Winter - Asia Greenhorn

28.1.13
Od zawsze było jej ciężko. Los jej nigdy nie oszczędzał. Będąc dzieckiem straciła rodziców. Mieszkała z babcią, ale opieka społeczna siedziała im na karku, dlatego często musiała zmieniać miejsce zamieszkania. Za każdym razem zaczynała od nowa, w nowej szkole, z nowymi znajomymi. Czy może być jeszcze gorzej? Uwierzcie mi, że tak.

Życie młodziutkiej Winter Starr wywraca się do góry nogami, kiedy babcia, jej jedyna bliska osoba, ulega dziwnemu wypadkowi i zapada w śpiączkę. Dziewczyna zostaje odesłana z Londynu do Cae Mefus, małego miasteczka na północy Walii, gdzie czekają na nią nowi opiekunowie – państwo Chiplinowie. Cae Mefus powoli staje się dla Winter domem. Najstarszy syn Chiplinów, Gareth, nie odrywa od niej wzroku. W nowej szkole Winter poznaje tajemniczego i szalenie przystojnego Rhysa. Gareth próbuje ostrzec dziewczynę przed tą znajomością, ale ona nie jest w stanie oprzeć się nagłej namiętności, która bierze we władanie parę młodych kochanków. Niebezpieczeństwo przestaje mieć dla nich znaczenie. W hrabstwie dochodzi do niewyjaśnionych ataków, sama Winter też zostaje napadnięta. Przerażająca prawda powoli zaczyna wypływać na powierzchnię. Winter odkrywa nieznany świat, w którym prastare obyczaje przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a tajemny pakt strzeże życia milionów ludzi. Odkrywa prawdę o śmierci swoich rodziców i o jedynym dziedzictwie, jakie jej pozostawili: kryształowym amulecie, który ją chroni. Musi wybierać między Rhysem, chłopakiem, którego kocha, a swoim własnym życiem.

Ile to już książek o wampirach przeczytałam? Ile razy mówiłam, że ta jest już absolutnie ostatnią? Z pewnością nie raz, a i tak, moje postanowienia wzięły w łeb. Tak oto sięgnęłam po kolejną historię z naszymi krwiopijcami w rolach głównych. Tym razem wampiry mamy ukazane na tle paktu z ludźmi. Może się to wydawać trochę dziwne, bo zwykle istoty te polują na ludzi, a nie zawierają z nimi pokoje. Jednak tym razem mieli powód, żeby to zrobić. Ogólny spokój był ważniejszy, niż przelew krwi. To właśnie różni tę książkę od innych. Pomysł na całą historię jest niebanalny. Autorka chciała zrobić coś nowego, wprowadzić nutkę grozy i na pewno jej się to w pewnym stopniu udało, ale...

No właśnie, ale... Mimo, że pomysł był naprawdę dobry, to jego wykonanie już nie do końca. Fabuła wydała mi się nieco poplątana, tak że trudno było mi się w niej odnaleźć. Autorka chciała wprowadzić nieco zawiłości i tajemnic, a zamiast tego wyszło coś na kształt poplątanej włóczki, którą ciężko rozplątać. Krótkie rozdziały może innym przyspieszają czytanie, ale mi dały tylko pretekst do lenistwa i odliczania rozdziałów do końca. To nie tak, że się nie wciągnęłam. Nie, byłam ciekawa, co naszym bohaterom przydarzy się dalej. Jednak obecność aż 101 rozdziałów trochę mnie przygniotła, co nie zdarza się często. "Winter" czytało się lekko, bez zbytniego myślenia, a co za tym idzie również bez wniosków, które mogłabym z tej lektury wyciągnąć. Styl pisania pani Greenhorn jest w porządku, ale tak jak pisałam wcześniej, lekko zawiły. 


Sprawą, która mnie najbardziej irytowała w bohaterach, było podawanie ich imion i nazwisk, za każdym razem, gdy się tylko pojawiali. Ich "godności" były dość pokręcone, co nie ułatwiało mi zapamiętania, kto jest kim i jeszcze bardziej gubiłam się w fabule. Jeżeli chodzi o samo dopracowanie bohaterów, to tylko tytułowa Winter wydała mi się godna uwagi oraz kolega Gareth. Winter, to postać, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Umie postawić na swoim i robić to, co chce. Właśnie takie bohaterki lubię. Gareth natomiast był według mnie znacznie bardziej ciekawy niż miłość Winter - Rhys. Gareth miał w sobie, to coś, mogłam go zrozumieć, podczas gdy Rhysa odbierałam, jako wyidealizowanego przystojniaka. Kogoś na kształt Edwarda Cullena. Dlatego też sam wątek miłosny między nim i Winter wydał mi się sztuczny i nic nie wart.

Jeżeli chodzi o okładkę to prawdę mówiąc, nie wiem, co o niej myśleć. Z jednej strony coś w sobie ma. Jakoś tajemnicę, mroczny element, który jak najbardziej do niej pasuje. Z drugiej  strony jednak wydaje mi się trochę kiczowata i zrobiona na odwal się. Chyba najlepiej będzie, jak połączę te dwa wrażenia i wyjdzie nam jej pełen obraz.

"Winter" do dość dobra pozycja. Lekko się ją czyta, można się wciągnąć i być ciekawym dalszych losów bohaterów. Nie jest też pozbawiona błędów i niedociągnięć. Gdyby tak popracować nad nią jeszcze z miesiąc, dostałaby na pewno ode mnie ze dwie gwiazdki więcej. Nie jest jednak zła i mam nadzieję, która chwilami przechodzi w cichą pewność, że druga część losów Winter będzie jeszcze lepsza. Ja po nią sięgnę na pewno. Czy warto ją czytać? Sami musicie zdecydować, ale jeżeli macie wolną chwilę, nic nie szkodzi się z nią zapoznać.

Moja ocena: 5/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

Read more ...

Zawsze przy mnie stój - Carolyn Jess-Cooke

23.1.13
W dzisiejszych czasach jest wiele rzeczy, o których zwyczajnie nie chce się rozmawiać. Rzeczy te są spychane na drugi tor, zapominane, uznawane za takie, nad którymi możemy się zastanowić później. Jedną z takich spraw jest religia. Zastanów się teraz Drogi Czytelniku, jaka jest Twoja wiara? Nie myśl sobie, że będę Ci wypominać błędy, które popełniłeś. Nie, każdy z nas ma jakieś na swoim koncie. Ale co byś powiedział, gdyby karą za nie było ponowne ich doświadczanie, bez możliwości ich naprawy? Po prostu obserwacja i nakaz akceptacji tego wszystkiego, co zrobiłeś. Nie byłoby już tak ciekawie, czyż nie?

Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Margot. Umarła, ale nie odeszła. Stała się własnym Aniołem Stróżem. Od teraz, jako Ruth będzie musiała stawić czoło wszystkim swoim błędom. Gdyby była przykładną obywatelką, przeciętną osobą wszystko byłoby w porządku. Margot jednak nie była święta za życia. Jej licznik grzechów przekroczył średnią już kiedy była nastolatką. Teraz ma cztery zadania odnośnie swojej podopiecznej: obserwować, chronić, rejestrować, kochać. Ani słowa o zmienianiu wydarzeń. Czy Ruth się to uda? Czy ocali siebie i swoich bliskich przed nieuchronnym losem?

„Niektórzy Aniołowie Stróże są wysyłani na ziemię po to, aby strzegli swojego rodzeństwa, swoich dzieci i osób, które były im bliskie za życia. Ja wróciłam do Margot. Do samej siebie.”


Akcja książki dzieje się w trzech, jakże malowniczych miejscach: Anglii, USA, a dokładniej w Nowym Jorku oraz w Australii. Opowieść tą czytamy z punktu widzenia Ruth. Dzięki temu widzimy, jaką była osobą w przeszłości, a jaką stała się teraz. Nie mogę nic zarzucić stylowi pisania pani Jess-Cooke. Język jest przystępny dla każdego. Z łatwością możemy się wciągnąć w fabułę. Ani przez moment nie miałam ochoty odłożyć książki na bok. Nie miałam też uczucia, że jeżeli w tej chwili nie przeczytam do końca, to zwariuję, ale było tak z jednego zasadniczego powodu. Otóż "Zawsze przy mnie stój", to książka nad którą trzeba się zastanowić. Przetrawić wszystkie informacje, pozwolić, aby wydarzenia w niej zawarte na Ciebie wpłynęły. A na to wszystko potrzeba czasu. Połknięcie jej w jeden dzień byłoby grzechem. Śmiem nawet twierdzić, że w pełni nie dotarłaby do naszych umysłów, gdy ktoś tak zrobił.


Bardzo trudnym zadaniem jest scharakteryzowanie głównych bohaterek - Margot i Ruth. To swego rodzaju jedna osoba w dwóch ciałach. Ruth jest dojrzalszą wersją Margot. Przeżyła swoje życie i teraz pomaga je przeżyć swojemu wcześniejszemu wcieleniu. Nieraz ma ochotę zainterweniować, wie bowiem, co będzie konsekwencją danych wyborów. Teraz, gdyby mogła pokierowałaby swoim życiem inaczej. Kto z nas nigdy nie czuł czegoś takiego? Nie miał ochoty cofnąć czasu i zmienić przeszłości? Chyba każdy czegoś takiego doświadczył, dlatego łatwiej nam zrozumieć, w jak trudnej sytuacji była Ruth. Margot - "wersja Ruth sprzed lat" jest tą, która popełnia błędy. Korzysta z życia, jak tylko się da i ma na swoim koncie bardzo wiele win. Wszyscy jednak zapominają, że nie miała łatwego dzieciństwa. Przeszła więcej niż dziesięciu zwykłych ludzi razem wziętych. Nie chce się teraz odegrać, po prostu to, co przeszła odcisnęło w jej dorosłym życiu swoje piętno. Obie bohaterki bardzo polubiłam. Staram się je zrozumieć i wczuć w ich sytuacje. Mimo że nieraz mnie denerwowały, a moje wybory różniłyby się od ich, to i tak zapadną mi w pamięci na długo.

„Jest tutaj kilkoro złych ludzi, tego możesz być pewna. Źli ludzie są wszędzie. Może to nawet lepiej, że spotkasz ich już teraz. Wierz mi, im wcześniej nauczysz się nie cierpieć przez głupców, tym lepiej.”



"Zawsze przy mnie stój" to książka, z której da się wyciągnąć nie jeden wniosek. Każdy z momentów daje przesłanie, o którym nie chcemy zapominać. Ani w jednej chwili, nie miałam wrażenia, że to jakiś duchowy przewodnik, czego można by się spodziewać, po tylu mądrościach. Ta książka daje do myślenia, jednak robi to w tak subtelny sposób, że można to uznać za mistrzostwo. Po jej lekturze chcę zapamiętać jedną, ważną rzecz: mianowicie, że nikt z nas nie jest sam, nawet w momentach największej samotności, ktoś z nami jest i nad nami czuwa. Jest to pozycja pełna pocieszenia dla ludzi, wypełniona ciepłem, ale też nie pozbawiona zwrotów akcji i momentów pełnych napięcia i wyczekiwania, co przyniesie następna strona. Jednym słowem: arcydzieło.

Okładka książki jest prosta, ale jakże hipnotyzująca. Niebieskie tło, oplatające dziewczynkę, o białej skórze i ciemnych włosach. Dziewczynkę, która patrzy na Ciebie, tak, jakby Cię o coś prosiła. A gdy odwzajemniasz spojrzenie, wiesz, że nie mógłbyś jej niczego odmówić. Całość genialnie dopasowana, do tematyki książki według mnie.

Już dawno żadna książka nie wywarła na mnie take wrażenia. Wszystko tam jest takie, jak być powinno. Książka daje nam do myślenia i skłania do zastanowienia się nad swoim życiem. Nie mogłabym Wam jej nie polecić. Jeżeli chcecie, powiem to wprost: zróbcie wszystko, aby ją przeczytać. Watro, a nawet trzeba się z nią zapoznać!

Moja ocena: 10/10
Read more ...

Top 10 - ulubione cytaty z literatury

21.1.13
Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć ulubionych cytatów z literatury!


Jako, że książki się czytają, żeby blog nie świecił pustakami postanowiłam dodać dzisiaj  Top 10 Tematyka bardzo w moim guście. Mianowicie chodzi o cytaty z literatury. Pewnie wiecie, że je uwielbiam. Nawet zakładkę mam oddzielną dla nich. Postanowiłam przedstawić Wam listę moim dziesięciu ulubieńców, choć wybranie ich było naprawdę trudne. Kolejność jest jak najbardziej przypadkowa. Oto i one:

1. ,,- Nie zakochałeś się jeszcze we właściwej osobie?
 -Niestety, moją jedyną miłością pozostaję ja sam.
 -Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem, chłopcze. 
-Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było ciekawiej."
Cassandra Clare "Miasto Kości"

2. „- Nie umawiam się z nieznajomymi. - oświadczyłam. 
- Na szczęście ja tak. Przyjadę o piątej.” 
Becca Fitzpatrick "Szeptem"

3. „- Jesteś psychopatą
 - Wolę określenie "człowiek z wyobraźnią”
Becca Fitzpatrick "Crescendo"

4. „Ten, kto skacze do nieba, może upaść, to prawda. Ale może też poszybować w górę."
Lauren Oliver "Delirium"

5. „To, co się posiada, nigdy nie zrekompensuje tego, co się utraciło.”
 Jodi Picoult "Czarownice z Salem Falls

6. „Śmiertelność to najbardziej romantyczna z opowieści. Tylko jedna szansa, by zrobić wszystko, co należy. A później magicznie rusza się dalej.”
Lauren Kate "Uniesienie"

7. „Świadomość utraconych szans nigdy nie pozostawiała jedynie powierzchownych obrażeń; zwykle raniła głęboko, do żywego.”
 Jodi Picoult "Czarownice z Salem Falls

8.  ,,Bo nie ma drugiej szansy na zrobienie pierwszego wrażenia. Każde następne spotkanie, każda rozmowa, to już tylko naprawianie błędów popełnionych za pierwszym razem." 
Jodi Picoult "Zagubiona przeszłość" 

9. ,,Przyszłość to czysta kartka papieru, na której rysujemy kreski, ale czasem osuwa nem się ręka i kreski nie wychodzą tak, jak byśmy chcieli."                     
John Marsden "Jutro"

10.  „Sarkazm to ostatnia deska ratunku, dla osób o upośledzonej wyobraźni.”
Cassandra Clare "Miasto Kości

A wy jakie cytaty lubicie? 
Pozdrawiam!:)
Read more ...

Finale - Becca Fitzpatrick

18.1.13
„Nie zasługujesz na mnie - zgodził się.- Zasługujesz na kogoś lepszego, ale utknęłaś tu ze mną i musisz sobie z tym jakoś poradzić.”

Nora jeszcze nigdy nie była tak pewna swej miłości do Patcha. Upadły czy nie, to on jest tym jedynym. I choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ta dwójka stanowi dla siebie śmiertelne zagrożenie, dziewczyna nie ma zamiaru rezygnować z ukochanego. Teraz muszą połączyć siły, by stoczyć ostateczną walkę o życie.

Starzy wrogowie powrócą, pojawią się nowi, a ktoś zaufany okaże się zdrajcą. I choć role zostały rozdzielone, Nora i Patch nie wiedzą, po której stronie przyjdzie im walczyć.

Czy istnieją takie przeszkody, których nawet miłość nie pokona?



"Nienawidzę zakończeń serii" - to mój motyw przewodni na dziś albo może raczej na najbliższy tydzień. Dlaczego? Z serią "Szeptem" spotkałam się przypadkiem ponad rok temu i od razu ją pokochałam. Zaczęłam uwielbiać Coldwater, świat Nory, że o Patchu nie wspomnę. Każdą następną część czytałam z zapartym tchem, nie zważając na wady, bo jak się coś kocha, to kocha się to bezwarunkowo. Aż przyszedł czas na "Finale". Na mojej półce książka ta czekała sobie już od premiery, ale za wszelką cenę starałam się odwlec jej przeczytanie, żebym nie musiała się z żegnać z tym światem. Aż się złamałam i sięgnęłam. A uczucie żalu i niedosytu a zarazem silnych emocji po przeczytaniu wciąż mi towarzyszy.

Nie ukrywam, że seria "Szeptem" to taka moja mała słabość. Po prostu ją uwielbiam. Wiem, że można jej zarzucić, że nie przekazuje zbyt wielu wartości, ale co z tego. Ja jestem jej fanką. Ale nie jest też tak, że nie widzę błędów. O nie! Widzę je, tylko zwyczajnie przymykam na nie oko. Tutaj też kilka znalazłam. Denerwowały mnie początkowe rozdziały i wolno rozkręcająca się akcja. Dopiero mniej więcej w połowie wróciła książka, jaką lubię. Cała ta część opierała się na przygotowaniach do wojny, przez co zabrakło mi odrobinę normalnego życia bohaterów, ale co tam. W zamian otrzymałam trzymającą w napięciu akcję, która towarzyszyła mi aż do ostatniej strony. Dostaliśmy odpowiedzi na wszystkie zagadki pozostawione nam w poprzednich częściach. A i w tej pani Fitzpatrick pozostawiła na nas pułapki. Dała nam kilka możliwych, jakże ciekawych zakończeń, wiele pomysłów na zwycięstwo i tropy do winnych, a zakończenie i tak było inne i mimo wszystko wprawiło mnie w zaskoczenie. Styl pisania Becci Fitzpatrick jest naprawdę bardzo dobry. Książkę czyta się z zapartym tchem, nie sposób odłożyć jej na bok. A gdy dojdzie się już do końca, wtedy pojawia się żal, że nie będzie już ani strony więcej.

Powiedzieć, że bohaterowie przeszli metamorfozę, to jak rzec, że cukier jest tylko troszeczkę słodki. Nora nie jest już zalęknioną nastolatką. Staje się silną kobietą, która umie dochodzić swoich praw i walczyć o to, co kocha. Popełniała błędy: była naiwna, zazdrosna, mało logiczna w pewnych momentach, ale jedno jest pewne - to już nie ta sama Nora. I brawo dla niej, bo tą nową naprawdę bardzo polubiłam. Patch - niegrzeczny chłopiec, choć pewnie jakby to przeczytał, gorzko bym pożałowała swoich słów - również się zmienił. Kochał Norę tak bardzo, że ta miłość pomogła mu zdziałać cuda - dosłownie. Jest chyba ideałem wielu osobniczek płci pięknej, w tym moim. Jak to mówią, grzeczny dziewczynki lubią niegrzecznych chłopców i Patch idealnie wpasowuje się w to powiedzenia. Tylko, że on potrafi jeszcze darzyć szaleńczym uczuciem, ma świetne poczucie humoru, a jego "teksy" na pewno zaważyły na popularności tej serii- i jak go tu nie kochać. Pojawiają się również nowi bohaterowie, którzy również wywołują bardzo sprzeczne emocje. Powiem tylko tyle, nasze pierwsze postrzeganie ich, później zmieni się o 100%. Starzy odkryją przed nami swoje sekrety, co sprawi, że polubimy ich jeszcze bardzie - mówię tu o Vee.


„Naciągnęłam kołdrę pod brodę i poczułam, jak wabi mnie delikatny, słodki sen. Już właściwie byłam w jego objęciach, kiedy materac się ugiął pod ciężarem drugiego ciała. - Nie mam pojęcia, dlaczego tak uwielbiasz to łóżko. - powiedział Patch. - Jest o trzydzieści centymetrów za krótkie i o metr za wąskie. Nie jestem też fanem tej fioletowej pościeli. Natomiast moje łóżko to co innego...”

Co do okładki to muszę powiedzieć, że nie jestem nią zbyt zachwycona. Bardzo dobrze oddaje klimat, ale Patch wydaje mi się zbyt wyidealizowany. Bardziej to model, niż "mój Patch". Widać, że za scenerię posłużył zwykły kawałek kartonu. Wiem, że tak właśnie się wykonuję okładki, jednak nie zmienia to faktu, że chciałabym, żeby była ona wykonana nieco lepiej.

Jak już mówiłam, serię "Szeptem" wprost uwielbiam. "Finale" to dobre zakończenie tej historii, jednak nie zmienia to faktu, że czuję niedosyt, że to już koniec. Książka napisana jest naprawdę bardzo dobrze. Nie mogłabym chyba jej nie polecić. Jeżeli więc jeszcze nie czytaliście tej serii, zróbcie wszystko, co tylko się da, aby dopaść ją w swoje łapki i zabierajcie się za czytanie. Jestem pewna, że nie pożałujecie!! Mi zostaje czekać na najnowszą powieść Becci i mieć nadzieję, że będzie równie dobra. 

Moja ocena: 9/10

Recenzja wydaje mi się trochę dziwna i poplątana, ale długo zastanawiałam się, co mogłabym o tej książce napisać, żeby dobrze to ją oddało, dlatego nie miejcie mi tego za złe.

Co porabiacie w ten piątkowy wieczór? Odpoczywacie w ferie, czy dopiero na nie czekacie?
Pozdrawiam!!
Read more ...

The Versatile Blogger

15.1.13


Zasady:
Każdy nominowany blogger powinien:
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
- pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Za nominację do zabawy dziękuje bardzo: BeacienessUpadły czy AniołAgnieszce.

Oto 7 faktów o mnie:
1. Nie umiem pływać.
2. Uwielbiam herbatę, ale tej zielonej nie znoszę.
3. Lubię historię, ale gdy ktoś mi o niej opowiada, to przysypiam. Wolę o niej czytać.
4. Mam 178 cm wzrostu i jeszcze dwa lata temu miałam z tego powodu straszne kompleksy.
5. Chciałabym kiedyś pojechać do Australii, RPA, Irlandii i Indii.
6. Zawsze czuję się nieswojo na wszelkich imprezach i dlatego nie chodzę na nie zbyt często.
7. Od kiedy, mając 13 lat oglądałam z mamą jakąś meksykańską telenowelę, chcę nauczyć się hiszpańskiego.

Nie będę nikogo nominować, bo większość z Was już pewnie brała udział. Jeżeli ktoś się uchował, to piszcie, zaktualizuję posta i Was nominuję:)

Pozdrawiam!!
Read more ...

Błękitnokrwiści - Melissa de la Cruz

13.1.13
Wampiry zdominowały nasz świat. Są wszędzie. Ukrywają się w najmniej oczekiwanych przez nas miejscach. Może to nasi przyjaciele albo pani ze sklepu na rogu, albo może chłopak, koło którego siedzimy w autobusie. Tyle o nich czytamy w książkach i oglądamy na ekranie. Ale tak naprawdę w nie nie wierzymy. Bo to przecież nierealne, żeby nie zauważyć, że ktoś się nie starzeje albo nie wychodzi na słońce. Zauważylibyśmy przecież, czyż nie? Ale co, jeżeli wcale by tak nie było. Jeżeli tak naprawdę postać wampira byłaby zupełnie inna?

Pośród najbardziej elitarnych rodzin Nowego Jorku ukrywa się grupa tych, których przodkowie przybyli na amerykańską ziemię wraz z pierwszymi osadnikami na pokładzie statku Mayflower. Utrzymujący swoje istnienie w tajemnicy są bogaci, mają ogromne wpływy i… nie są ludźmi. To Błękitnokrwiści, starożytna rodzina wampirów.
Schuyler Van Alen nie sądziła, że jest kimś więcej niż tylko normalną nastolatką. Bardziej normalną niż jej koleżanki. W doborowym towarzystwie dziewcząt z elitarnej prywatnej szkoły, Schuyler wyglądała jak brzydkie kaczątko, ale nie przeszkadzało jej to… Do dnia, w którym skończyła piętnaście lat. Żyły na przedramionach dziewczyny nabrzmiały, tworząc przerażającą mozaikę błękitów i fioletu. Pojawił się głód – potworne łaknienie, którego nie mógł zaspokoić ludzki posiłek. Schuyler zaczęła się zmieniać – w kogo? Wszystko splata się w czasie z tragiczną śmiercią jednej z uczennic Duchesne. Czy tragedia ma coś wspólnego z Schuyler? I dlaczego Jack Force, najprzystojniejszy i najbardziej pożądany chłopak w szkole nagle zaczął zwracać uwagę na ignorowaną dotąd koleżankę? Schuyler chce poznać sekret Błękitnokrwistych, ale prawda może ją wiele kosztować. Świat wampirów rządzi się własnymi prawami, a ten, kto ich nie przestrzega – ginie.



W "Błękitnokrwistych" na pewno mamy do czynienia z nowym rodzajem wampira.  To już nie postać, której słońce szkodzi, nie starzeje się, a przebywanie wśród ludzi, grozi czyjąś śmiercią. Tutaj wampiry żyją jak ludzie. No prawie... Przeżywają ludzkie życie, ale nie można ich zabić. Sami muszą zdecydować, że chcą już odejść z tego świata. Tak, dobrze słyszycie. Kiedy są już wystarczająco starzy odchodzą i powracają w nowym cyklu za kilkadziesiąt lat. Zostali stworzeni nie przez innych wampirów, ale przez Boga, jako kara za wybranie strony Lucyfera, tacy Upadli aniołowie można by rzec. Stąd nazwa Błękitnokrwiści. Według mnie jest to bardzo ciekawy pomysł. Wprowadza coś nowego, a jednocześnie zmienia postrzeganie wampira w naszych oczach. Do nas tylko należy wybór, czy nam się spodoba taki wampir, czy nie. Jeżeli o mnie chodzi, to wolę te tradycyjne. 

I to by było na tyle jeżeli chodzi o dobre strony tej książki. Aż cud, że się takie znalazły. Byłam jej dość ciekawa, ale zawiodłam się na całej linii. Jak to się mówi: "Nie wszystko złoto, co się świeci" i książka ta stanowi tego najlepszy przykład. Cała fabuła, nie dość że strasznie przypominała mi w pewnych momentach "Dary anioła", to jeszcze była tak niedopracowana, że aż bolało. Człowiek się zastanawia, co takiego przez te ponad 300 stron się wydarzyło. Jaki w ogóle był pomysł na to wszystko? Co książka ma nam przekazać? Mnie się wydaje, że była pisana na zasadzie: co wyjdzie, to będzie. Wydarzenia były tak przewidywalne, że nawet osoba, która z reguły nie czyta, ma jakieś 10 lat i nie jest zbyt rezolutna domyśliła by się, co się wydarzy. Wszystko było tak szablonowe, tak zwykłe i bezbarwne, że aż się zastanawiam, jak przez tą książkę udało mi się przebrnąć? Nazewnictwo również niemiłosiernie mnie denerwowało. Choćby coś takiego, jak Zausznik. No naprawdę? Moja ręka niezliczoną ilość razy wędrowała do głowy, aby się w nią popukać. Krótkie rozdziały może i przyspieszały czytanie, ale gdy jakieś ważne wydarzenie opisane było na trzech stronach, to aż miałam ochotę chwycić kartkę i długopis i napisać to po swojemu. Wątki miłosne były jeszcze gorsze. Para spotykała się dwa razy, a na najbliższej imprezie już lądowała w łóżku. Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszym świecie jest to normalne, ale skoro tak się zarzekają, że się kochają, to czy nie powinni raczej podziwiać zachodu słońca, patrzyć sobie w oczy albo coś z rzeczy w tym stylu?

Nad głupotą bohaterów można by się rozwodzić cały dzień, ale szkoda czasu i nerwów. Główna bohaterka na pierwszy rzut oka wydawała się niezależna, odważna i nie zwracająca uwagi na zdanie innych ludzi. Nic bardziej mylnego. Kiedy tylko boski Jack rzucił na nią okiem, od razu stała się jego szaloną fanką. Z owego Jacka chyba miał wyjść czarny charakter, zbuntowany chłopak albo coś w tym stylu, ale zabieg ten zdecydowanie się nie udał, bo był tak jak reszta pusty. Wszyscy uczniowie, jakże prestiżowej szkoły zdaje się, że nie robili nic innego, jak tylko chodzili na imprezy, castinki albo innego rodzaju zloty towarzyskie.

Podsumowując, "Błękitnokrwiści" lądują na liście "zawód roku". Pomysł na stworzenie nowego wampira jest jak najbardziej udany, ale jeżeli chodzi o całą resztę, to już nie jest tak kolorowo. Wydarzenia są niedopracowane, książka pisana jest na odwal się. Gdyby komentarz Dżej/Er/Carmen, pod stosikiem, w którym umieściłam tą książkę, który mówił, że następne tomu są świetne, pewnie nawet nie myślałabym nad ponownym spotkaniem z tą serią. Teraz na razie nie chcę do niej wracać, ale może za jakiś czas, w wakacje na przykład, dam im drugą szansę, bo skrycie liczę, że to swego rodzaju nieudany wstęp do świetnej serii.

Moja ocena: 3/10

Książka zaliczana do wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu +2,2cm
Read more ...

Liebster Blog

12.1.13


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

I znowu powracamy do tej zabawy. Niektórych to może irytuje, ale ja zawsze się cieszę, gdy dostaję taką nominację. Tym razem jest ich aż trzy, za co naprawdę z całego serca dziękuję.

A oto moje odpowiedzi na pytania ness

1. Czy masz motto życiowe?
To pytanie już się pojawiło w poprzedniej nominacji, więc odpowiem tak samo. Staram się żyć tak, aby później nie żałować, że czegoś nie zrobiłam i wykorzystywać każdą okazję, jaka się pojawia na drodze do spełnienia marzeń.

2. Jakie są 3 cechy opisujące cię najlepiej?
Ach, trudne pytania, myślę, że: uparta, pracowita, optymistka.

3. Co wzięłabyś ze sobą na bezludną wyspę?
Na pewno spory zapas książek, coś do pisania, przyjaciół i rodzinę, chociaż do nich pasowało by lepiej pytanie "kogo?".

4. Co cenisz u ludzi najbardziej? Czego nie znosisz?
Lubię, gdy ludzie są szczerzy i żyją w zgodzie ze sobą, nawet jeżeli ta ich postawa mi nie odpowiada. Nie znoszą, gdy ktoś robi wszystko, aby się przypodobać, być kimś kim nie jest. Taka osoba myśli, że tego nie widać, ale czuje się to na kilometr.

5. Film czy książka?
Książka, zdecydowanie:) Choć filmy też lubię oglądać.

6. Ulubiona pora roku? Dlaczego?
Wiosna, lubię gdy świat staje się radosny po zimie. Również lato - wakacje, chyba nie muszę tłumaczyć.

7. Kto jest twoją ulubioną osobą w rodzinie?
Łatwiej byłoby chyba powiedzieć, kogo najbardziej nie lubię. Nie mam jednej takiej osoby, jeżeli miałabym wybrać, to chyba rodzice i siostra, czyli rodzina najbliższa.

8. Czy masz jakąś ksywkę?
Nie, choć ostatnio koleżanka z nudów zaczęła mi wymyślać ksywki od nazwiska. Pozdrawiam Cię M.

9. Ulubiony przedmiot w domu/pokoju?
Nie mam takiego.

10. Czy masz piosenkę do której zawsze wracasz i która nigdy ci się nie znudzi?
Wiele jest takich. Uwielbim Muse "Upsising" albo Amy Winehouse "Back to Black".

11. Kto wie o twoim blogu?
Tak szczerze, to tylko rodzice i siostra, bo oczywiście mieszkają ze mną i ciężko byłoby to przed nimi ukryć. Nie odważyłam się jeszcze powiedzieć przyjaciołom, zawsze miałam jakiś dobry wykręt, ale miejmy nadzieję, że w końcu to zrobię.


Odpowiedzi na pytania Cohrri

1. Ulubiony cytat?
Nie dałabym rady wybrać jednego, jedynego. Z każdej książki wybieram z dziesięć, które mi się podobają. Nawet mam oddzielną zakładkę, na górze bloga specjalnie dla nich przewidzianą.

2. Czym zajmujesz się w wolnym czasie?
Strasznie dużo czytam, ale każdy tu pewnie o tym wie, piszę bloga, ale to również wiecie. Lubię również oglądać filmy i spotykać się ze znajomymi, a jak wena do mnie zawita, to lubię popisać, jakieś marne wypociny.

3. Grasz na jakimś instrumencie?
Niestety nie, ale zawsze chciałam nauczyć się grać na fortepianie. Jakoś nigdy się nie zdecydowałam, żeby w końcu zacząć.

4. Jakiej muzyki słuchasz?
Głównie rocka i alternatywnego rocka, ale lubię też inne gatunki.

5. Co cię inspiruje? Nadaje twojemu życiu sens? :D
Kolejne trudne pytanie. Ach, jak ja je kocham:) Lubię obcować z ludźmi, na których mogę się wzorować, a jeżeli nie obcować, to chociaż ich podziwiać. Lubię robić to co robię i mieć marzenia, bo to one motywują mnie do działania.

6. Jakie filmy oglądasz?
Różne, to zależy od mojego nastroju. Lubię filmy "mądre", które przekazują jakieś wartości, ale jeżeli chcę się odstresować, to jakieś romansidło jest chyba najlepsze. Wszystko, co nie jest "American Pie" lub filmem mu pokrewnym, mój umysł przyjmie.

7. Ulubiony aktor?
Wyliczę kilku, bo jednego nie wybiorę: Ian Somelhalder, Johnny Depp, Mario Casas, Ian Harding i wielu innych.

8. Ulubiona aktorka?
Keira Knightley, Lucy Hale, Amanda Seyfried.

9. Ulubiona książka?
Kolejne trudne pytanie. Jednej nie wybiorę w życiu. Uwielbiam "Intruza" Stephenie Meyer, całą serię "Dary anioła" i "Żelazne maszyny" Cassandry Clare i wiele, wiele innych.

10. Masz jakiegoś idola?
Jeżeli chodzi, o takiego, którego plakaty wiszą nad moim łóżkiem i myślę o nim dniami i nocami, to nie.

11. Masz jakiś cel w życiu, do którego dążysz? Jakieś marzenia?
Pewnie, gdyby nie one, to co by nam zostało. Nie zdradzę ich, bo się nie spełnią, ale gdy się już spełnią, wtedy powiem: tak, to było moje marzenie i się spełniło.


Odpowiedzi na pytania Upadły czy Anioł

1. Ile masz lat?
16

2.Ulubiony film?
Obecnie uwielbiam "Trzy metry nad niebem". Ale takimi, do których zawsze będę wracać są "Titanic", "Ostatnia piosenka", "Król lew".

3. Czy miewasz koszmary?
Rzadko mi się coś śni, jeżeli już, to czasem są to koszmary, jednak niezbyt często.

4. Czego nie lubisz w książkach?
Niedopracowanych wydarzeń; opisów, które przytłaczają; bohaterów, którzy są zwykli i szablonowi.

5.Ulubiony pisarz?
Jodi Picoult, Cassandra Clare, Bacca Fitzpatrick.

6.Kolor oczu?
Brązowy

7. Najmilsze wspomnienie związane ze szkołą?
Chyba to kiedy się dostałam do liceum, do którego chciałam albo kiedy w gimnazjum, z koleżankami nie ćwiczyłyśmy na w-f i plotkowałyśmy w szatni albo żarty z panem od historii. Wiele mam takich wspomnień i na pewno będzie ich jeszcze więcej, bo do szkoły wciąż chodzę.

8. Książka podczas której płakałaś?
Nie jestem osobą, która się łatwo wzrusza. Z reguły nie płaczę, podczas czytania książek czy oglądania filmów, ale podczas "Delirium" czy "I wciąż ją kocham" łezka w oku mi się kręciła.

9.Data ostatniej wizyty w kinie?
Aż wstyd się przyznać, ale chyba gdzieś w czerwcu. Dobrze, że teraz mam ferie, to nadrobię zaległości. Ten rok, będzie obfitował w premiery ekranizacji moich ulubionych książek, wiec w kinie będę częstym gościem.

10. Kawa czy herbata?
Herbata.

11. Lubisz czekoladę?
A kto nie lubi? Jeżeli o mnie chodzi, to ją uwielbiam.

Nie będę nikogo nominować, ani wymyślać pytań, bo pewnie wszyscy brali już udział. Poprzednim razem, podczas tej zabawy podałam listę, blogerów, których pracę naprawdę doceniam, a ich blogi lubię czytać. Więcej tutaj
Do tej listy pragnę dodać:
Upadły czy anioł
Clarissa
Caroline Ratliff

Co u Was słychać? Odpoczywacie już, czy czekacie cierpliwie na ferie? U mnie za oknem biało. Chyba pierwszy raz tej zimy widzę tyle śniegu.
Jak widzicie postanowiłam założyć fanpage bloga na Facebooku. Długo się zbierałam, do tego, ale w końcu się zdecydowałam. Mam nadzieję, że jakoś tę stronkę rozkręcę. Nie muszę mówić, że byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście ja polubili, ale do niczego nie zmuszam.
Pozdrawiam! Trzymajcie się ciepło, w te mroźne, zimowe dni.:)
Read more ...

Czarownice z Salem Falls - Jodi Picoult

9.1.13
Jest wiele życiowych prawd, wiele aforyzmów, które mówią nam, jak żyć, jednak czy w każdej chwili się one sprawdzają? W życiu nie unikniemy problemów, nawet jeśli nie wiem jak bardzo byśmy się starali. One zawsze nas dopadną. Możemy żyć w różowych okularach i udawać, że wszystko jest OK, ale możemy też je zdjąć i przyjąć do wiadomości, że nic nie jest takie, jakie się wydaje - przesłanie to stanowi główny motyw książki.

Jack St. Bride, nauczyciel w prywatnej szkole dla dziewcząt, nie ma innego wyjścia - musi całkowicie zerwać ze swoim dawnym życiem, które legło gruzach z powodu zakochanej w nim uczennicy. Szukając miejsca, w którym mógłby się ukryć i pogrzebać przeszłość, trafia do sennego miasteczka Salem Falls w Nowej Anglii. Powrót do nauczania nie wchodzi w grę, zostaje więc pomywaczem w małej restauracji należącej do Addie Peabody. Wkrótce między właścicielką a skromnym, bezpretensjonalnym Jackiem rodzi się uczucie. Niestety, w sielskim miasteczku mieszka też czwórka skrywających mroczne tajemnice nastolatek, które obierają sobie Jacka za cel niecnych knowań. Rozpętuje się współczesne polowanie na czarownice i Jack po raz kolejny musi walczyć z wymiarem sprawiedliwości oraz z uprzedzeniami.


Jodi Picoult jest jedną ze słynniejszych amerykańskich autorek. Studiowała nauki humanistyczne na Uniwersytecie Princeton i pedagogikę na Uniwersytecie Harvarda. W 2003 roku otrzymała nagrodę New England Book Award za całokształt twórczości. Jest autorką trzynastu powieści. Urodziła się i wychowała na Long Island. Już w trakcie studiów na Uniwersytecie Princeton udało jej się opublikować dwa krótkie opowiadania w magazynie "Seventeen". "Kiedy po raz pierwszy zadzwonił wydawca i powiedział, że chcą zapłacić za moje opowiadanie, od razu zadzwoniłam do mamy i oświadczyłam, że zostanę pisarką!" - mówi Picoult.


Książki Jodi Picoult mają w sobie coś, co nas do nich niezwykle przyciąga. To nie wszystko, kiedy raz sięgniemy po jedną, niebawem wyciągniemy rękę i chwycimy z półki następną. Nie od razu, bo książki te do łatwych nie należą. Każda z nich zostaje w naszej pamięci, odciska w niej swoje piętno i uczy nas życia. Z "Czarownicami z Salem Falls" też tak było. Głównym problemem książki jest gwałt. Widzimy jak jej ofiary się zachowują, przeżywamy ich cierpienie i zauważamy, że moment ten, choćby minęło wiele lat i tak pozostaje w ich pamięci. To niewątpliwie trudne, ale też prawdziwe. Poruszony jest tu również motyw czarownic, czyli kobiet, które odprawiają pogańskie obrzędy, rzucają czary, uczestniczą w sabatach. I uprzedzę Wasze wątpliwości -  akcja dzieje się w czasach współczesnych. W książce tej mierzymy się również z pozorami, poznajemy tą jakże prawdziwą mądrość, że ludzie wierzą w to, co chcą, a jeżeli już w to uwierzą, mimo że owa prawdą nie jest, bardzo ciężko jest im to wytłumaczyć.


„To, co się posiada, nigdy nie zrekompensuje tego, co się utraciło.” 

W "Czarownicach z Salem Falls" występuje narrator trzecioosobowy. Możemy spojrzeć na całą sprawę z punktu widzenia różnych osób i zrozumieć ich motywy. Książka ta na pewno nie jest jedną z tych, które czyta się w dwa wieczory. Nad nią trzeba się zastanowić, wgłębić w fabułę, postarać się zrozumieć. Pisana jest jednak w sposób przystępny, gdy już raz się w nią wgłębimy, potem trudno się od niej oderwać. Jest tu kilka momentów lekko nużących, lecz po spojrzeniu na całość śmiało możemy o nich zapomnieć. Mimo całego mojego stuprocentowego przeświadczenia, że Jack jest niewinny, interesowało mnie, jak jego niewinność zostanie udowodniona. Właśnie to dochodzenie do prawdy, mimo że sprawa wydawała się beznadziejna, te stopniowo odkrywane fakty tak niezmiernie mi się podobały.W momencie odczytania wyroku bałam się razem z Jackiem, a czegoś takiego nie miałam jeszcze przy żadnej książce. Jednak o jej wielkości chyba najbardziej świadczy ostatnie zdanie. I to właśnie różni ją od innych pozycji. Podczas, gdy w innych książkach ostatnia strona, to swego rodzaju podsumowanie, tu mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. To właśnie na koniec zostają podane najbardziej szokujące fakty.

Główny bohater Jack to osoba, którą podziwiam za dążenie do prawdy mimo wszystko. Chociaż podczas pierwszego procesu przyjmuje bierną postawę, w drugim nie chce popełnić tego samego błędu i postanawia walczyć mimo przeciwności, bo ma o co, a raczej o kogo. Kobieta, którą kocha - Addie, jest kobietą niezwykłą, którą jednak los doświadczył bardziej niż innych. Jest ofiarą gwałtu. Los podarował jej córeczkę, dzięki której poskładała na nowo swoje życie, jednak ta nieszczęśliwie umiera. Z tym bohaterka nie umie sobie już poradzić i żyje w świecie fantazji, gdzie jej córka życie. To się zmienia, gdy spotyka Jacka, dzięki niemu widzi nowy sens życia. Nie ukrywam, że polubiłam Addie. Była osobą bardzo charakterystyczną, a jej problemy sprawiły, że nie była jakąś wyidealizowaną postacią. Trochę to szablonowe - kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością, ale co z tego, Jodi Picoult może wszystko.
Rola czarnego charakteru przypadła córce miejscowego bogacza - Gillian. Od początku jej nie lubiłam. Denerwowała mnie jej dwulicowość, kłamstwa i wykorzystywanie przyjaciół. Zmieniłam zdanie o tej dziewczynie, kiedy przeczytałam ostanie zdanie. Mało tego, zrozumiałam dlaczego była taka, jaka była i co nią kierowało.


„Świadomość utraconych szans nigdy nie pozostawiała jedynie powierzchownych obrażeń; zwykle raniła głęboko, do żywego.” 

Trochę się rozpisałam, ale nie dziwcie się - ta książka jest naprawdę rewelacyjna. Wywiera wielkie wrażenie, czyta się ją świetnie. To moje drugie spotkanie z tą autorką, ale na pewno nie ostatnie.  Polecam ją wszystkim fanom twórczości Jodi Picoult, a także tym, którzy jeszcze nie mieli z nią do czynienia. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie! 

Według skali z Lubimy czytać książka otrzymuje ode mnie: 9/10. Myślę, że to jak najbardziej sprawiedliwa ocena.

Książka, zaliczana do wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (3cm)
Read more ...

Z miłością w tle...

7.1.13


Jesteście fanami walentynek? Ja nie! Ale stwierdziłam, że przecież ten dzień nie musi być taki zły i zgłosiłam się do walentynkowej wymianki :"Z miłością w tle". To moja pierwsza tego typu akcja, ale już się nie mogę doczekać.

Oto zasady:
1. Zapisy do 10 stycznia 2013 roku, zapraszam wyłącznie osoby posiadające blog przynajmniej od lipca 2012 roku.
Tym razem, będę wysyłała zaproszenia do współtworzenia blogu. Każda z Was będzie miała możliwość napisania  informacji o wysłaniu, bądź otrzymaniu paczki oczywiście z fotorelacją.  

2. Losowanie par dla uczestników 11/12 stycznia, tego dnia wyślę też e-mail z danymi osoby dla której szykujemy niespodziankę + mini ankietę tej osoby.

3. Przesyłka powinna zawierać :
* książkę z miłością w tle lub książki to tylko zależy od osoby, która szykuje niespodziankę. Książka nie musi być nowa, ważne by nie była zniszczona. 
Coś co kojarzy Wam się z Walentynkami :) Całkowicie wolna ręka, może to być serduszko, kartka, zakładka itp.
* umilacz - czyli coś słodkiego czy też herbatka itp. coś co umili czas przy czytaniu :O)
* mile widziany list. Zdarza się często niestety, że nie podpisujecie się, adresat wtedy nie wie komu ma podziękować :(

4. Przesyłka musi być wysłana przesyłką na własny koszt z potwierdzeniem nadania(list polecony , paczka itp.)
Dodatkowo, nauczona przykrym doświadczeniem, proszę o przesłanie skanu, zdjęcia dowodu nadania przesyłki, a także zdjęcie wysłanych niespodzianek.

5. Przesyłkę wysyłamy do 8 lutego 2013 roku.
  
6. Pamiętajcie, by po otrzymaniu przesyłki powiadomić nadawcę o jej odbiorze.

7.  Chętne osoby proszę o pozostawienie komentarza pod tym postem, poinformować o zabawie na swoim blogu, następnie skopiować ankietkę  znajdującą się w zakładce i przesłać na adres
zmilosciawtle@wp.pl  W temacie maila: własny nick !!! 
Tylko osoby które prześlą wypełnioną ankietę, wyrażą zgodę na wszystkie punkty zasad wezmą udział w zabawie.

Jeżeli więc prowadzicie bloga co najmniej od lipca możecie się zgłosić. Pozostały Wam tylko trzy dni. Możecie to zrobić tutaj

Serdecznie Was do tego zapraszam, bo według mnie, to bardzo ciekawa inicjatywa i szansa, na dobrą zabawę:)
Read more ...

I nie było już nikogo - Agata Christie

5.1.13
Znasz to powiedzenie, że wszystko, co zrobisz w swoim życiu, złego czy dobrego wróci do ciebie ze zdwojoną siłą? A co jeśli okazało by się ono prawdą? Pewnie myślisz teraz ironicznie: Tak, jasne, już w to wierzę. Możesz nie wierzyć, jeśli nie chcesz, możesz dalej się oszukiwać, ale ja na Twoim miejscu zrobiłabym szybki rachunek sumienia i sprawdziła, czy na pewno nie mam się czego wstydzić. A dlaczego? Bo podobno na pewnej wyspie zdarzyło się coś strasznego... Chcesz, żebym Ci o tym opowiedziała? Jesteś na to gotowy?

Dziesięć osób podejrzanych o morderstwo zostaje zaproszonych przez tajemniczego gospodarza do domu na wyspie. Gdy ginie druga z nich, pozostali zdają sobie sprawę, że to, co początkowo uważali za nieszczęśliwy wypadek, jest dziełem zabójcy. Postanawiają odkryć jego tożsamość. Nie jest to proste, gdyż nikt nie ma alibi. Odizolowani od społeczeństwa, niezdolni do opuszczenia miejsca pobytu umierają jeden po drugim w sposób opisany w dziecięcej rymowance, którą ktoś wywiesił w ich pokojach.

Jak podają informacje ze skrzydełka okładki książki Agata Christie urodziła się 15 września 1890 r. w Anglii. W wieku 11 lat, po śmierci ojca, zaczęła jeździć z matką po świecie. Był to początek jej życiowej pasji - podróżowania. W czasie pierwszej wojny światowej pracowała w aptece - stąd jej znakomita znajomość trucizn. Pierwszą powieścią z postacią słynnego detektywa Herkulesa Poirota była "Tajemnicza historia w Styles". Agata Christie napisała 80 kryminałów, a także kilka powieści obyczajowych pod pseudonimem Mary Westmacott. Jej książki, przetłumaczono na 65 języków. W Księdze Guinnessa figuruje jako najlepiej sprzedająca się autorka wszech czasów. Pisarka zmarła 12 stycznia 1976 r.

"I nie było już nikogo" należy do klasyki kryminału, bardzo dobrze wprowadza czytelnika w przygodę z tym gatunkiem, dlatego cieszę się, że mogłam zacząć je czytać właśnie od tej pozycji. Ukazuje nie tylko motyw kary za winy, ale także dzięki niej możemy zagłębić się nieco w psychikę zabójcy. Zabijanie według dziecięcego wierszyka wprowadza nutkę, nie, całą gamę grozy. Bohaterowie domyślają się w jaki sposób zginie następna osoba, ale i tak nie są w stanie uchronić się przed śmiercią. Okazuje się, że zabójca jest jednym z nich, że nikomu nie mogą ufać, ale mimo największej ostrożności ludzie giną dalej.

W książce mamy do czynienia z narratorem trzecioosobowym. Dzięki temu mamy szansę na przybliżenie sobie każdego z podejrzanych. "I nie było już nikogo" czyta się z wypiekami na twarzy. Przez cały czas towarzyszyło mi przekonanie, że wiem już kto jest tajemniczym zabójcą. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy osoba ta umierała, czyli stawała się tą "niewinną". Mimo paru momentów nieco nużących, w których bohaterowie zastanawiali się nad swoim położeniem, co mnie lekko irytowało, książkę czytało się bardzo dobrze. Było nawet kilka momentów, w których się zaczęłam bać. Wszystko to sprawiło, że po prostu musiałam jak najszybciej ją przeczytać, żeby się dowidzieć, kto jest sprawcą wszystkiego.

Jeżeli chodzi o bohaterów, to nikt z nich nie jest święty. Każdy ma mroczną przeszłość, której się wstydzi lub o której nie może zapomnieć. Właśnie dlatego przecież znaleźli się na wyspie. Jednym z nich jest zabójca - psychopata, bo chyba śmiało mogę go tak określić. Nie ma skrupułów, mści się za winy swoich towarzyszy. Jest niezwykle przebiegły i możemy stwierdzić, że ma bogatą wyobraźnię, bo inaczej na pewno nie mógłby zaplanować tak doskonałych zbrodni. O bycie tą osobą możemy podejrzewać każdego, a zakończenie i rozwiązanie tej nurtującej zagadki i tak nas zaskoczy.

Po przeczytaniu "I nie było już nikogo" nie dziwię się już dlaczego Agata Christie uważana jest za tak genialną pisarkę. Nie znam się zbytnio na kryminałach, ale książkę tę mogę spokojnie uznać, za dobry początek przygody z owym gatunkiem. Polecam ją wszystkim fanom kryminałów, ale także tym, którzy do tej pory ich nie czytali, bo naprawdę warto, tak jak ja, zacząć od tej właśnie książki.

Moja ocena: 5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (1,5 cm)
Read more ...