Mówię z pamięci - Beniamin Pytliński

31.7.13




Autor: Beniamin Pytliński
Tytuł: Mówię z pamięci
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Liczba stron: 111
Moja ocena: 2+/6, 4/10





Człowiek, przeżywając w życiu trudną sytuację, szuka czegoś, co pomogłoby mu przez nią przejść. Jakiegoś źródła moralnego wsparcie, które nie oceniałoby go, ale pozwoliło samemu wyciągnąć wnioski i spostrzeżenia. Taką rzeczą często bywają książki. Tematyka poszukiwania siebie, pozwala i nam odkryć, co tak naprawdę powinno być w życiu najważniejsze. Pozwala także na przemyślenia w każdej, nawet nie kryzysowej sytuacji. Dzięki niej bowiem, będziemy mogli wyciągnąć wnioski na przyszłość. Może przestrzeże nas przed czymś i pokaże prawdziwe życiowe drogi. Zachęcona właśnie przez morał, który mogłabym wyciągnąć z chęcią sięgnęłam po książkę Beniamin Pytlińskiego ,,Mówię z pamięci."

Opowiada ona o mężczyźnie, który odniósł w życiu sukces. Miał wszystko, czego każdy pragnie: dobrą pracę, przynoszącą bogactwa, wymarzony dom i piękną żonę. Nie był jednak dobrym człowiekiem i wszystko to zostało mu zabrane. Pewnego dnia spada ze skarpy i budzi się sam w dzikim lesie. Będzie musiał odbudować swój system moralny, zawiązać nowe przyjaźnie i sprostać postawionej przed nim misji. Całość osadzona jest w fantastycznym świecie, który uczy nas, jak ten realny powinien wyglądać.

Do sięgnięcia po książkę przekonał mnie głównie opis. Kierowana właśnie możliwością przeczytania czegoś, co pozwoliłoby mi na naukę i lepsze poznanie życia z chęcią po tę pozycję sięgnęłam. Swego rodzaju wskazówki, jak najbardziej można otrzymać. Bohater w trakcie podróży, chce zmienić swój system moralny i stać się innym człowiekiem. Przez to układa ,,Dziesięć praw Księgi" - odpowiednik ,,Dziesięciu przykazań". Różnią się one od znanych nam zasad. Pokazują najważniejsze dla bohatera sposoby postępowania, które możemy wykorzystać i my. Pod tym względem jestem jak najbardziej zadowolona. Z książki bowiem można coś wynieść i nie ma się wrażenia, że lektura jest o niczym. Sama idea miejsca, gdzie ludzie mogliby się nawracać, które utożsamiać możemy z Czyśćcem również przypadłaby mi do gustu. Byłoby bardzo dobrze, gdybyśmy już w trakcie życia mieli taką okazję do zmiany, coś co by nas do tego popchnęło.

Później jest już gorzej. Sama historia jest bardzo niedopracowana. Tak jakby autor pomyślał, że będzie tak i tak, opisał to, ale bez większego zagłębiania się. Wszystko tylko, żeby przedstawić morał, przez co ucierpiał sposób jego pokazania. Bohater w zawrotnym tempie robi wszystko, co do niego należy. Że za szybko, mówić chyba nie muszę. Nie dostaniemy tu porywającej, ciekawej historii. Nie tylko ze względu na powierzchowność, lecz na nią samą. Te poszukiwania Świętego Miasta i pseudo walka  były dla mnie nie tylko nudne, ale przede wszystkim śmieszne. Może byłoby ciekawiej, gdyby autor trochę to rozwinął, położył bohaterowi kłody pod nogi i jakoś go doświadczył, a przez to pozwolił na wyciągnięcie wniosków, ale tak się nie stało. Wątek fantastyczny również jest dość ubogi. Tak jak wcześniej, gdyby to wszystko zgłębić i coś więcej o tym napisać, byłoby o niebo lepiej.

Bardziej niż to denerwował mnie chyba język. Wulgaryzmy miały chyba służyć unowocześnieniu pozycji, lecz wyszło wprost odwrotnie. Nie będę zgrywała cnotki i mówiła, że raziły mnie, co nie miara, bo tak nie było, ale zastosowane w zły sposób sprawiły, że czytanie było po prostu mało smaczne. Do tego dziwna składnia i chęć zbytniego filozofowania. Wszystko to sprawiło, że czytało się ciężko. Książka ma trochę ponad sto stron, czyli można by rzecz niedużo, ale wierzcie mi, dłużyły się one strasznie.

Sam bohater również był niedopracowany. Na początku nie wiemy o nim nic, poza tym, że miał w życiu wszystko. Może miało to służyć temu, żeby każdy mógł się z nim utożsamić, może nie, ale ja wolałabym jednak znać trochę więcej faktów o jego życiu. Dziwna było również jego chęć do zmiany życia. No bo gdybyśmy znaleźli się sami w lesie, czy nie próbowalibyśmy wydostać się z niego jak najszybciej? Ja na pewno tak, bohater natomiast postanawia tam zamieszkać i zmienić swoje złe postępowanie. Gdyby każdy zagubiony w życiu doczesnym człowiek tak szybko próbował się zmienić, byłoby dobrze. Jego przyjaciele zwierzęta, jak dla mnie byli całkiem w porządku. Pokazywało to, że są one dużo lepsze i bardziej moralne od ludzi. Tutaj, dla mnie zabieg jak najbardziej udany.

Trzeba przyznać, że ,,Mówię z pamięci" nie jest do końca książką taką, jaką by się chciało. Sam pomysł jest bardzo szczytny i ciekawy, jednak w trakcie czytania pewne rzeczy uniemożliwiają nam pełną radość z lektury. Gdyby dodać więcej stron, poprawić język i rozwinąć pewne wątki wyszłaby bardzo intrygująca opowieść, a tak jestem zawiedziona. Mimo wszystko kiedyś przeczytałabym jeszcze jakąś książkę Pana Beniamina, aby sprawdzić, co też pod innymi tworami się kryje. Do ,,Mówię z pamięci" nie będę ani Was zachęcać, ani odganiać. Zdecydujcie sami.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.pl

Read more ...

Boy 7 - Mirjam Mous

29.7.13



Autor: Mirjam Mous
Tytuł: Boy 7
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 247
Moja ocena: 7/10, 4+/6





Są  takie książki, które same w sobie mało nas ciekawią. Nie to, że promocja jest zbyt mała, bo czasem jest aż za dużo, ani to, że okładka jakoś nie zachwyca. Wszystko jest ok, ale po prostu średnio nas do niej ciągnie. Potem jednak znajdziemy gdzieś recenzję tej książki, przeczytamy jedynie za sprawą losu, bo wcześniej książka nas w ogóle do siebie nie ciągnęła, nawet do swoich recenzji. Z każdym zdaniem potem jesteśmy coraz bardziej przekonani, że ta pozycja jednak ma coś w sobie i byliśmy zwyczajnie głupi nie dając jej wcześniej szansy. Rozpoczynają się wtedy wielkie poszukiwania danej lektury, aż w końcu ją znajdujemy i ukontentowani delektujemy się czytaniem. Tak było ze mną i z ,,Boy'em 7".

Jego autorką jest 50-letnia Mirjam Mous. Urodziła się w Made w Holandii i zanim zajęła się pisarstwem na poważnie, pracowała jako nauczycielka w szkole specjalnej. Pisze książki dla dzieci i młodzieży i jest szczególnie znana z trzymających w napięciu thrillerów.

W ,,Boy 7 " poznajemy kilkunastoletniego chłopaka, który budzi się pewnego dnia na odludnej łące i zdaje sobie sprawę, że nic nie pamięta. Znajduje obok siebie plecak, a w nim same dziwne przedmioty - woda, piżama, bielizna, pasta i szczotka do zębów, czapka, pieniądze, zdjęcie szarego budynku, rachunek z Pizza Hut, kluczyk i telefon, a na nim dziwna wiadomość, nagrana przez niego samego: ,,Cokolwiek się stanie, pod żadnym pozorem nie dzwoń na policję". Chłopak będzie musiał rozpocząć poszukiwania swej tożsamości i zmierzyć się z wrogiem, aby ocalić siebie i przyjaciół.

Pierwszą rzeczą, która w ,,Boy 7" tak się podoba jest niepewność zaserwowana nam już w pierwszym rozdziale. Chłopak budzi się na odludziu, nic o sobie nie wie, a jedyna pewna wiadomość głosi, aby nie dzwonić na policję - jedyne źródło bezpieczeństwa, które większości z nas przyszłoby na myśl w takiej sytuacji. Strach wypełnia nas już od pierwszej strony. Później rozpoczynamy razem z Boy'em 7 poszukiwania, bo rzeczy, które znalazł, muszę przecież dokądś prowadzić. Wraz z zakończeniem pierwszej części, sytuacja się zmienia. Nie ma już powodów do emocjonowania się czy strachu. Książka nie staje się klapą, jednak ten początkowy entuzjazm nieco zanika. ,,Boy 7" staje się fajną, ciekawą, momentami bardziej wciągającą i wywołującą poruszenie książką dla młodzieży. Sytuacja chłopców w Szarym Budynku była interesująca, to fakt, jednak została nam zaserwowana od razu. Z tego powodu nie mieliśmy powodów na rozmyślanie i tę kochaną niepewność, bo wszystko było nam przedstawione w jednym miejscy. Wystarczyło tylko odwrócić stronę. Dużo lepiej byłoby trzymać się części pierwszej i stopniowo odkrywać fakty.

Kolejną rzeczą, do której pragnę się przyczepić, jest umieszczenie akcji w Stanach. Autorka jest Holenderką, więc miałam nadzieję, że akcja zostanie umieszczona właśnie w Holandii, przez co będę mogła się nieco oderwać od wszechobecnych Stanów Zjednoczonych w literaturze. Myślę, że autorka chciała zrobić z ,,Boy-a 7" książkę bardziej światową, a niestety przez to jej powieść tylko straciła. Pozostaje jeszcze długość, albo i jej brak. Książka ma zaledwie ponad 200 stron. Mimo tych mankamentów, czytało się ją dobrze, więc te dokładnie 247 strony, to dla mnie absolutnie za mało. Gdyby dodać choć 100, czyż nie byłoby zdecydowanie lepiej?

Wspomniałam, że książkę się świetnie czytało. To absolutna prawa. Mimo zaserwowania nam rozwiązania zbyt szybko, mimo umieszczenia akcji w Stanach, mimo zbyt małej liczby stron ,,Boy 7" mnie wciągnął. Pierwsza część zmroziła krew w moich żyłach, a później mimo ostudzenia entuzjazmu również było bardzo dobrze. Każde wydarzenie śledziłam z miłą chęcią, ani razu nie miałam ochoty odłożyć książkę na półkę, ani wyśmiać autorkę. ,,Boy 7" bowiem świetnie spełnia rolę thriller-u dla młodzieży i gdy tylko nie pokładamy w nim zbyt wielu nadziei, może naprawdę być zachwycającą lekturą. Mirjam Mous świetnie kreuje świat przedstawiony i mimo, że do wywoływania w czytelniku dreszczyku emocji od pierwszej strony do ostatniej jeszcze nieco brakuje, to naprawdę czyta się świetnie.

Do bohaterów również nie można się przyczepić. Byli wykreowani dobrze, ale nie bardzo dobrze. Mieli to, co potrzeba, ale bez dodatkowych biegów. Z nikim się nie zżyłam, tak na dobrą sprawę, ale nikogo też nie znienawidziłam. Nie było nikogo niepotrzebnego, jedynie Ci, bez których akcja by się nie obyła. Wszystko pod tym względem było tu ok. Co do tytułowego Boy-a to wolałabym, żeby był nieco starszy. Tak chociaż z rok albo dwa. Nie dlatego, że potrzebny był tu silny, męski charakter, ale przeszkoda w postaci: ,,Nie mam prawa jazdy, nie umiem prowadzić. No i jak ja teraz dojadę na miejsce?" była ciut żenująca. A skoro akcja była już w tych Stanach, to autorka mogła zaserwować tak w ramach dobrego serca prawo jazdy swojemu bohaterowi. Ogólnie Boy 7 to bardzo mądry chłopak. Czasem aż za mądry. Każda zagadka była przez niego rozwiązana w zawrotnym tempie. Trochę więcej potknięć, owocowałoby większą liczbą stron, a ja byłabym szczęśliwa, co nie miara.

,,Boy 7" jest dobrą książką na jeden wieczór. Czyta się ją w zawrotnym tempie, a ciekawość kolejnej strony nie pozwala odłożyć książki na bok. Akcja nie jest w stu procentach taka, jakbym chciała. Pojawiają się niedoskonałości i rzeczy, które czasem mogą bawić. Mimo to, cieszę się, że w końcu ją przeczytałam i poznałam tę historię. Było warto, bo spędziłam bardzo miło czas. Na początku zaznałam niepewności, a potem dostałam dobrą, ciekawą książkę. Myślę, że lektura spodoba się młodzieży, bo to do nich jest głównie skierowana. Starsi może nie będą w pełni zachwyceni, ale książka powinna być dla nich świetnym czytadłem na nudny wieczór. Także zachęcam do sięgnięcia!
Read more ...

Filmowe weekendy: Zaginiona

27.7.13
Heitor Dhalia przedstawia nam historię Jill - dziewczyny, która przeżyła wielki dramat. Rok temu była więziona przez psychopatę w głębokim dole w lesie. Na szczęście udało jej się uciec, jednak oprawcy ani śladów jego istnienia nie znaleziono. Z tego powodu uznano, że dziewczyna ma kłopoty psychiczne. Kiedy jej siostra zostaje porwana, policja nie chce pomóc Jill, ponieważ uznaje to za nawrót choroby, a zniknięcie siostry tłumaczy imprezą. Jill rozpoczyna śledztwo na własną rękę i robi wszystko, aby jej siostra mogła być znów bezpieczna.

Z pewnością wiecie, że bardzo lubię Amandę Seyfried. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy uważają ją za złą aktorkę, bez większego polotu i posiadającą zaledwie jedną minę. Może i tak jest, ale ja ją lubię, a co! Dlatego więc postanowiłyśmy kiedyś wraz z przyjaciółką obejrzeć film z jej udziałem, a mianowicie thriller lub jak kto woli dramat, pt. ,,Zaginiona".

Fabuła, jak możecie przeczytać przedstawia się całkiem nieźle. Zaginiona siostra i ta, która jej szuka podejrzana o chorobę psychiczną. Z tego powodu otrzymujemy ciągłe okazje do zastanawiania się, czy porywacz istnieje naprawę, czy siostra zaginęła i komu powinniśmy wierzyć. Prawda, że zapowiada się dość ciekawie? Potem jest już gorzej. Poszukiwania głównej bohaterki idą bowiem bardzo szybko. Każde posunięcie, czasem aż nadto żałosne kończy się sukcesem. Po sznurku do kłębka, bez żadnych przeszkód po drodze. Nie dostaniemy tu żadnych zwrotów akcji, bo na dobrą sprawę zaraz wiadomo, że dane przedsięwzięcie skończy się sukcesem. Lekki dreszczyk otrzymamy dopiero na koniec, kiedy to bohaterka udaje się na konfrontację z oprawcą i czeka nas rozwiązanie, czy to ona jest psychiczna, czy policja zbyt rygorystyczna. Pozostaje jeszcze samo wyjście ze wszystkiego i przedostatnia scena, które bardzo przypadły mi do gustu - zabawne i z pewną klasą.


Jak już wspomniałam bardzo lubię Amandę. Może w ,,Zaginionej" nie postawiła wysoko poprzeczki innym, o ile w ogóle, ale myślę, że źle nie było. Sprostała temu, co dawał jej scenariusz i reżyser. Nikt przecież nie umie z niczego zrobić czegoś. Tu to coś, służące jako substrat do reakcji reżyser + scenariusz = gra aktorska było, a Amanda wykorzystała to, na ile się dało i stworzyła taką, a nie inną rolę - lekko szaloną, ale przekonaną o swojej racji i broniącą jej. Co do reszty aktorów, to nie jestem zachwycona. Nikt tak na dobrą sprawę nie zabłysnął szczególnie ani nie wyszedł z odmętów szarości, by zabłysnąć kolorowym światłem. Całość skupiała się na Amandzie, więc jakoś specjalnie to jednak nie przeszkadzało.

Z rozważań tych może wynikać, że film nie należy do najlepszych i tak jest rzeczywiście. Nie dostaniemy tu zwrotów akcji, wielkiego napięcia, czy gry, na podstawie której można się pomału domyślać, co też reżyser nam serwuje. Zastanawiacie się może zatem, czemu wybrałam ten akurat film do tego cyklu, bo przecież powinnam tu Was raczej zachęcać do danej pozycji, która umiliłaby Wam weekend, a nie ją odradzać. Już się tłumaczę. Bo widzicie, mimo tych niedociągnięć i denerwujących rzeczy, film oglądało się całkiem miło. Daje możliwość na leniwy wypoczynek, położenie się na łóżku/kanapie czy co tam każdy preferuje i oglądanie czasem śmiesznych poczynań bohaterki. Jeżeli jesteście bardzo wybredni będzie Was to irytować, jeżeli nie, zwrócicie na to uwagę, a jakże by nie, ale zapomnicie i pozostanie Wam jedynie dość interesujący film na weekendowy wypoczynek. Dla fanów Amandy, czy dla tych szukających czegoś mało zobowiązującego nada się w sam raz. Jeżeli ani do jednych, ani do drugich się nie zaliczacie, potraktujcie proszę ten dzisiejszy odcinek cyklu, jako przestrogę, czego nie oglądać, a nie jako zachętę.


Ocena: 6/10

Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!

Read more ...

Angelfall - Susan Ee

25.7.13



Autor: Susan Ee
Tytuł: Angelfall
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 308
Moja ocena: 6/10, 3+/6






Pomyśl sobie Drogi Czytelniku o kimś, komu bezgranicznie ufałeś. Mówiłeś mu o swych niepowodzeniach, zawodach i radościach. Czułeś się z nim bezpiecznie. Ba, byłeś pewien, że Cię strzeże i zawsze, gdy tylko będzie trzeba, obroni. Wybawi Cię z niebezpieczeństwa i zawsze będzie stał za Tobą murem. Gdyby jednak ta osoba odwróciła się od Ciebie? Żeby tylko się odwróciła, wtedy byłbyś pewnie w stanie to znieść, ale ona jest tak okropna, że z Twojego wybawiciela zamienia się w prześladowcę. Bawi się  uczuciami i robi wszystko przeciwko Tobie. Byłoby ciężko się pozbierać po czymś takim, czyż nie?

Tak właśnie postąpiły Anioły. Zawsze utożsamialiśmy ich z naszymi stróżami, a teraz bezprawnie zaatakowały Ziemię. Wszystko przypomina jeden wielki chaos. Żadne instytucje nie działają, na ulicach panoszą się gangi, a ludzie już nie mogą czuć się bezpiecznie w swoich domach.  Penryn żyje w tych tragicznych czasach. Co więcej, Anioły porwały jej młodszą siostrę, a matka jest pogrążona w szaleństwie. Teraz dziewczyna musi sprzymierzyć się z wrogiem, aby jej siostra znów mogła być bezpieczna. Podczas tej misji dowie się wielu rzeczy i zobaczy, że sprawy mają się inaczej niż można się tego spodziewać.

O ,,Angelfall" słyszał chyba każdy. Promocja zdecydowanie zrobiła swoje. Wpadająca w oko okładka sprawia wrażenie wielce tajemniczej, a przez to zachęca do otworzenie i poznania historii. Mroczny trailer i cała otoczka spowodowali, że każdy tej książki był/jest ciekawy. Gdy dostałam ją w prezencie urodzinowym cieszyłam się, co nie miara. Może książka nie leżała na szczycie mojej ,,chciej listy", ale przeczytać ją chciałam, więc prezent mi się spodobał. Jednak potem w trakcie czytania z moim entuzjazmem było różnie.

Zacznijmy od pomysłu. Anioły możemy uznać za stworzenia dość powszechne w literaturze. Nawet więcej, zdominowały fantastykę i paranormal romance. Teraz jednak widzimy je w trochę innej postaci. Nie będę poskramiać damskich serc (będą je wykorzystywać) ani zadowalać się okruchami wolności na naszej planecie. O nie, one ją zaatakowały i zdobyły w całości. Teraz rządzą, a ze stróżów zmienili się w oprawców. Pomysł nie najgorszy. Zawsze to coś nowego, odkrywczego i tak dalej. Mnie jednak średnio przypadło to do gustu. Chyba jednak będę tu konserwatywna i zostanę przy dobrych aniołach, które pomagają i tych złych - upadłych, które mają prawo być wredne. Może byłoby inaczej, gdyby zostało to wykonane nieco lepiej. Tu bowiem mamy swego rodzaju pomieszanie z poplątaniem. Nikt nie wie, co się dzieję, pewne jest tylko to, że Anioły zaatakowały. Jeżeli do tego dodamy jeszcze inne Zło, to naprawdę nie będziemy wiedzieli co się dzieje. Pod koniec tylko coś się zaczyna wyjaśniać, jednak jak dla mnie, nieco za późno.

Sama historia, według mnie była jakaś taka naciągana. Szukanie siostry to może dobry wątek, ale występujący jako poboczny albo służący do przedstawienia czegoś innego. Tutaj jednak to szukanie nie prowadziło do niczego konkretnego. Bo ani wielkiej historii miłosnej nie można było znaleźć, ani wielkiej walki ruchu opory, która bardziej przybliżałaby nam ten postapokaliptyczny świat. Starcie było co prawda, ale można je uważać za przygotowanie do chwili, kiedy walka będzie mogła rozpocząć się na dobre. Akcja trzyma w napięciu i to można uznać za plus. Nieraz może się to przeradzać w minus, bo przez zawrotną akcje nie zostajemy dostatecznie wprowadzeni w historię. Od początku tylko jedno jest pewne - trzeba uciekać. Jak dla mnie byłoby lepiej, gdyby autorka najpierw w spokojnym klimaciku wprowadziła mnie nieco w historię, a dopiero potem (za chociażby 10 stron) serwowała wzrost adrenaliny. Kolejnym minusem, było to, że za nic nie mogłam się wciągnąć w opowieść. Nie pomagały żadne próby. Mimo, że autorka pisze dobrze, to jej opisy mnie przytłaczały i nic na dobrą sprawę nie potrafiło mnie zaciekawić. Może to moja wina, bo źle się do książki nastawiłam albo trafiło na zły czas do czytania tego typu historii, w wakacje przecież nie zawsze mamy ochotę na ostateczne starcia dobra ze złem.

Co do bohaterów, to było różnie. Penryn - odważna dziewczyna szukająca siostry. Muszę przyznać, że podziwiam ją za to, że tak dzielnie potrafiła zając się rodziną. Niepełnosprawna siostra, chora psychicznie matka i ojciec, albo jego brak, bo ten je opuścił. Nie wiem, czy ja bym temu podołała i za to trzeba Penryn podziwiać. Raffe - archanioł - nie mam pojęcia w jakiej roli miał występować. Czy to amanta, towarzysza, czy wroga udającego przyjaciela. Skłaniam się ku pierwszej opcji. Mimo tego w ogóle mnie nie zachwycił. Może i ciekawy, ale jakoś mało porywający. Z innymi było różnie. Jedni ciekawsi, inni nieco mniej, co daje nam wynik średni.

,,Angelfall" mnie nie zachwycił. Pomysł może przypaść do gustu, ale autorka średnio wykorzystała jego potencjał. Mam wrażenie, że za dużo było tu pytań bez odpowiedzi i wątków, które mogłyby być poprowadzone głębiej, dalej i ciekawiej. Zakończenie podciągnęło poziom książki i sprawiło, że zaczęłam postrzegać ją trochę lepiej. Wywołało dreszczyk emocji i właśnie dzięki niemu z chęcią sięgnęłabym po kolejny tom. Myślę, że tam wyjaśnią się niewyjaśnione sprawy, a poziomem przewyższy poprzednika. Uważam, że dobrą oceną będzie ta, którą widzicie na górze. Czy sięgniecie, zależy tylko od Was. Myślę, że mimo wszystko warto, a książka może przypaść Wam do gustu zdecydowanie bardziej niż mnie.

Read more ...

Papierowe miasta - John Green

23.7.13



Autor: John Green
Tytuł: Papierowe miasta
Tytuł oryginału: Paper Towns
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 393
Moja ocena: 9/10, 5+/6






Wyobraźnia jest czymś, co w naszym życiu odgrywa naprawdę ważną rolę. Dzięki niej możemy marzyć, sprawiając, że marzenia staną się znacznie bardziej realne. To wyobraźnia posuwa nas do działania, gdy chcemy, aby wyśniony efekt stał się prawdą. Wyobraźnia pozwala postrzegać w dany sposób ludzi, wczuwać się w ich sytuację, a dzięki temu lepiej ich zrozumieć. Dzięki niej możemy tworzyć piękne historie i sprawiać, że świat magii zaistnieje w naszych duszach, a życie stanie się prostsze i piękniejsze. Co jednak, gdy robimy to w zły sposób? Gdy stwarzamy obraz kogoś lub czegoś, co tak naprawdę nie istnieje i żyjemy w świecie iluzji?

Quentin Jacobsen i Margo Roth Spiegelman znają się od dziecka. Zabawy na placu zabaw i przyjaźniący się rodzice bardzo ich do siebie zbliżyli. Przeżyli w tym okresie coś strasznego, coś, co wpłynęło na ich późniejsze życie. Ich relacje się osłabiły. Q - jak nazywają Quentina przyjaciele - nie może jednak zapomnieć o swojej przyjaciółce z dzieciństwa. Obserwuje i podziwia ją z boku. Do czasu, kiedy Margo zjawia się w jego oknie cała ubrana i pomalowana na czarno. Zabiera go na nocną wyprawę, która będzie początkiem zmian w postrzeganiu świata dla Quentina. Następnego dnia bowiem Margo znika, zostawia jednak wskazówki dla Q, które mają mu pomóc w jej odnalezieniu. Podczas poszukiwań chłopak nauczy się bardzo wiele o ludziach i o tym, że nie są tacy, jakich ich widzimy.

Pana Johna Greena zna chyba każdy za sprawą uwielbianej książki ,,Gwiazd naszych wina". Pamiętacie może moje zachwyty nad nią? Jeżeli nie, to powiem, że była genialna, wciąż zajmuje szczególne miejsce w mojej pamięci i myślę, że tak szybko nie odda go jakiejś innej pozycji. Cieszyłam się ogromnie, kiedy zaraz po przeczytaniu ,,Gwiazd naszych wina" w księgarniach ukazała się druga książka Johna Greena. Kupiłam ją zaraz po premierze, ale nie chciałam czytać od razu. Uważam bowiem, że przyjemności trzeba sobie dawkować, tak samo, jak silne doznania. Poza tym ,,Szukając Alaski" dopiero we wrześniu i musiałam jakoś skrócić okres mojego wyczekiwania. Dłużej jednak już nie wytrzymałam i w końcu sięgnęłam.

Na początku trzeba przyznać, że ,,Papierowe miasta" znacznie się różnią od ,,Gwiazd naszych wina", więc ktoś, kto oczekuje czegoś w tamtych klimatach, ,,Papierowe miasta" powinien już teraz sobie odpuścić. Ja osobiście bardzo się cieszę, że to coś innego. Widzimy bowiem, że autor nie zamyka się w jednym kręgu, umie sięgać po coś innego i w innej tematyce pozwalać nam na przemyślenia i emocjonalne doświadczenia. W ,,Papierowych miastach" nie znajdziemy rozważań na granicy śmierci. Tutaj dowiemy się czegoś o ludziach i o postrzeganiu ich. Uświadomimy sobie, że ludzie mają kilka obrazów, lecz żaden nie jest ich prawdziwy. Będzie tu coś o szukaniu siebie, naszych złych przyzwyczajeniach i błędach, które wpływają na innych. ,,Papierowe miasta" można uznać za swego rodzaju przewodnik w poszukiwaniu własnego ,,ja". Chyba potrzebowałam właśnie takiej lektury, bo naprawdę dała mi do myślenia i uzmysłowiła nieco prawdy o otaczającym świecie.

Ale nie myślcie sobie, że będą tu tylko psychologiczne rozważania. Co to, to nie. Dostaniemy przede wszystkim bardzo wciągającą historię. Umieszczona jest ona pod koniec ostatniego roku liceum Quentina. Dziewczyna, którą kocha znika, a on za wszelką cenę chce ją odnaleźć. Historia niby banalna, ale pozwalająca na wciągnięcie się i przeżywanie perypetii bohatera. Tak jak w ,,Gwiazd naszych wina", tak też i tu pan Green wykazał się bardzo lekkim piórem. Przedstawił nam opowieść, którą czyta się z zapartym tchem i przewraca kartki z zawrotną prędkością. Bardzo cenię sobie tę umiejętność, a u Johna Greena jest ona wykształcona genialnie. Potrafi stworzyć świat, który nas zaciekawi, a co więcej, poczujemy, jakbyśmy sami się w nim znajdowali. Autor ma swój styl, pisze tak, jak uważa za słuszne i to zdecydowanie przynosi rezultaty. Już od pierwszych stron można wciągnąć się w przygodę zaserwowaną przez Margo, która daje przedsmak tego, co znajdziemy potem. Zdecydowanie lubię motyw drogi, a tutaj właśnie to dostałam. Poszukiwania jednak w pewnym momencie stały się nieco nużące. Za dużo było właśnie tego psychologicznego motywu i nakazu wyciągania wniosków. Ale spokojnie, nie trwało to długo i potem akcja znów wróciła do pierwotnego stanu.

Bohaterowie książek pana Greena są bardzo realistyczni. Nie ma tutaj ideałów, które tylko wpędzają nas w kompleksy. Jasno mamy pokazane, że każdy z nas ma wady i nikt nie jest idealny. Każdy tutaj sprawia wrażenie, jakby żył naprawdę, każdego też moglibyśmy spotkać i się z nim zaprzyjaźnić. Quentin właśnie należy do takich postaci. To chłopak, jakich wiele. Ani zbyt przeciętny, ani też za bardzo perfekcyjny. Brakuje mu nieco pewności siebie, co Margo za wszelką ceną chce zmienić. Ma w sobie tyle samo zaparcia, aby szukać jej, rezygnując z pełnych w emocje ostatnich tygodni szkoły. Te poszukiwania wiele go nauczą. Zdecydowanie polubiłam także Margo. Była to dziewczyna zbuntowana, szukająca siebie i kreująca oblicze, którego nikt nie zna. Może nieco szalona, ale posiadająca to coś, czego szuka się w bohaterach, a przede wszystkim w ludziach.

,,Papierowe miasta" to kolejna książka Johna Greena, którą trzeba przeczytać. Autor szturmem podbija serca czytelników i zapowiada, że jeszcze wiele zdziała. Tę pozycję zdecydowanie trzeba poznać, czy to ze względu na wartości, które wyniesiemy, czy chociażby tylko patrząc na wciągającą historię. Książka, mimo że opowiada o problemach młodzieży, spodoba się nie tylko im. To coś, co każdy mól książkowy przeczytać powinien. Polecam, polecam, polecam!!

Read more ...

Harry Potter i Kamień Filozoficzny - J.K.Rowling

20.7.13



Autor: J.K. Rowling
Tytuł: Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 319
Moja ocena: 10/10, 6/6






Już nie raz stwierdziliśmy wspólnie, że życie jest do bani. Ciągłe rozczarowania nie chcą nas opuścić, rodzina choć powinna wspierać - zawodzi i nigdy nie będzie tak, jak sobie wymarzyliśmy. Nagle jednak staje się coś, co zmienia wszystko. Poznajesz swoje prawdziwe ,,ja" i wiesz już, dlaczego nigdy nie pasowałeś do otoczenia. Od teraz wszystko się zmieni, będzie inaczej i dobrze o tym wiesz.

Harrego Pottera znają wszyscy. Może nie czytali jeszcze o nim (jak ja do niedawna) albo obejrzeli tylko część filmów lub wcale, jednak na pewno o nim słyszeli. Przecież było napisane: ,,Będzie sławny... stanie się legendą... [...] będą o nim pisać książki... każde dziecko będzie znało jego imię!" I tak z pewnością jest. Harry stał się legendą i każdy wie, kim też ten chłopiec jest, a z pewnością też, kto go stworzył - Joanne Kathleen Rowling. Można ją bliżej poznać, oglądając film ,,Magiczne słowa: Opowieść o J.K. Rowling", który serdecznie polecam!

Fabułę mimo tego, że znają ją wszyscy wypada nieco przybliżyć. Harry Potter to sierota i podrzutek, od niemowlęcia wychowywany przez ciotkę i wuja, którzy podobnie jak ich syn Dudley traktowali go jak piąte koło u wozu. Pochodzenie chłopca owiane jest tajemnicą, jedyna pamiątka z przeszłości to zagadkowa blizna na jego czole. Skąd jednak biorą się niesamowite zjawiska, które towarzyszą nieświadomemu niczego Potterowi? Wszystko wyjaśni się w jedenaste urodziny chłopca, a będzie to dopiero początek Wielkiej Tajemnicy... [źródło]

,,Harry Potter i Kamień Filozoficzny" zawsze kojarzy mi się ze świętami. Pamiętam bowiem, kiedy obejrzałam film po raz pierwszy, a było to właśnie w okresie przedświątecznym. Pamiętam, jak zazdrościłam wtedy Harry'emu wyprawy na Ulicę Pokątną i z pewnością przyjęłabym taką różdżkę na przykład, jako świąteczny prezent. Wtedy właśnie pokochałam tego chłopca, jak i całą otoczkę związaną z jego przygodami. Przesiadywanie w Wielkiej Sali wywoływało we mnie rodzinną atmosferę i śmiałam się najszczerzej, jak potrafiłam obserwując poczynania głównej trójki podczas lekcji latania. Ten klimat pozostał we mnie do dzisiaj. Wiecie pewnie, że obiecywałam, że przeczytam choć jedną część przygód Harrego w wakacje. Zabranie się do lektury nie było dla mnie żadnym wyrzeczeniem, wręcz przeciwnie, było wyczekiwanym powrotem do błogich wspomnień, które dodatkowo mogłam rozszerzyć. I udało się zacząć uwielbiać Harrego jeszcze bardziej. A ściślej mówiąc panią Rowling, za to, że nadała czarodziejom nową twarz. Tak więc, Droga Pani Rowling: dziękuję za Hogwart, dziękuję za każdy rozdział, pełen tajemnicy i magii, dziękuję za język, który sprawiał, że czytanie mknęło w zawrotnym tempie.

Jeżeli już o języku mowa, to trzeba to otwarcie powiedzieć, że autorka umie tak przedstawić opisywaną rzeczywistość, że ma się wrażenie, jakby było ona częścią naszego świata. Każdy rozdział poprowadzony jest z wielką precyzją. Czytelnik nie ma wrażenia, że akcja przeciągana jest na siłę, aby książka była dłuższa. Nie ma też wstawiania czegoś tylko po to, żeby fakty jakoś się łączyły. Zdaję sobie sprawę, że późniejsze części pewnie będą lepsze i z powodu dorastania głównego bohatera, będą też coraz bardziej kierowane do starszych odbiorców. W ,,Kamieniu Filozoficznym" nie ma jakiejś wielkiej, zaplątanej w szczątki wiadomości intrygi. Gdyby była, byłoby to po prostu dziwne i głupie. Harry ma przecież dopiero jedenaście lat. Zagadka musiała być taka, aby chłopak w jego wieku, wspomagany przez przyjaciół, mógł ją rozwiązać. Wszystko to dało świetny efekt.

Bohaterów też pokochałam, nie mogłoby być inaczej. Lekko zarozumiała Hermiona wcale mnie nie irytowała. Pokazała bowiem wielkie serce i zdolność do poświęceń dla przyjaciół. Tego lakonicznego Rona również uwielbiam, że o Harrym nie wspomnę, bo już to wiecie. Jest jeszcze Hagrid, Dumbledore i cała gama innych barwnie nakreślonych, charakterystycznych i zapadających w pamięci postaci. Wiecie za pewne, jak bardzo wpływa to na poziom książki. Tu tak było, zdecydowanie.

Ciężko jest mówić o tak legendarnej już książce, jaką jest ,,Harry Potter". Nie spotkałam jeszcze chyba osoby, która po przeczytaniu przygód małego czarodzieja nie zaczęłaby go uwielbiać. Ta lektura bowiem jest jak narkotyk, który sprawia, że gdy sięgniesz raz, chcesz zdecydowanie więcej i więcej. Nie sposób, powiedzieć ,,nie", jak i nie sposób nie wkręcić się w ten świat. Nie trzeba tu gorąco zachęcać do przeczytania, bo ta książka już jest uwielbiana i przeczytana przez miliony czytelników, a Ci, którzy jeszcze tego nie robili, wiedzą, że już niebawem będą musieli to nadrobić. Pozostawię więc te rozważanie z jednym tylko wnioskiem: muszę w poniedziałek iść do biblioteki i wypożyczyć kolejną część. Kropka.

Książka zaliczana do wyzwań:
Read more ...

Liebster Blog

19.7.13

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”


Z pewnością każdy z Was kojarzy tę zabawę. U mnie pojawiała się już dwa razy: <klik> i <klik>. Pomyślałam o jakimś przerywniku, czymś co urozmaiciłoby nieco recenzje. Miał być ranking, ale jako że nominacji nazbierało się kilka, także postanowiłam odpowiedzieć na nie w osobnym poście.


Pytania od Sophie Carmen:

1. Jaki gatunek mogłabyś czytać cały czas?
Zawsze powtarzam, że lubię odkrywać coś nowego, także staram się nie zamykać w jednym kręgu. Myślę jednak, że wszelka fantastyka nigdy mi się nie znudzi. Można tu grzebać do woli i każdy znajdzie coś dla siebie. Jeżeli znudzi mi się paranoraml romance, sięgnę po antyutopie i tak w kółko.

2. Twój ulubiony blog?
W życiu nie mogłabym wybrać jednego. Zbyt wiele blogów jest w sieci, żeby można wybrać jeden ulubiony.

3. Od jak dawna czytasz książki?
Chyba od czasu, kiedy nauczyłam się czytać. Zawsze coś było, nawet jakieś króciutkie, kolorowe książeczki z bajkami. Moje uzależnienie od czytania zaczęło się dopiero po przeczytaniu ,,Zmierzchu".

4. Lubisz filmy na podstawie książek?
Bardzo trudne pytanie. Ze mną jest tak, że jak usłyszę o filmie na podstawie książki, to cieszę się, jak dziecko. Potem, gdy obejrzę zwiastun jest jeszcze gorzej z pohamowaniem radości. Jednak, im bliżej premiery, tym zaczynam się coraz bardziej denerwować, że film nie dorówna książce i zwykle tak jest. Pozostaje wtedy miłe wrażenie po przeczytaniu, a film staram się zapomnieć. Zazwyczaj oczywiście, bo nieraz jest całkiem ok.

5. Jaki kolor mają ściany w twoim pokoju?
Jedna jest ciemno fioletowa, a trzy pozostałe to taka złamana biel, wpadająca w kremowy.

6. Twoje największe marzenie?
Nie spełniłoby się, gdybym powiedziała. Mam ich bardzo wiele, aż pewnie za dużo.

7. Prowadzisz inne blogi?
Nie. Kiedyś, przed Między stronami myślałam, żeby założyć taki o sobie, ale miałam zbyt słomiany zapał i się nie udało. Zawsze ciągnęło mnie do blogowania, a gdy widziałam na filmach, że dziewczyny to robią, powtarzałam, że ja też chcę. Zdecydowałam się dopiero na ten. Ale może kiedyś powstanie coś jeszcze, zobaczymy.

8. Twój ulubiony autor?
Mam ich bardzo wielu. Bardzo lubię Jodi Picoult, Cassandrę Clare i oczywiście Johna Greena.

9. Gdyby Twoim mężem/żoną mógłby zostać bohater literacki to kto by nim był?
Powiedziałabym, że Damon Salvatore, ale on na męża się średnio nadaje. Może byłby to Jace z ,,Darów Anioła" albo Patch z ,,Szeptem", choć też ich raczej nie widzę w roli mężów.

10. Jak według ciebie wyglądałby świat bez książek?
Z pewnością byłby pozbawiony genialnej dziedziny kultury, wspaniałych blogów, a wielu ludzi nie poznałoby swojej pasji, spędzaliby dnie marnując czas przed komputerem i telewizorem i bylibyśmy na pewno głupsi.

11. Wolisz twarde czy miękkie okładki?
Miękkie są bardziej poręczne. Chociaż książkę w twardej lepiej się trzyma i zdecydowanie lepiej wygląda.

Pytania od Julii Kopeć:

1. Wolisz miasto czy wieś?
Mieszkam na wsi, ale od zawsze narzekam, że wszędzie mam daleko i zbyt wielkich perspektyw to tu nie ma. Kocham jednak tą moją małą miejscowość, więc wybór trudny.

2. Jakie są trzy rzeczy, które chciałabyś/chciałbyś zrobić w swoim życiu najbardziej?
Tylko trzy? Chciałabym mieć pracę, która będzie mi dawać radość, odwiedzi wiele, ciekawych miejsc i oczywiście założyć kochającą się rodzinę - takie banały:)

3. Jaka była najbardziej szalona rzecz, którą zrobiłeś/zrobiłaś?
Czy ja wiem? Kiedy muszę odpowiedzieć na pytanie o jakąś rzecz, która zdarzyła się w moim życiu zawsze mam pustkę w głowie, dopiero po kilku godzinach coś mi przychodzi na myśl, także teraz nie będę odpowiadać, przepraszam.

4. Jak możesz siebie krótko opisać?
Znerwicowana marzycielka, która sprzeciwia się stereotypom i broni feministek. I oczywiście czyta, ile się da.


5. Gdzie spędziłaś/spędziłeś najlepsze wakacje swojego życia?
Myślę, że w wieku 5-10 lat, kiedy całe wakacje spędzałam na beztroskim lataniu z przyjaciółką wspominam najlepiej.

6. Czy masz swój amulet na szczęście? Jak tak, to co to jest?
Nie posiadam raczej takich rzeczy. Wierze, że stanie się, co musi i żaden amulet tego nie zmieni.

7. Jaki masz talent/talenty?
Nie ładnie się tak chwalić, więc za wiele opowiadać nie będę. Jeden mój mały talent możecie podziwiać, odwiedzając mnie na tym blogu.


8. Co najbardziej cenisz sobie w ludziach?
Szczerość przede wszystkim. Lubię, jak ktoś jest sobą, nie udaje wielkiej diwy czy kogoś, kim absolutnie nie jest.

9. Co najbardziej cenisz sobie w sobie?
Myślę, że jestem wierna przyjaciołom i swoim przekonaniom. Nie będę się również zbyt wiele rozpisywać, bo nie lubię takiego zbytniego gładzenia sobie.

10. O jakiej tematyce blogi najbardziej lubisz?
Prowadzę blog z recenzjami, więc na takie wchodzę najczęściej. Czasem zaglądam też na modowe czy kulinarne.

11. Jakiej muzyki najczęściej słuchasz?
Słucham głównie rocka i jego odmian.

Pytania od FunVirtualnaJa:

1. Najlepsza para w książce?
Tutaj osobny ranking <klik>

2. Od jakiego czasu masz bloga?
Od ponad roku.

3. Książka którą przeczyłaś kilka razy i masz mało?
Ostatnio polubiłam ,,Gwiazd naszych wina", choć przeczytałam ją dopiero raz.

4. Najlepszy główny bohater książki?
Myślę, że Liesel ze ,,Złodziejki książek" jest taką bohaterką, którą trzeba wspominać. Melanie z ,,Intruza" również.

5. Najładniejsze imię damskie a zarazem męskie?
Przychodzi mi na myśl jedynie Maria i Taylor.:)

6. Jeden z najlepszych filmów?
Jeden? Zmieniam zasady. Będą dwa: ,,Pamiętnik" i ,,Śniadanie u Tiffany'ego".

7. Masz rodzeństwo?
Mam młodszą siostrę.

8. Wolisz pisać w pamiętniku czy na blogu?
Kilka razy starałam się prowadzić pamiętnik, ale średnio mi szło. Wolę więc na blogu, bo tu jakoś udaje mi się robić to systematycznie.

9. Twój typ chłopaka/dziewczyny?
Wysoki (ponad 2 m, bo ja mam 178 cm), ciemne oczy i włosy. Taki wyższy Damon byłby ok.

10. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś?
Patrz pyt.3 od Julii Kopeć.

11. Twoje największe marzenie?
Patrz pyt.6 od Sophie Carmen.

 A do zabawy, zapraszam wszystkich, którzy jeszcze nie brali udziału!

Read more ...

Pandemonium - Lauren Oliver

17.7.13



Autor: Lauren Oliver

Tytuł: Pandemonium
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 373
Moja ocena: 8/10, 5/6






Zabrali jej wszystko, co było dla niej ważne. Dom, rodzina i ukochany już od dawna są poza jej zasięgiem. Nie ma normalnego życia, bo już nie wiadomo, co oznacza normalność. Na pewno nie to, co wszyscy by chcieli. Teraz pozostało jej tylko żyć i walczyć.

Po śmierci Alexa Lena trafia do osady w Głuszy. Tamtejsi mieszkańcy zajęli się nią, gdy była prawie martwa, pomogli jej stanąć na nogi. Od tej chwili Lena jest jedną z nich - Odmieńcem - i żyje, jak oni. Po siedmiu miesiącach od tych wydarzeń, dziewczyna trafia do Nowego Jorku, gdzie wstępuje do ruchu oporu. Przed nią wielka misja i wielkie zadanie, choć nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. W jego trakcie pozna czarującego Juliana - stojącego po drugiej stronie barykady. Chłopak, mimo różnic przypomni jej, co to miłość, a przede wszystkim, jaką osobą chce być.

Lauren Oliver jest pisarką, która nie podejmuje tematów banalnych. Chce nam przedstawić coś więcej, niż można by się po niej spodziewać. Pokazuje nam to również w niebanalny sposób, gdzie pod metaforami, porównaniami i inną rzeczywistością można odkryć ważne prawdy. Tak jest na przykład w serii ,,Delirium". Autorka stworzyła świat bez miłości. Rząd chciał, aby ludzie byli wolni od skrajnych emocji, które źle wpływają na odbiór świata. Może i cel był szczytny, ale potem obróciło się to w skrajną kontrolę, traktowanie jednych ludzi ponad innymi i usuwaniu wszystkich, którzy nie pasują do szablonu. Nie przypomina Wam to czegoś albo kogoś? Na przykład pana z wąsem, który uważał, że jest lepszy od innych i chciał zniszczyć pewną rasę? Może moje porównania są zbyt głębokie, ale bardzo ułatwia to odbiór tego, co autorka chce przekazać. A mianowicie, że świat bez miłości nie istnienie. Za miłością idą inne uczucia, jak współczucie, poświęcenie czy przyjaźń, a właśnie dla nich warto żyć. Każdy jest równy, nie ważne czy różni się nieco czy też nie, a dyskryminacja to najgorsze, w co możemy wdepnąć i nigdy nie powinniśmy pozwolić, aby nas dopadła.

W ,,Pandemonium" widać, że autorka urozmaiciła swój warsztat. Historię mamy podzieloną na dwa etapy: "Teraz" i ,,Wtedy". Możemy przez to obserwować powiązania i odbierać to, jako urozmaicenie w akcji. Mnie nie przypadło to niestety do gustu. Zbyt dużo mącenia tu było. Może nie gubiłam się w akcji, ale nie mogłam też się w niej zatracić. Kiedy bowiem przeczytałam ciekawy fragment z ,,Wtedy" musiałam przeskoczyć do mniej ciekawego z ,,Teraz" lub na odwrót. Później, kiedy rozdziały były nieco krótsze już tak bardzo mi to nie przeszkadzało. W ,,Pandemonium" możemy też obserwować charakterystyczny styl autorki. Chyba każdy, kto przeczytał choć fragment tej serii, nie zaprzeczy, że Lauren Oliver posiada takowy za co jestem jej doprawdy bardzo wdzięczna i jeszcze bardziej ją za to podziwiam.

W ,,Pandemonium" pojawiło się wielu nowych bohaterów. Można nawet powiedzieć, że wszyscy, oprócz Leny, byli nowi. Ci z ,,Delirium" pozostali w cywilizowanym świecie, po drugiej stronie barykady. Teraz obserwujemy ludzi z Głuszy i żyjemy wraz z nimi. Poznajemy waleczną Raven, sympatyczną Blue i wielu innych. Każdej z tych osób nadany jest przydomek, zamiast imienia, jako symbol nowego życia. Muszę przyznać, że cieszę się, że nie zostały one przetłumaczone. Sami przyznajcie, lepiej się czyta o Blue niż o Niebieskiej, prawda? Wspomnieć trzeba o Julianie, który jest nową miłością naszej bohaterki. Mamy tu przykład chłopaka, z innej ligi, z którym związek nawet nie powinien przychodzić na myśl. Jak pewnie wiecie i się domyślacie przyszedł na myśl, choć racji bytu nie miał. Znów coś szablonowego, czyż nie? Sam Julian, mimo że z wielką duszą i sercem nie porwał mnie. Wiem, że narzekałam wcześniej, że między Leną i Alexem jest mdło, ale cóż z tego. Jestem wierna temu pierwszemu chłopakowi i domagałam się go od początku książki. Ci, co czytali mogą sobie wyobrazić moją minę na koniec.

Sama Lena bardzo się zmieniła. Od początku ,,Delirium" do końca ,,Pandemonium" przeszła diametralną przemianę. W pierwszej części widzieliśmy, że popiera remedium i wszystko inne, co sugeruje ludziom rząd. Zmieniła się już w pierwszej części i była gotowa na ucieczkę, choć nie wiedziała, co ona tak naprawdę oznacza. W ,,Pandemonium" stała się pełnoprawnym Odmieńcem. Walczy o wolność i robi wszystko dla wyższego dobra. Zawdzięcza to pewnie Alexowi. Nie jest już szarą, nieporadną myszką, a kobietą, która wie, jak radzić sobie w sytuacji kryzysowej. Tą Lenę lubię zdecydowanie bardziej, niż początkową.

,,Pandemonium" różni się od ,,Delirium" czy to pod względem znacznie lepszego wykonania, urozmaicenia akcji, czy też umieszczenia jej w innym środowisku. Akcja ,,Pandemonium" bowiem toczy się od strony Głuszy i ruchu oporu. Dzięki temu właśnie, możemy obserwować innych bohaterów czy zmianę Leny. Nie wiem, czy ta część przypadła mi do gustu bardziej, czy mniej niż ,,Delirium". Wiem jednak, że cała seria prezentuje się naprawdę świetnie. Porusza ważny temat, który wpleciony jest w antyutopijną rzeczywistość. Nie można tego nie polubić, tak jak i nie można tego nie polecić. Robię to z czystym sercem. Spodoba się nie tylko młodzieży, ale myślę, że starszym czytelnikom również. Tak więc jeszcze raz polecam gorąco!!



Read more ...

Jak upolować faceta? Po pierwsze dla pieniędzy - Janet Evanovich

14.7.13



Autor: Janet Evanovich
Tytuł: Jak upolować faceta? Po pierwsze dla pieniędzy
Wydawnictwo: Fabryka słów
Liczba stron: 343
Moja ocena: 8/10, 5/6






Kobieta jest w stanie wiele znieść. Z natury bowiem bardzo silne z nas bestie. Potrafimy postawić na swoim, denerwować wszystkich wokół i jak lwice walczyć do końca. Nie tak łatwo się nas pozbyć, oj nie. Kiedy jednak wszystko się rozpada i stoimy już jedną nogą w przepaści bankructwa można by pomyśleć, że nie pozostaje nam nic innego, jak tylko się poddać. Jeżeli tak myślicie, to jesteście w wielkim błędzie. Jest jeszcze jedna, ważna opcja: można zostać łowcą nagród!

Stephanie Plum straciła pracę. Od tego czasu popada w coraz większe długi. Sprzedaje meble, żeby przeżyć, a jej samochód zostaje zajęty przez windykatora. Chętnie podjęłaby każdą możliwą pracę, lecz niestety za każdym razem kończy się to fiaskiem. Stephanie żyje w totalnie zakręconej rodzinie, a najgorsza jest chyba matka, która usilnie stara się ją zeswatać z byle jakim delikwentem. Kiedy więc przed kobietą staje szansa na zarobienie 10 tys., jest gotowa zrobić wszystko, aby je otrzymać. W ogóle nie jest ważne, że po drodze musi stać się łowczynią nagród i kilka razy narazić swoje życie.

Stephanie Plum już dawno stała się kultową postacią w literaturze. Pojawiła się w Stanach Zjednoczonych dziewiętnaście, w Polsce siedemnaście lat temu i tak się zadomowiła, że nie chce odejść. Została stworzona przez obecnie 70-letnią Janet Evanovich, której seria ta przyniosła wielki rozgłos. Wiecie na pewno, w jaki sposób książka znalazła się u mnie (tak, dokładnie w taki sam, jak i u większej połowy blogerów) i wiecie również, że bardzo chciałam poznać losy naszej Śliweczki. Nie zawiodłam się ani trochę.

Pierwszy tom rozpoczynamy obserwując losy zdesperowanej Stephanie. Kobieta z powodu braku innej pracy, postanawia zostać łowcą nagród. Jej pierwsza sprawa nie będzie należeć do łatwych. Musi bowiem złapać Josepha Morellego - mężczyznę, z którym łączy ją jednorazowy, erotyczny wyskok, a który obecnie posądzony jest o morderstwo. Początkowo może się wydawać, że książka będzie należeć do tych ,,kobiecych", o czym diametralnie przeczy napis ,,kryminał" na tylnej okładce. Później jednak akcja się rozkręca i wątek kryminalny, choć niewielki, ale się pojawia. Książka dostarcza pokładów śmiechu, na co wpływa barwny i lekki język autorki. Wątki detektywistyczne pozwalały na dociekanie, a wspomniana część kryminalna pod koniec naprawdę trzymała w napięciu. Historia opisana jest lekko, ale i z klimatem, który wierzę, że będzie towarzyszył dalszym częścią. Całość ta sprawiła, że książkę czytało się świetnie i wierzcie mi, dawno się tak nie ubawiłam.

Tytułowa Stephanie Plum jest nieco zakręconą kobietą. Jej początkowe lekceważenie nowego zajęcia sprawiło, że zaczęłam ją postrzegać jako damulkę w opałach. Później jednak obraz ten zniknął i to jej postrzelenie bardzo polubiłam. W losy bohaterki naprawdę można było się wciągnąć i razem z nią przeżywać rozterki i łapać przestępców. Oświadczam również, że uwielbiam Josepha Morellego i staje się on obecnie moją nową książkową miłością. Kocham go za bunt przeciw systemowi, zaciętość, dążenie do celu i, a może przede wszystkim za poczucie humoru. Bardzo barwną postacią wydała mi się także babcia Mazurowa. Uwielbiam takie starsze, pokręcone panie w literaturze, nie znudzą mi się nigdy i ta Babcia również przypadła mi do gustu.

Pierwszą część przygód Stephanie Plum mogę zaliczyć do lepszych książek, jakie przeczytałam ostatnimi czasy. Spędziłam z nią naprawdę bardzo miło czas i aż szkoda mi było ją kończyć. Większość z Was pewnie ma tę część już za sobą, lecz jeśli zachowali się gdzieś tacy, którzy jeszcze jej nie czytali, radzę szybko nadrobić zaległości. Będzie z pewnością doskonałą lekturą na wakacje!
Read more ...

Filmowe weekendy: Bejbi blues

12.7.13
Młodość ma swoje prawa. Musi się wyszaleć, doświadczyć wielu rzeczy, poznać to, co niepoznane. W każdym nastolatku przez wiele lat trwa burza hormonów, która ani na moment nie pozwala o sobie zapomnieć. W tym czasie ważne jest wsparcie rodziny. Dla każdego bowiem jest ona bardzo ważna, ale doceniamy to dopiero wtedy, gdy jej zabraknie. Właśnie w takiej sytuacji mogą narodzić się wielkie problemy, których skutki będą nieodwracalne.

Katarzyna Rosłaniec, reżyserka kultowych i wielokrotnie nagrodzonych "Galerianek", przedstawia historię niedojrzałej 17-latki, która zostaje matką. Chciała mieć dziecko, bo fajnie jest mieć dziecko. Wszystkie młode gwiazdy jak Britney Spears czy Nicole Richie mają dzieci. Ale dlaczego tak naprawdę Natalia zdecydowała się na macierzyństwo w tak młodym wieku? Może odpowiedź kryje się w tym co piszą nastolatki na internetowych forach? Chcą mieć dziecko, żeby w końcu ktoś je naprawdę kochał, żeby same miały kogoś do kochania. KINOMANIAK

Ostatnio lubię sięgać po filmy z pewnym przekazem. Takie, które poruszają jakiś ważny temat, wpływają na psychikę i dają do myślenia. ,,Bejbi blues" miałam obejrzeć już dawno, ale zawsze coś stało na przeszkodzie. Wakacje to czas, kiedy wszystko trzeba pouzupełniać, tak więc zasiadłam do nadrabiania zaległości. Przekaz filmu można uznać za lekko drastyczny. Główna bohaterka ma problemy i momentami ciężko patrzeć, jak wpływa to na dziecko. Moja babcia zawsze powtarza: ,,Najgorzej, kiedy dzieci, mają dzieci" i ,,Bejbi blues" doskonale to potwierdza. Możemy wyciągnąć jasny przekaz, że dziecko to nie zabawka i nie pomoże, kiedy czujemy się samotni. Jakbyście jeszcze nie wiedzieli, mogę to zaznaczyć: dziecko to odpowiedzialność, żywa istota, a nie lalka. Następnym ważnym, poruszanym już wiele razy problemem są oczywiście narkotyki i to gdzie mogą nas zaprowadzić. Zakończenie filmu chyba najbardziej wstrząsnęło mną pod tym względem i z pewnością takie właśnie było zamierzenie.

 Katarzyna Rosłoniec postawiła na młodych, nieznanych aktorów. Jak sama mówi, nie chciała, aby było sztucznie i zbyt doskonale, a aktorzy-amatorzy mieli to zapewnić. W jej filmie oglądamy historię Natalii - nastolatki, która czuła się odepchnięta przez matkę i dlatego postanowiła mieć dziecko. Wcieliła się w nią Magdalena Borus, którą śmiało mogę mianować moim odkryciem tego roku. Aktora genialnie oddała rolę, pokazała lęki i wątpliwości bohaterki i według mnie zrobiła wszystko, co mogła, aby jej postać wyglądała prawdziwie. Co więcej, podołała tym zamiarom. Reszta młodych aktorów również sprawdziła się nieźle, jednak bez większego zachwytu. Oprócz Danuty Stenki oczywiście.

Nie będę wypowiadać się pod względem wykonania, bo znam się na tym tyle, ile na lotach kosmicznych. No dobra, może ciut bardziej. Moje mało znawcze oko może stwierdzić, że obraz nie jest zły. Nie zachwyca może szczególnie, ale nie sprawia też, że chcemy wyłączyć oglądany film. Co sprowadza się do tego, że warto włączyć i obejrzeć.

Film porusza problemy i silnie oddziałuje na emocje, wiec jeżeli lubicie takie produkcje, to z pewnością będzie to coś dla Was. Kreacje bohaterów Was nie zawiodą, jak wspomniałam przekaz też nie. ,,Bejbi blues" należy do tych polskich filmów, którymi zdecydowanie możemy się pochwalić i naprawdę warto w wolnej chili się z nim zapoznać. Polecam!

Moja ocena: 8/10


 

Read more ...

Kolor bursztynu - Hanna Cygler

9.7.13



Autor: Hanna Cygler
Tytuł: Kolor bursztynu
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 314
Moja ocena: 7/10, 4+/6






Któraż kobieta nie lubi błyskotek? Każda z nas już w dzieciństwie posiada swoje ulubione świecidełka, które trzyma głęboko ukryte i zakłada tylko na specjalne okazje. Pamiętacie Drogie Panie te pierścionki z oczkiem, które miałyście w wieku 5-6 lat? Albo bransoletki kupione na przydrożnym straganie? Dla nas prezent w postaci biżuterii zawsze jest trafiony i chyba prawdę się mówi twierdząc, że najlepszym przyjacielem kobiety są diamenty. A co powiecie o bursztynie? Lubicie ten polski kamień? Z czym Wam się kojarzy?

Mnie do tej pory bursztyn średnio interesował. Ładny, to prawda, ale kojarzył mi się z naszyjnikami, noszonymi przez starsze panie, a tym samym z tandetą. A właśnie w krajobrazie bursztynowego Gdańska toczy się akcja książki Hanny Cygler. Pisarka urodziła się 18 września 1960 r. Skończyła Skandynawistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1993 r. zajmuje się tłumaczeniem z języka szweckiego i anagielskiego. Wydała 14 książek, w tym m.in. ,,Bratnie dusze", ,,W cudzym domu" czy ,,Tryb warunkowy".

W ,,Kolorze bursztynu" poznajemy Nelę - kobietę po przejściach. Ma za sobą nieudane małżeństwo, dwoje dzieci na utrzymaniu, mało dochodową pracę, która sprawia, że jest prawie bankrutem. Wielka miłość jej życia - Wiktor - została zabita w niewyjaśnionych okolicznościach. Kiedy na jej drodze staje mężczyzna, którego podejrzewa o śmierć Wiktora, rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Co odkryje? Jakie niespodzianki szykuje dla Neli los?

Opis brzmi dość zachęcająco, prawda? Wydaje się, że będzie to lekka książka na wakacje i taką jest rzeczywiście. Zostajemy wprowadzeni do klimatycznego Gdańska, poznajemy losy przesympatycznej Neli i przeżywamy razem z nią rozterki. Do tego jeszcze wątek kryminalny. Może nie trzymał mnie on w napięciu jakoś bardzo, ale ciekawość wzbudził. Ciągłe pytania dręczyły i mnie, co sprawiło, że szybciutko musiałam doczytać do końca, aby poznać rozwiązanie. Ułatwił mi to barwny i bardzo lekki język pani Cygler. Autorka z wielką łatwością stworzyła świat przedstawiony, zaserwowała nam wciągające opisy i niezapomniany klimat. To dopiero moje pierwsze spotkanie z nią, ale jestem całkowicie przekonana, że było ono jak najbardziej udane.

Nela, nazywana też Anitą, Anielą, a nawet Anną należy do postaci, których wielką sympatią nie darzę. Była z niej taka szara mysz, która przeżyła metamorfozę w zmutowaną super szarą mysz. Dała się lubić, można jej było miejscami współczuć, miejscami cieszyć się wraz z nią, ale to nie zmienia faktu, że jej użalanie się nad sobą i pesymistyczne podejście do wszystkiego trochę się udzieliło i mnie. Do tego jej naiwność, brak umiejętności odmowy i czasem wyniosłość. Denerwowała mnie, to fakt. Znacznie bardziej ciekawa była dla mnie Anna - jej matka. Mimo że występowała w książce w roli jędzy, to uważałam (co potem się potwierdziło), że ma jakąś głębie i swoje problemy, o których nie wiemy. Inni bohaterowie przedstawieni byli również bardzo barwnie i dokładnie. W początkowych rozdziałach otrzymaliśmy wstawki, które opowiadały o ich życiu. Dzięki temu można było ich znacznie łatwiej poznać i zauważyć ich wpływ na całą historię.

Zastanawia mnie jedna rzecz - jak szybko można nauczyć się języka? Nela bowiem w trzy miesiące opanowała tę sztukę i to całkiem dobrze podobno. Może zaczęła się uczyć wcześniej, może ma do tego dar albo to ja się czepiam, ale ze swojego doświadczenia wiem, że trzy miesięczny kurs, nawet intensywny, nie wystarczy. Sama ta transformacja Neli wydała mi się z lekka naciągana. To coś typu ,,W rok z salowej w kobietę biznesu". Dobra, może to ja się czepiam i jako siedemnastolatka nie potrafię zrozumieć problemów kobiet dojrzałych. Nie mówię, że nie, jednak jako postronny obserwator stwierdzam po prostu fakt.

,,Kolor bursztynu" to moje pierwsze spotkanie z Hanną Cygler, ale mam nadzieję, że nie ostatnie. Książka, jak napisane jest na okładce, to doskonała lektura na wakacje. Wniesie powiew świeżości i nadziei. Całość prezentuje się naprawdę bardzo dobrze, a te nieliczne szczegóły, które mnie denerwowały Was wcale nie muszą, a może nawet nie zwrócicie na nie uwagi. Autorka barwnie wprowadzi Was w świat przedstawionej historii, a wątek kryminalny nie pozwoli oderwać się od czytania. Polecam ją wszystkim paniom, bo wątpię, żeby panom książka przypadła do gustu, choć nigdy nic nie wiadomo. Naprawdę warto sięgnąć, bo czyta się świetnie!

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.pl!

Read more ...

Magiczna gondola - Eva Voller

7.7.13



Autor: Eva Voller
Tytuł: Magiczna gondola
Tytuł oryginału: Zeiten Zauber. Die magische Gondel
Wydawnictwo: Egmont
Tom: 1
Liczba stron: 464
Moja ocena: 9/10, 5+/6




Wielu z nas lubi dalekie podróże. Odwiedzanie nowych miejsc daje szanse na poszerzenie horyzontów, zmianę postrzegania świata i odpoczynek od otaczającej nas rzeczywistości. Chyba każdy w głębi duszy marzy o wielkich przygodach, które zapamiętałby na całe życie. Nikt z nas chyba jednak nie myślał poważnie o podróży do innej epoki. Zobaczenie danego miejsca sprzed setek lat byłoby z pewnością doświadczeniem szczególnym, ale niestety nierealnym. Co gdyby było to jednak możliwe? Gdybyśmy mogli przenieść się w czasie, gdzie tylko chcemy? Skorzystalibyście z takiej możliwości?

Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Anna - bohaterka ,,Magicznej gondoli". Spędzała wakacje wraz z rodzicami w malowniczej Wenecji. Pewnego dnia, podczas pokazów łodzi została wepchnięta do kanału, z którego wyłowił ją na pokład czerwonej gondoli bardzo przystojny chłopak. Sprawiło to, że niespodziewanie przeniosła się w czasie o ponad pięćset lat. Od teraz będzie musiała poradzić sobie w nowym środowisku i sprostać powierzonemu jej zadaniu.

Z pewnością wiecie, że bardzo lubię motyw podróży w czasie. To coś nowego i jeszcze mało popularnego, kiedy zewsząd otaczają nas paranormalne stworzenia. Historia w ,,Magicznej gondoli" toczy się w XV-wiecznej Wenecji, dlatego z tak wielką chęcią po nią sięgnęłam. Eva Voller stworzyła genialny klimat, pokazała nam życie w tamtym miejscu zarówno z perspektywy czasów teraźniejszych, jak i przeszłych. Już ze względu właśnie na ten klimacik książkę czytało się świetnie. Autorka bardzo bardzo konsekwentnie oddała wizję swojej historii. Skonstruowała podróże w czasie z najdrobniejszymi  szczegółami. Nie z nią praca na odwal się, oj nie. Tutaj dało się zauważyć pewien sens i dopracowanie. Zarówno samych podróży, jak i przedstawianej nam opowieści. Było to dla mnie czasem nieco pokręcone. Jak najbardziej dało się zorientować w całości, ale powolne odkrywanie faktów, co gdzie indziej uwielbiam, tu mnie irytowało. Chciałam wiedzieć już i teraz, a że cierpliwość bynajmniej nie leży w mojej naturze, tak więc łatwo nie było.

Pani Voller ma tę umiejętność, że potrafi bardzo barwnie przedstawiać historie. Jej opisy ani przez chwilę mnie nie męczyły. Co więcej, z miłą chęcią czytałam o Wenecji, tamtejszych zwyczajach i całej otoczce. ,,Magiczna gondola" jest książką dowcipną, pozwalającą na wybuch szczerego śmiechu i oderwanie się od rzeczywistości. Wszystko to w aurze tajemnicy i klimacie Wenecji. Co tego zdumiewająca okładka, która kusi swą zagadkową postacią i porywa w magiczny świat, do którego zawieść nas może jedynie czerwona gondola. Czyż nie wychodzi z tego cudeńko?

Bohaterowie stoją na poziomie bardzo dobrym. Jeden lepszy, drugi gorsze, ale wszystko można sprowadzić do średniej i wyjdzie z tego bardzo dobre coś. Każdy z nich był inny, a to chyba najważniejsze. Nie wpisywali się w schematy, a to jeszcze lepiej. Mieli swoją historię do opowiedzenia, a to już genialnie. Przyczepiłabym się jedynie to głównej bohaterki. Polubiłam ją, to prawda. Autorka założyła, że ma być silna, odważna i z poczuciem humoru, lecz niezbyt kategorycznie do tego dążyła. Z tego powodu Anna miejscami była po prostu mdła. Zupełnie jak jej uczucie z Sebastianem, które powiedzmy sobie szczerze było tylko po to, żeby być. A ciekawiej dzięki niemu, na pewno się nie zrobiło.

,,Magiczna gondola" to książka naprawdę na wysokim poziomie. Napisana jest bardzo dobrze, ma swój klimat i przedstawia nam bardzo ciekawą historię. Mimo lekkich poślizgów śmiało mogę ją zaliczyć do grona ulubionych. Nie przespałam przez nią nocy, a to już o czymś świadczy. Polecam ją wszystkim tym, którzy jak ja chętnie skorzystaliby z możliwości podróży w czasie, ale też wszelkim fanom fantastyki, Wenecji albo po prostu chętnym, na ciekawe spędzenie wolnego czasu.
Read more ...

Stos #5/2013

5.7.13
Dziś coś, co mole książkowe lubią najbardziej - stos! Zdjęcie trochę niewyraźne, bo robione telefonem. Bateria w aparacie zbuntowała się przeciwko mnie i gdybym miała na nią czekać, pewnie czekałabym do jutra, także został wierny telefon. Musicie mi wybaczyć.



Od góry:
  • ,,Kolor bursztynu" Hanna Cygler - od portalu Sztukater.pl. Właśnie zaczęłam i zapowiada się bardzo dobrze;
  • ,,Las Zębów i Rąk" Carire Ryan - z wymiany na Lubimy Czytać;
  • ,,Jak upolować faceta" Janet Evanovich - zakup własny. A dokładniej świetna inwestycja w Glamour z dodatkiem za 10,99;
  • ,,Papierowe miasta" John Green - zakup własny. Po przeczytaniu ,,Gwiazd naszych wina" po prostu musiałam mieć kolejne dzieło pana Greena;
  • ,,Cztery pory roku" Stephen King - z biblioteki. Uznałam, że to najwyższy czas zapoznać się z twórczością Kinga;
  • ,,Harry Potter i Kamień Filozoficzny" J.K. Rowling - jw. Dobrze widzicie, w końcu przeczytam o przygodach Harrego;
  • ,,Lato w Jagódce" Katarzyna Michalak - jw. Mam tylko jeden dylemat. Nie mam ,,Roku w Poziomce" - pierwszej części serii. Myślicie, że mogę przeczytać najpierw Lato??
  • ,,Boy 7" Mirjam Mous - jw.;
  • ,,Nadciąga burza" Robin Bridges - jw..

Czytaliście którąś z tych książek? Jak Wasze wrażenie?

Pozdrawiam i życzę miłego weekendu!
Read more ...

Pretty Little Liars Niewiarygodne - Sara Shepard

3.7.13

Autor: Sara Shepard
Tytuł: Pretty Little Liars Niewiarygodne
Tytuł oryginału: Unbelievable. A Pretty Little Liars Novel
Wydawnictwo: Otwarte
Tom: 4
Liczba stron: 320
Moja ocena: 8/10, 5/6





Każdy z nas ma przydzielone miejsce, którego musi się trzymać. Miejsce to jest powiązane z zadaniami, które trzeba wykonywać i obowiązkami, od których nie sposób się uchylić. Możemy sobie mówić, że jesteśmy panami własnego losu, ale nasze przeznaczenie nad nami wisi, nie pozwala o sobie zapomnieć i silnie zmusza do posłuszeństwa. Uczeń dajmy na to, codziennie rano wstaje i wychodzi do szkoły. Rodzice czuwają nad swymi pociechami, a ksiądz wiernie odprawia msze każdego ranka. Co robią w tym czasie piękne dziewczyny? Piękne dziewczyny snują intrygi, zapuszczają swoje sidła na tych mniej ,,ładnych" i kłamią. Kłamią ile wlezie.

Sarę Shepard każdy zna , jako matkę dwóch kultowych serii: ,,Pretty Little Liars" oraz ,,The Lying Game". Wielu z Was pewnie słyszało też, że autorka swe inspiracje czerpie ze szkolnych przeżyć. Przeżycia te musiały być doprawdy bardzo rozmaite, a żeby stworzyć historię Ali i jej świty autorka musi szczycić się naprawdę bogatą wyobraźnią, żeby nie powiedzieć kompletnie zrytą banią (ale tak pozytywnie:) )

W czwartym tomie akcja nabiera tępa. Każda z Kłamczuch postawiona jest przed ważnym zadaniem. Emily wyjeżdża do rodziny w Iowa, aby zrozumieć swoje ,,błędy" i zacząć żyć normalnie. Sytuacja nawet w rodzinie znanej ze świętości obyczajów nie idzie po jej myśli. Zgadnijcie tylko z czyjego powodu? Aria rozpoczyna kurs sztuki mimowolnej. Wielkim zaskoczeniem jest dla niej, kiedy orientuje się, że jedną z uczestniczek jest Jena. Spencer boryka się z wyrzutami sumienia, związanymi ze Złotą Orchideą i próbuje naprawić kontakt z siostrą. Hanna dochodzi do siebie po wypadku i chce poukładać swoje życie. Na jaw wyjdą tajemnice, które gnębiły dziewczyny, ale nawet wtedy sytuacja nie będzie miała zamiaru się uspokoić.

Nie da się zaprzeczyć, że rzeczą świadczącą o niepowtarzalności serii ,,Pretty Little Liars" są jej bohaterowie. Możemy zarzucać dziewczynom płytkość, brak rozwagi i kompletną niedojrzałość, ale to nie zmienia faktu, że każda z nich jest inna, czymś się wyróżnia, a czytelnik ma wrażenie, jakby znał je od wieków. W czwartej części ich przygód wcale nie odbiegło to od normy. Dziewczyny nadal przeżywają rozterki, mają dylematy i odkrywają tajemnice. Nie są ukazane, jak supermenki czy osoby, które robią rzeczy ponad ich zdolności. O nie, one są takie jak my. Może tylko bardziej bogate i zepsute, co nie zmienia faktu, że nadal możemy się z nimi utożsamiać i stawiać siebie na ich miejscu.

,,Pretty Little Liars" nie należą do literatury najwyższych lotów. To raczej dobre czytadło na nudny wieczór. Całość nie jest zła, co to to nie. Kiedy rozpatrujemy to pod względem ,,książki czytanej w ramach rozrywki", to wyjdzie z tego arcydzieło wszech czasów. Pani Shepard posiada tę zdumiewającą umiejętność, że potrafi stworzyć pewną zagadkę, wzbogacić ją w najdrobniejsze szczegóły i odkrywać przed czytelnikiem tylko jej fragmenty, wzbudzając w nim niepohamowaną ciekawość i przemożną chęć sięgnięcia po kolejny tom. Ten lekki wątek kryminalny połączony jest z życiem codziennym, co sprawia, że nie mamy wrażenia, jakby coś działo się w nierealnym świecie i sami stajemy się swego rodzaju naocznymi świadkami wszystkich zdarzeń. Jedna zagadka goni drugą, jedna intryga poprzedza kolejną, a nasze kochane Kłamczuchy wciąż starają się wszystkiemu sprostać. Czy to nie piękne? I jeszcze samo miasteczko Rosewood, które szczyci nas swym niepowtarzalnym klimatem.  Któryż z fanów serii nie chciałby go odwiedzić? Całość - każdy nowy odcinek, kolejny tom - wywołują u mnie coś na kształt powrotu do domu po długiej nieobecności. Po prostu pięknie.

Nie da się ukryć, że serię ,,Pretty Little Liars" darzę wielką miłością nie od dziś. W całość naprawdę można się wkręcić i przeżywać losy Spencer, Arii, Emily i Hanny całą swą osobą. ,,Niewiarygodne" w niczym nie ustępują swym poprzedniczkom. Nawet je przewyższają - poziomem literackim, emocjami, wywołanymi w czytelniku i ilością zagadek i niedopowiedzeń, za które tak tę serię uwielbiam. Z czwartym tomem przeżyłam naprawdę emocjonujący czas i już nie mogę się doczekać spotkania z kolejną częścią. Nie mogę Wam nie polecić przygód Kłamczuch. Są zdecydowanie godna uwagi, a i nie zawiodą.
Read more ...