zachwyciło mnie to.

Bohaterowie, tak jak i cała reszta są bardzo charakterystyczni. Chociażby Heathcliff, który jest bardzo tajemniczą postacią. Nie wiemy nic o jego pochodzeniu czy wieku. Widzimy, jak niespełniona miłość i opinia innych na niego wpłynęły i jak dążenie do zemsty go zmieniło. Catherine to bardzo przewrotna kobieta. Pełna gwałtowności i życia na początku, potem zmieniona przez chorobę. Nie ukrywam, że jej decyzja, kierowana impulsem i zachcianką niezbyt przypadła mi do gustu, ale cóż ja mogłam zrobić. Tak naprawdę bohaterowie nie należeli do tych sympatycznych, których łatwo możemy polubić. Irytowali bardzo często, ale takie ich zamknięcie w kajdanach niespełnionej miłości i jej skutków miało swój urok, a sympatia do nich rodziła się pomimo wad. Emily Brontë ukazuje postaci na przestrzeni lat. Jedni odchodzą, drudzy przychodzą, może to się podobać lub nie. Ja pozostaję neutralna w tej kwestii i stwierdzam, że przez takie powiązania rodzinne autorka wyniosła książkę na jeszcze wyższy poziom.

W Wichrowych Wzgórzach nie wszystko jest takie, jakby się chciało. Jak pisałam, nie jest to szczęśliwa historia miłosna, ale wielkie, nieraz brutalne uczucie, które porusza i na pewno zostaje w pamięci. Całość stworzona została tak, że śmiało można ją ochrzcić mianem genialnej. Ze mną historia ta pozostanie z pewnością bardzo długi czas. Jeżeli jeszcze jej nie czytaliście, nie traćcie czasu! Wichrowe Wzgórza wypada znać!

Moja ocena: 10/10, 6/6

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG!
Read more ...

Top 10: najlepsze filmy na Walentynki

14.2.14



Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć najlepszych filmów na Walentynki!


Dziś, jak wszyscy wiemy, mamy 14 lutego. Nie ukrywam, że nie rozumiem szumu związanego z tym dniem. Nie mniej jednak, jakiś ciekawy film zawsze jest dobry, prawda? Sama planuję dzisiejsze popołudnie i wieczór spędzić z książką i właśnie filmem. Przed Wami więc 10 moich typów na ten dzień.



Nicholas Sparks potrafi czarować romantycznym klimatem, jak nikt inny. Pamiętnik w wersji filmowej jest o niebo lepszy od wersji książkowej i po prostu nie można go nie polecić. Ostatnia piosenka to kolejny film na podstawie jego książki, który uwielbiam. Nawet Miley mi w nim nie przeszkadza. Trzy metry nad niebem jak pewnie wielu z Was wie, to niezwykle piękna, chwytająca za serce opowieść. Walentynki należą raczej do tych banalnych, komercyjnych filmów, ale sam tytuł już mówi za siebie. Jeżeli szukacie właśnie takiej lekkiej opowieści, Walentynki będą w sam raz. Twój na zawsze nie jest kolejną typową miłosną historią, pokazuje prawdziwość uczucia łączącego bohaterów, a także ma w sobie to "coś", co sprawia, że genialnie się go ogląda (i nie jest to Pattinson). 



Pretty Woman to już klasyk. Jak dla mnie - genialny, a Julii Roberts naprawdę nie sposób się oprzeć. Rzymskie wakacje to kolejny film, który osobiście uwielbiam. Widzimy tu Audrey Hepburn jako księżniczkę, zakochującą się w dziennikarzu. Opowieść czaruje i cieszy oko. Amelia to niezwykle malownicza historia. Jeżeli nie szukacie typowej, romantycznej produkcji, ten film będzie dla Was w sam raz. Jednym słowem mogę określić go, jako czarujący, a wątek romantyczny jest tutaj tak delikatny, że antyfanów walentynek na pewno nie będzie raził w oczy. Król Lew to mój ukochany film z dzieciństwa. Jak dla mnie to arcydzieło i jest idealny na każdą okazję. Uwierz w ducha to kolejny klasyk, dobry dramat, gdzie romans ukazany jest w sposób inteligenty, a co ważniejsze, inny niż zazwyczaj. 


A jakie są Wasze typy?

Read more ...

7 razy dziś - Lauren Oliver

12.2.14




Autor: Lauren Oliver
Tytuł: 7 razy dziś
Tytuł oryginału: Before I Fall
Liczba stron: 379
Wydawnictwo: Otwarte





Lauren Oliver większość z nas kojarzy z jej bestsellerowej serii Delirium. Wcześniej autorka ta podbiła literacki świat swą debiutancką powieścią 7 razy dziś. Wypatrzyłam ją niemal zaraz po premierze i już wtedy desperacko pragnęłam ją przeczytać. Niestety los chciał, żeby nastąpiło to dopiero teraz.

Fabuła 7 razy dziś przedstawia się bardzo zachęcająco. Sam Kingston ma wszystko, czego potrzebuje - przyjaciółki, chłopaka i popularność. Nie układa jej się dobrze z rodzicami, siostrą i starym przyjacielem, ale przecież "nowe" życie jest tego warte. 12 lutego w szkole odbywa się Dzień Kupidyna. Ma to być dla dziewczyny wyjątkowy dzień, jednak rzeczy nie idą po jej myśli. Po imprezie Sam z przyjaciółkami chce wrócić do domu, ale nie będzie jej to dane. Zdarzy się wypadek, tragiczny w skutkach dla naszej głównej bohaterki. Na dodatek następnego dnia dziewczyna obudzi się znów 12 lutego i będzie musiała przeżywać kolejny raz ren sam dzień, w sumie siedem razy.

Tematem życia po śmierci zajęło się już kilku autorów. Chociażby Carolyn Jess-Cooke z Zawsze przy mnie stój, która to książka zdobyła moje serce w całości. Nie ukrywam, że po opisie fabuły 7 razy dziś i po dobrze znanej autorce spodziewałam się kolejnej porywającej lektury o tej tematyce. Z otrzymaniem jej wyszło średnio. Może książka ta nie była zła, ale jednak nie tak genialna, jak na to liczyłam. Rzeczą wpływającą na plus jest z pewnością wspomniana już przeze mnie fabuła. Mogło by się wydawać, że ten sam dzień trwający siedem razy z rzędu okaże się w pewnym momencie nudny, ale tutaj tak nie było. Każdy dzień był na swój sposób inny, a przeżywanie go było dla bohaterki jakby kolejnym etapem żałoby po sobie samej. Z dnia na dzień bohaterka się zmieniała, dostrzegała swoje błędy i starała się je naprawić. Dążenie do lepszego "ja" nie zostało jednak przedstawione tutaj w sposób błahy czy naiwny. Nie mogę też narzekać na język, którym posługuje się Lauren Oliver. Niektórzy mogą go znać z trylogii Delirium i jeżeli tam im przypadł do gustu, to z pewnością i w 7 razy dziś nie będą nim zawiedzeni. Tych, którzy nie mieli kontaktu z autorką mogę zapewnić, że jest on niezwykle barwny i przystępny dla czytelnika, a prowadzenie całej akcji w lekki sposób jeszcze bardziej ułatwia czytanie.

Muszę przyznać, że dawno nie spotkałam się z tak irytującymi bohaterami, jak tutaj. Sam i jej przyjaciółki można określić po prostu jako puste. Ich głównymi problemami były imprezy i faceci. Jestem w podobnym wieku do nich i wiem, że prawdziwe życie nie zawsze tak nie wygląda. Na podstawie licznych retrospekcji mogę również stwierdzić, że nie patrzę na ich charakter jedynie przez pryzmat jednego dnia. Myślę, że ten cały zabieg autorki z ukazaniem ich w ten sposób, służył zaakcentowaniu zmiany, jak zaszła potem w Sam - zmiany z pewnością wielkiej, na podstawie której możemy wyciągnąć ważne przesłanie i morał na przyszłość. Mimo to, takie przedstawienie zarówno głównej bohaterki, jak i jej przyjaciółek, wzbudzało u mnie wielką irytację i początkowe fragmenty, kiedy Sam była naprawdę nie do zniesienia, czytało mi się niezwykle ciężko.

7 razy dziś nie zachwyciło mnie tak, jak na to liczyłam. Jest tutaj co prawda pewne przesłanie, aby chwytać dzień i żyć, jakby był naszym ostatnim. Możemy też otrzymać okazję do zastanowienia nad życiem i śmiercią. Zabrakło jednak jakiegoś większego zachwytu. Nie zostałam porwana, nie uroniłam żadnej łzy i nie rozpaczałam wewnętrznie nad losem bohaterki. Książkę czytało się naprawdę dobrze, jednak wciąż czuję niedosyt, że mogło to być coś więcej, niż tylko ciekawa lektura z ważnym morałem.

Moja ocena: 6/10, 4/6

Read more ...

Harry Potter i Czara Ognia - J.K.Rowling

9.2.14



Autor: J.K.Rowling
Tytuł: Harry Potter i Czara Ognia
Tytuł oryginału: Harry Potter and the Goblet of Fire
Liczba stron: 759
Wydawnictwo: Media Rodzina






W przeciągu ostatniego półrocza kilkakrotnie mogliście się już spotkać na tym blogu z postami odnośnie Harry'ego Pottera. Wiecie zapewne, że swoją przygodę z książkami o nim zaczęłam dopiero niedawno i wciąż ubolewam nad tym, że nastąpiło to tak późno. Dzisiaj przedstawiam Wam moje wrażenia odnośnie czwartej części przygód tego niezwykłego chłopca.

Jak i w poprzednich tomach, tak i tu akcja rozpoczyna się od pobytu Harry'ego w domu wujostwa. Rodzina zaczyna traktować go trochę lepiej, ale nie przez pojawienie się nagłej sympatii do chłopca, a strach przed jego ojcem chrzestnym - groźnym w ich mniemaniu przestępcą. Pod koniec wakacji Harry wraz z Weasleyami udaje się na finał mistrzostw świata w quidditchu, na którym zdarzyć się ma coś strasznego. Kiedy uczniowie wracają do szkoły, czeka ich tam niespodzianka. Do Hogwartu przyjeżdżają reprezentanci innych szkół magii - Durmstrangu i Beauxbatons - aby móc rozegrać Turniej Trójmagiczny. Ma w nim wziąć udział jeden uczeń z każdej szkoły powyżej siedemnastego roku życia. Dziwnym trafem z Hogwartu wybrani zostają dwaj reprezentanci, w tym Harry - czternastolatek. Jak chłopak sobie poradzi z tą odpowiedzialnością? Jaka zagadka będzie wymagała rozwiązania?

W Czarze Ognia pani Rowling znowu zaskakuje czytelnika. Przy okazji Więźnia Azkabanu narzekałam, że brak mi Voldemorta. Tutaj już go nie zabrakło, a na dodatek, było go sto razy więcej, niż w poprzednich częściach. Wcześniejsze jego pojawienia się możemy teraz uznać za swego rodzaju przestrogę dla niegrzecznych dzieci. Tutaj dopiero zaczyna się prawdziwe zło. Z mojego doświadczenia filmowego wiem, że to tak naprawdę początek i będzie zdecydowanie gorzej. Nasz Lord dostarczył zagadki, której brakowało w poprzedniej części. Nie była ona już tak naiwna, jak na przykład w Kamieniu Filozoficznym. Rozwiązanie jej wymagało wsparcia starszych i bardziej doświadczonych czarodziejów, bo nasza trójka sama by sobie nie poradziła. Nie ukrywam, że takie przeniesie rozwoju wypadków na wyższy poziom bardzo mi przypadło do gustu. Akcja mknęła tu niczym z bicza strzelił, a jakieś ostatnie 150 stron przeczytałam na raz, bo inaczej się po prostu nie dało.

Autorka nie zapomniała tutaj także o czarowaniu swym klimatem. Nie było co prawda tylu nowości, ile na przykład w części pierwszej, ale gdybyśmy byli zaskakiwani ciągle morzem nowym elementów świata przedstawionego, w pewnym momencie byłoby ich po prostu za dużo. Do rzeczy nowych, które mogą cieszyć serca spragnione magicznych elementów, w tej części może należeć sam Turniej Trójmagiczny, czy rozszerzenie kwestii "Proroka codziennego". Autorka od początku do końca trzyma się wykreowanego przez siebie świata, coś pogłębia, a coś uznaje już za pewnik. Z pewnością właśnie ten magiczny i urokliwy świat w jakimś stopniu przesądził o powodzeniu tej serii.

Z roku na rok każdy dorasta, a tym samym i nasi bohaterowie. Na początku książki mają już po 14 lat, a więc nie są to już małe dzieci. Dzięki temu zyskuje akcja. Zaczynają pojawiać się pierwsze miłości i zauroczenia. Starsi uczniowie mogą uczestniczyć w balu, co stanowiło z pewnością bardzo ciekawy fragment. Samo zachowanie bohaterów się zmieniło. Zgubili gdzieś tą młodzieńczą umiejętność wywoływania irytacji u innych, co bardzo dobrze na nich wpłynęło. Wciąż mamy przepychanki Harry - Malfoy, ale tak jak i akcja weszły na nieco wyższy poziom. Sam Harry wydoroślał , a jego zachowanie nabrało męskości. Teraz już naprawdę zasługuje na podziw.

Czwarty tom Harry'ego Pottera czytało mi się naprawdę świetnie. Stopień zaangażowania mogę porównać do pierwszej części, gdzie byłam zachwycona poznawaniem tego magicznego świata na papierze, zamiast na ekranie. Z drugiej jednak strony przez okrucieństwo, które tu znajdujemy, nie mogę pokochać Czary Ognia tak, jak Kamienia Filozoficznego. Ta część jest zdecydowanie bardziej mroczna, pełna tajemnic i zła. Niemniej jednak nie znalazłam tu tych małych zgrzytów, które były chociażby w Więźniu Azkabanu. Z pewnością niedługo sięgnę po kolejną część, a tych, którzy jeszcze Harry'ego nie czytali, gorąco do tego zachęcam!

Moja ocena: 10/10, 6/6

Książka zaliczana do wyzwań:
Read more ...

Stos #1/2014

6.2.14

Dawno już nie prezentowałam Wam moich książkowych zdobyczy, a to dlatego, że nie chciałam rozdrabniać ich na dwa posty po cztery książki (więcej przecież cieszy oko bardziej;)). Tak oto przed Wami lektury, które trafiły do mnie w grudniu i styczniu:



  • Igrzyska śmierci - Suzanne Collins: cała trylogia to prezent gwiazdkowy. Strasznie się cieszę, że mogłam w końcu zapoznać się z pierwszą częścią tej serii. Niedługo przyjdzie czas na kolejne tomy. RECENZJA
  • W pierścieniu ognia - Suzanne Collins.
  • Kosogłos - Suzanne Collins
  • Mroczny sekret - Libba Bray: wymiana na LC. Na książki Libby Bray miałam ochotę już od dawna, także cieszę się, że pierwsza część serii już u mnie!
  • Wichrowe wzgórza - Emily Brontë: od Wyd. MG. Książki tych sióstr wprost uwielbiam. Wichrowe wzgórza miałam w planach już dawna, w końcu nadeszła okazja, aby je przeczytać.
  • Ciemno, prawie noc - Joanna Bator: pożyczona od pani od polskiego. Nabytek nieplanowany, ale na powtarzane trzy razy z rzędy pytanie ,,Ktoś chciałby jeszcze pożyczyć?" musiałam odpowiedzieć twierdząco.;)
  • Z innej bajki - Jodi Picoult, Samantha Van Leer: z biblioteki. Jodi uwielbiam! Planowałam w ubiegłym roku przeczytać kilka jej książek, ale niestety się nie udało. Kiedy zobaczyłam tę w bibliotece, wzięłam, bo jakoś nabytki biblioteczne czytam szybciej, niż zakupy własne.
  • Niebo - Alexandra Adornetto: z biblioteki. Pozostałe dwa tomy bardzo przypadły mi do gustu, także wypadałoby po raz ostatni spotkać się z bohaterami i skończyć serię, prawda?
  • Saga księżycowa. Scarlet - Marissa Meyer: z biblioteki. Cinder wywarła na mnie wielkie wrażenie, także było to tylko kwestią czasu, kiedy upoluję w bibliotece Scarlet.

Czytaliście coś z tego stosu? Jeżeli tak, to jak Wasze wrażenia?

A poniżej podarunek-niespodzianka od Gabrysi za drugie miejsce w wyzwaniu "Z listą BBC". Dziękuję!




Read more ...

Igrzyska śmierci - Suzanne Collins

4.2.14



Autor: Suzanne Collins
Tytuł: Igrzyska śmierci
Tytuł oryginału: The Hunger Games
Liczba stron: 351
Wydawnictwo: Media Rodzina






Szał na Igrzyska śmierci trwa już od dłuższego czasu. Nowe osoby stale po nie sięgają, a filmy jeszcze bardziej podsycają panujący zachwyt. Sama od dłuższego już czasu (prawie dwa lata) miałam zamiar się z nimi zapoznać, ale do niedawna jakoś mi się do nie udawało.

Kiedy już się zebrałam i rozpoczęłam czytanie wrzucona zostałam do państwa Panem. Zostało ono utworzone na zgliszczach tego, co zostało z dawnego świata, aby zapewnić ludziom podstawową ochronę, a co ważniejsze - żywność. W jego centrum znajdował się Kapitol otoczony przez trzynaście dystryktów. Kiedy te zaczęły czuć się wyzyskiwane, podniosły bunt, który łatwo stłumiono. Trzynasty dystrykt został zmieciony z powierzchni ziemi, a żeby przypomnieć ludziom o wymaganym posłuszeństwie rozpoczęto organizowanie Głodowych Igrzysk. Z każdego dystryktu losowany jest jeden chłopak i jedna dziewczyna w wieku od 12 do 18 lat, aby mogli rozpocząć walkę na śmierć i życie. Żeby było ciekawiej zwycięzca, który przeżyje, może być tylko jeden.

Katniss Everdeen ma szesnaście lat. Po śmierci ojca jej matka zamknęła się w sobie, więc ciężar utrzymania rodziny spoczął właśnie na niej. Zadanie to nie jest proste, bo żyją one w Dwunastym Dystrykcie - najbiedniejszym ze wszystkich. Młodzież może pobierać racje żywieniowe od państwa, ale skutkuje to dodatkowymi wpisami podczas Igrzysk. Dziewczyna zaczyna zajmować się nielegalnymi polowaniami, podczas których towarzyszy jej przyjaciel Gale. Razem udaje im się w pewnym stopniu zapewnić rodzinom byt. Kiedy na 74 Głodowych Igrzyskach wylosowana zostaje siostra Katniss, ta zgłasza się na jej miejsce. Dołącza do niej Peeta Mellark - wybawca z dzieciństwa. Razem będę musieli stanąć na Arenie i rozpocząć walkę, z której tylko jedno wyjdzie żywe.

Są książki, które nam się podobają, które czytamy z wielką przyjemnością, choć brak w nim czegoś, co by nas zachwyciło i zapadło w naszej pamięci. Tak z pewnością nie jest w wypadku Igrzysk śmierci. Sama ich fabuła ma już w sobie coś szczególnego. Można stwierdzić, że jest ona podobna do innych książek antyutopijnych, ale nie będzie to precyzyjnym określeniem. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że wszędzie indziej widzimy jakby półśrodki. Słyszymy o wyzysku, niesprawiedliwości i okrucieństwie, ale przykłady tego dostajemy jakby wyretuszowane, aby można było je podać delikatnym sercom. Tutaj widzimy całość w pełnej krasie. Suzanne Collins nie boi się pokazywać śmierci i krzywdy innych, nieraz rozdzierając przez to serca i wzbudzając wielkie emocje. Autorka nie skupia się na tym, co stało się z naszym światem i dlaczego, a bardziej na życiu, jakie ludzie muszą wieść w tej zmienionej rzeczywistości. Nie jest to życie łatwe i usłane różami. Kiedy w innych, podobnych tematycznie książkach taki obraz wygląda dość nierealnie, tutaj wierzymy autorce od początku do końca.

Na odbiór Igrzysk śmierci wpływają przede wszystkim emocje, które odczuwamy czytając. Czujemy niesprawiedliwość, okrucieństwo i niemoc, czyli wszystko to, co z pewnością czuli bohaterowie. Oddziałowuje nam to na prawdziwość książki i jak już wspomniałam, sprawia, że bezgranicznie ufamy autorce. Suzanne Collins pisze w bardzo barwny i obrazowy sposób. Nie zanudza czytelnika, a co więcej, powoduje, że od książki wprost nie można się oderwać. Pozostawia rozdział w takim momencie, że nawet się nie orientujemy, kiedy jesteśmy już w połowie kolejnego. Gdybym mogła, zamknęłabym się z tą książką w pokoju na cały dzień i nie wyszła, dopóki bym jej nie skończyła (niestety nie mogłam).

Kolejną rzeczą świadczącą o tym, dlaczego Igrzyska śmierci aż tak przypadły mi do gustu są jej bohaterowie. Nikogo nie moglibyśmy tu jednoznacznie scharakteryzować. Chociażby Katniss, z jednej strony odważna, walcząca o przetrwanie rodziny i nieustraszona w dążeniu do celu, z drugiej okazuje się dość nieufna i nieśmiała. Jej dystryktowy towarzysz Peeta również z jednej strony prezentuje się jako dobry chłopak z sąsiedztwa, a patrząc z drugiej, chce za wszelką cenę przetrwać. Każda postać jest "jakaś", odznacza się na szarym tle, a przede wszystkim bije prawdziwością.

Muszę przyznać, że nie wszytko w Igrzyskach mi się podobało. Niektóre rzeczy mnie irytowały, ale wynikało to nie ze złego wykonania czy niedopracowania. Całość została stworzona jak najbardziej genialnie i właśnie przez to, przez niektóre wydarzenia czy zachowania bohaterów, przez swego rodzaju okrutność, nie wszystko było takie, jakbym skrycie sobie tego życzyła. Kilka dni zajęło mi poukładanie w głowie wrażeń, abym mogła w końcu podzielić się z Wami tą opinią, a i tak wydaje mi się ona dość nieskładna. W ogólnym ujęciu Igrzyska śmierci wędrują na listę moich ulubionych lektur i już niebawem zabieram się za kolejne części. Nie muszę chyba mówić, że jeżeli jeszcze nie poznaliście tej historii, koniecznie musicie to nadrobić?

Moja ocena: 10/10, 6/6

Książka zaliczana do wyzwania
Read more ...

Zapowiedzi: Luty

2.2.14
Nowy miesiąc przed nami, a co za tym idzie nowe książkowe premiery. Jesteście ciekawi, na co czekam w tym miesiącu?





Autor: Jasinda Wilder
Tytuł: Tylko Ty
Seria: Falling #1
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 04.02.2014



Nell Hawthorne kocha Kyle’a, swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Ich młodzieńcza miłość jest niezachwiana, a życie pełne obietnic. Do dnia gdy Kyle ginie w tragicznym wypadku i Nell zmienia się na zawsze.
Coltona poznaje na pogrzebie. Oboje robią co w ich mocy, żeby jakoś poradzić sobie z życiem. Kilka lat później spotykają się znowu, w Nowym Jorku, a Colton odkrywa, że Nell nigdy nie doszła do siebie po śmierci Kyle’a. Wciąż zmaga się z głęboko skrywanym bólem i ugina pod nieznośnym ciężarem poczucia winy i żalu.
Oboje mają niezagojone rany. Ale wspólnie uczą się, jak z tym żyć. Nie jak zapomnieć, lecz jak iść dalej – dzięki miłości…
Idą walentynki. Nie czujecie, że macie ochotę na jakiś romans, choćby tylko w literaturze? Ja na Tylko Ty bym się skusiła.



Autor: Emily Bronte
Tytuł: Wichrowe Wzgórza
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 05.02.2014






Akcja Wichrowych Wzgórz rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX w. Earnshaw, właściciel majątku Wuthering Heights (tytułowe Wichrowe Wzgórza), przywozi do domu bezdomnego, cygańskiego chłopca, którego znalazł na ulicach Liverpoolu i nakazuje własnym dzieciom traktować go jak brata. Pomiędzy przybyszem a małą Cathy rodzi się więź tak silna, że z czasem przestają się liczyć nie tylko z konwenansami, ale i z ludźmi, wśród których żyją. 
Namiętność Heathcliffa i Catherine obnaża mroczną stronę ludzkiej natury, jest mściwa, wszechogarniająca i dzika jak wrzosowiska Yorkshire. Bohaterowie powieści Brontë płacą za to najwyższą cenę, a za ich błędy musi odpokutować następne pokolenie…

Pozostałe książki sióstr Bronte, które miałam okazję czytać były naprawdę świetne, więc chyba nikogo nie zdziwi, jak powiem, że nie mogę się doczekać ponownego wydania kolejnej z nich. Tym bardziej jeśli chodzi o Wichrowe Wzgórza.




Autor: Jessica Verdi
Tytuł: Moje życie od teraz
Wydawnictwo: GW Foksal/Ole
Data wydania: 05.02.2014





Myślisz, że ciebie nie może to spotkać? 
To był najgorszy dzień w życiu Lucy. Serio, najgorszy z najgorszych. To wszystko już ją przerasta – chce uciec. Z domu, od własnych myśli i od własnego życia. Chce zostać zupełnie nową Lucy.
Decyduje się więc na coś, co dawnej Lucy nie przeszłoby nawet przez myśl. Teraz jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Czy będzie mogła mieć teraz chłopaka? Co powie przyjaciołom? Czy będzie miała odwagę przyznać się rodzinie? Jej życie jest teraz zupełnie inne. Każda chwila to dar. A tych chwil może nie być już zbyt wiele…
Ten jeden raz, który zmieni całe życie.
Opis brzmi dość tajemniczo, ale lubię takie historie, a ta zapowiada się dość ciekawie, więc z chęcią bym ją poznała bliżej. 


   
Autor: Cassandra Clare
Tytuł: Mechaniczna księżniczka
Seria: Diabelski maszyny #3
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 07.02.2014





Mroczna sieć zaczyna się zaciskać wokół Nocnych Łowców z Instytutu Londyńskiego. Mortmain planuje wykorzystać swoje Piekielne Maszyny, armię bezlitosnych automatów, żeby zniszczyć Nocnych Łowców. Potrzebuje jeszcze tylko ostatniego elementu, żeby zrealizować swój plan. Potrzebuje Tessy Gray, Charlotte Branwell, szefowa Instytutu Londyńskiego, rozpaczliwie stara się znaleźć Mortmaina, zanim ten zaatakuje. Ale kiedy Mortmain porywa Tessę, chłopcy, którzy roszczą sobie równe prawa do jej serca, Jem i Will, zrobią wszystko, żeby ją uratować. Bo choć Tessa i Jem są zaręczeni, Will jest zakochany w niej jak zawsze.

Mechaniczną księżniczkę już Wam prezentowałam przy okazji jej premiery z amerykańską okładką. Reszty serii nie mam u siebie, także nie stanowi dla mnie różnicy to, z jaką okładką bym ją miała. Chcę jedynie ją w końcu przeczytać!


A Wy na co czekacie w tym miesiącu?
Read more ...