Podsumowanie: Sierpień 2014

31.8.14

Choć strasznie nie chcę, niestety jestem zmuszona przyznać, że sierpień dobiegł końca. Pewnie część z Was zdaje sobie sprawę, jak potwornie się z tym dziś czuję. Żeby dłużej nie marudzić i nie wprowadzać się w jeszcze gorszy nastój, przejdę do przedstawienia Wam moich wyników w sierpniu.

Przeczytane książki:
9. Diabeł ubiera się u Prady - Lauren Weisberger

W tym miesiącu, podobnie jak w lipcu, miałam okazje przeczytać wiele dobrych książek. Jeżeli miałabym wybrać najlepszą, wybór padłby oczywiście na genialną Dumę i uprzedzenie. Ta książka skradła moje serce w całości! Tuż za nią wytypowałabym Niezbędnik obserwatorów gwiazd. Zrozumiałam w końcu wszystkie zachwyty nad nim i wiem już, że są w pełni zasłużone. Pierwszą trójkę zamknęłaby książka Maggie Stiefvater Król Kruków. Bardzo żałuję, że pozwoliłam jej czekać na półce tak długo. W sierpniu zachwycałam się także pozycją Moniki Kowaleczko-Szumowskiej - Galop '44. Bardzo dobra lektura! Poznałam także od dawna zachwalany Czas Żniw, który i mnie się spodobał, drugą książkę Diane Chamberlain - Prawo matki oraz biografię jednego z moich ulubionych zespołów - Kings of Leon: Sex on Fire. Spotkałam się też z rozczarowaniem przy okazji Trzech metrów nad niebem i Diabła ubierającego się u Prady, którego recenzje będziecie mogli niedługo przeczytać.

W sierpniu na blogu pojawiły się także:

W tym miesiącu do grona obserwatorów dołączyło 8 osób. Witam i dziękuję! Na Facebook'u jest Was o 5 osób więcej - dziękuję również! Udało mi się także nawiązać współpracę z Grupą Wydawniczą Foksal oraz Wydawnictwem Colorful Media. Założyłam też konto na asku, gdzie serdecznie zapraszam!

Wyzwania:
  • Rekord 2014 - 9 książek. W sumie 45/do osiągnięcia min. 64
  • Czytam fantastykę - 2
  • Z listą BBC - 1

Przede mną nie tylko ciężki miesiąc, ale także ciężki cały rok szkolny. Matura już w maju i prawdę mówiąc, nawet na samą myśl mi słabo. Choć chciałabym, żeby było inaczej, pewnie odbije się to na blogu i ilości postów. Będę się oczywiście starać pisać w miarę regularnie, ale jak wyjdzie, zobaczymy w praniu.

Jak tam Wasze sierpniowe wyniki?
Read more ...

Kings of Leon Sex on Fire - Michael i Drew Heatley

30.8.14

Muzyka w życiu niemal każdego człowieka odgrywa ważną rolę. Każde pokolenia ma swoje przeboje, tak jak i każda osoba posiada taki zespół/wykonawcę/utwór, który coś w nim zmienił, rozpoczął jakiś etap lub po prostu tak na niego wpływa, że staje się nieodłącznym elementem istnienia. Kings of Leon poznałam na samym początku mojej przygody z muzyką rockową. Usłyszałam i pokochałam. Za głos Caleba, bas Jareda, gitarę Matthew i perkusję Nathana. Za teksty i szczerość. Wychodzi więc na to, że za całokształt.

Kings of Leon to kwartet pochodzący z Tennessee. Trzej bracia (Nathan, Caleb i Jared) byli wychowywani w religijnej rodzinie. Ich ojciec, będąc kaznodzieją, dużo podróżował, rodzina wraz z nim, dlatego chłopaki nie mieli normalnego dzieciństwa. Śpiewali w chórze, pisali kawałki country, żeby zarobić, aż pewnego dnia postanowili zawalczyć o swoje marzenia. Najpierw tylko dwaj najstarsi braci próbowali swoich sił i nawiązywali kontakty. Później dołączył do nich młodszy brat i kuzyn Matthew, aby już jako Kings of Leon zmienić świat muzyki. W dzieciństwie byli trzymani z dala od popkultury, jak też używek i samych imprez. Potrzeba nadrobienia zaległości, wielki talent, jak i przeżyte doświadczenia stworzyły wizerunek zespołu, który znamy dzień. 

Nie czytam często biografii. Jeżeli mam być szczera, ta jest pierwszą, jaką poznałam. Nie żeby nie ciekawiła mnie historia znanych ludzi, którzy odnieśli coś w swoim życiu. Po prostu zawsze odkładałam te pozycje na "kiedyś przeczytam". Ostatnio jednak postanowiłam to zmienić i poznać bliżej jedną z moich ulubionych kapel. Nie mam swojego zespołu życia, którego dyskografię znałabym od A do Z. Kings of Leon z pewnością też nim nie jest. Ich muzyki jednak słucham od tak dawna, że z pewnością plasuje się on wysoko wśród wykonawców, których twórczość w jakiś sposób poznałam. Choć pewnie zaczęłam ich słuchać wtedy, kiedy zrobił się na nich wielki rzut i wszyscy się nimi zachwycali, to tłumaczę to sobie moim wiekiem i niemożliwością wcześniejszego sięgnięcia po ich twórczość. Właśnie biografia napisana przez Michaela i Drew Heatley pozwoliła mi poznać historię zespołu od samego ich początku.

Mężczyźni opisują historię chłopaków od ich wczesnego dzieciństwa. Przedstawiają trudy okresu dojrzewania i stopniowe wspinanie się po deskach kariery. Opisują dokładnie każdy album, prezentują ważniejsze koncerty i wydarzenia, które miały wpływ na brzmienie zespołu, jak chociażby występy obok U2. Muszę przyznać, że brakowało mi tutaj trochę faktów z życia prywatnego. Na co dzień nie przeglądam serwisów plotkarskich, więc stwierdzenie, że zespół był na celowniku mediów nie przypomina mi żadnych szokujących doniesień. Dlatego też nie przeszkadzałoby mi, gdyby autorzy zagłębili się nieco bardziej w ich życie, poświęcili więcej uwagi szczegółom stopniowego wchodzenia na szczyt. Jak dla mnie było tu nieco zbyt wiele suchych faktów i choć te o muzyce z czasów, gdy już Kings of Leon słuchałam, czytałam z wielkim zainteresowaniem, to rozdziały o wcześniejszych utworach były dla mnie jak błądzenie we mgle. Dzięki temu jednak byłam zmuszona do przesłuchania sobie wcześniejszych kawałków i poznania nowych faktów o zespole.

Muszę przyznać także, że po poznaniu tej biografii w mojej głowie nie powstał za dobry obraz chłopaków. Sex, Drugs & Rock'N'Roll w pełnym wydaniu nie przedstawia ich w dobrym świetle, ale prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. Nadal pozostanę tą, która nie śledzi z wypiekami na twarzy prywatnego życia artystów, więc nie uderzyło i z pewnością nie będzie mnie to uderzać. Ważne tylko, żeby nadal tworzyli tak świetną muzykę, abym mogła się nią zachwycać. Bo nie da się ukryć, że prezentują nam coś genialnego. Kings of Leon. Sex on Fire jest pozycją z pewnością warta poznania. Spodoba się raczej fanom zespołu i osobom interesującym się muzyką samą w sobie. Dla innych może okazać się nieco nudna, choć nie zmienia to faktu, że zespół i jego historię warto poznać!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość poznania biografii Kings of Leon dziękuję Wydawnictwu SQN.

Michael i Drew Heatley, Kings of Leon Sex on Fire, str. 286, SQN, 2013
Read more ...

Król Kruków - Maggie Stiefvater

27.8.14

Maggie Stiefvater znana jest w Polsce głównie dzięki swej bestsellerowej trylogii Drżenie. Rok temu została wydana inna jej książka, którą od razu pokochały tłumy. Mowa o Królu Kruków - pozycji, której opis i okładka intrygują równie bardzo. Kupiłam ją niemal zaraz po premierze i prawie rok odczuwałam irracjonalny lęk przed sięgnięciem po nią. Kiedy w końcu to zrobiłam, od pierwszej strony plułam sobie w brodę, że pozwoliłam jej czekać aż tak długo.

Autorka przedstawia nam Blue, która od dziecka wychowuje się wśród wróżek. Sama jednak nie jest jedną z nich. Sprawia jedynie, że w jej obecności media widzą wyraźniej. Od zawsze przepowiadano jej pewną rzecz - chłopak, którego naprawdę pokocha, umrze. Dziewczyna nie przejmuje się tym do dnia, kiedy na jej drodze stają czterej chłopcy z elitarnej szkoły. Wtedy jej emocje zdają się budzić. Gansey, Adam, Ronan i Noah są świadomi istnienia magicznego świata. Co więcej, szukają miejsca, gdzie został pochowany legendarny Król Kruków. Wkrótce piątka bohaterów rozpocznie poszukiwania, które odkryją wiele tajemnic ich spokojnego miasteczka.

Po przeczytaniu dwóch książek Maggie Stiefvater w mojej głowie wykształtowało się pewne wrażenie. Obie pozycje, choć tematyka była inna, odbierałam w taki sam sposób. Przywodziły mi na myśl mroźny dzień, kiedy nie muszę wychodzić z domu, i kiedy spokojnie mogę schować się pod kocem z książką i kubkiem herbaty w ręce. Taki błogi spokój, kiedy pogoda na dworze szaleje. O dziwo, poczułam się tak, jakby nie było, w lecie. Król kruków oprócz tego wrażenia wypełniony jest po brzegi także magicznym klimatem. Dzieje się tak dlatego, gdyż nasza główna bohaterka należy do rodziny, gdzie takie sprawy są na porządku dziennym. Męskie grono również nie stroni od wiary w zjawiska nadprzyrodzone. Chcę jednak zaznaczyć, że ten magiczny świat traktowany jest w powieści, jak coś oczywistego. Jedni w niego wierzą, inni nie, ale czytelnik ani przez moment nie poddaje w wątpliwość prawdziwości jego istnienia. I to właśnie mnie urzekło. 

Sam pomysł na książką również bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Początkowo myślałam, że wszystko będzie się rozgrywać wokół Blue i jej klątwy, z czego wyszedłby niekoniecznie oryginalny romans. Temat ten jest jednak poruszony dosłownie w paru miejscach. Autorka skupia się głównie na poszukiwaniach linii mocy i Króla Kruków. Wszystko to wzbogaciła wieloma legendami, przepowiedniami, rytuałami i magią. Dla mnie powstała mieszanka idealna. Od początku do końca moja uwaga była pochłonięta. Nie było tu jakiś wielkich zwrotów akcji, czy momentów zaskoczenia, co sprawia, że pozycja może nie przypaść do gustu każdemu. Dla mnie jednak nie miało to większego znaczenia. Autorka stworzyła całość w niezwykle wprawny sposób. Język doskonale komponował się z historią, nie pozwalał oderwać się od lektury, choć był dość prosty.

W książce znajdziemy także wielu realistycznych bohaterów. Zwłaszcza chłopcy są świetnie zarysowani. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego, ale autora przedstawiła ich cechy naprawdę wnikliwie. Pokazała, z jakimi trudnościami musieli się zmagać i jakim stereotypom musieli sprostać. Przedstawiła ich lęki i nadzieje, cele i marzenia. Naprawdę świetna praca została tutaj wykonana! Blue również pokazano bardzo wnikliwie, ale to chłopcy odgrywają w aspekcie postaci pierwsze skrzypce.

Król kruków to książka, obok której nie sposób przejść obojętnie. Zachwyciła mnie swym klimatem, pomysłem na fabułę i konstrukcją postaci. Czytając ją, ma się wrażenie, jakbyśmy odbywali podróż do innego świata, a autorka swoją wizją mąci w głowie i nie pozwala na chociażby małe wątpliwości. Jeżeli jeszcze nie czuje się przekonani, powiem to otwarcie, sięgajcie szybko po tę pozycję! Ja już biegnę po inne książki autorki w oczekiwaniu na kolejny tom serii.


Maggie Stiefvater, Król Kruków/The Raven Boys, str. 487, Uroboros, Grupa Wydawnicza Foksal, 2013
Read more ...

Niezbędnik obserwatorów gwiazd - Matthew Quick

23.8.14

Na Niezbędnik obserwatorów gwiazd czaiłam się już od jego premiery. Prawie wszyscy go zachwalali, a autor był porównywany do niezastąpionego Johna Greena. Choć planowałam sięgnąć najpierw po pierwszą książkę autora wydaną w Polsce - Poradnik pozytywnego myślenia - to splot wielu różnych czynników sprawił, że zaczęłam w końcu czytać Niezbędnik...

Życie w Belmont nie jest łatwe. Czarne gangi i irlandzka mafia wcale nie są tam jakąś abstrakcją. Co więcej, sprawiają, że strach wychodzić z domu po zmroku. Dla mieszkającego tam Finley'a nie jest to jednak jedyny problem. Jego matka zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, dziadek został pozbawiony nóg, a ojciec pracuje na nocną zmianę. On sam woli nic nie mówić, niż powiedzieć za dużo. Pocieszeniem jest dla niego dziewczyna i koszykówka. Pewnego dnia jego trener - mentor i osoba, której każde polecenia nastolatek jest w stanie wykonać - prosi go o przysługę. Finley ma pomóc zaaklimatyzować się w miasteczku pewnemu chłopakowi, którego życie doświadczyło, zdaje się, równie bardzo, co Finley'a.

Nie da się ukryć, że dzieło Quicka jest na swój sposób niezwykłe. Świadczy o tym kilka czynników. Po pierwsze psychologiczny wydźwięk, który objawia się przy kreacji bohaterów. Zarówno główny bohater, jak i jego dziewczyna czy nowy przyjaciel nie tylko są na swój sposób wyjątkowi i skonstruowani z najwyższą dokładnością, ale też przedstawiają nam pewne problemy. Każdego z nich coś gryzie, każde szuka ucieczki od codzienności i czegoś lepszego w życiu. Muszę przyznać, że jestem zachwycona tym, jak autor oddał ich naturę i charakter. Widać było zmiany, jakie zaszły w postaciach przez wydarzenia, którym musieli sprostać, dało się też zauważyć walkę z samym sobą i z otaczającą rzeczywistością. Byli wyraziści, przedstawiali pewne ważne sprawy i nieśli nadzieję. Czego chcieć więcej?

Z mojego opisu kreacji bohaterów można już wywnioskować, że tematyce powieści też nie można niczego zarzucić. Autor skupia się na problemach nastolatków, które w jakiś sposób mogą dotyczyć i nas. Mówi nam o szukaniu swego miejsca na ziemi, walce o lepsze jutro, przyjaźni i akceptacji. Robi to wszystko opisując historię, którą śledzi się z najwyższym zaangażowaniem. Choć może nie dzieje się tu wiele, to losy bohaterów, ich codzienność i problemy absorbują całą uwagę czytelnika tak, aby nie pozostawić mu niedosytu. Tematyka powieści i styl autora idą ze sobą w parze. Matthew Quick ma w swoim piórze coś niesamowicie pozytywnego. Choć w Niezbędniku poruszył trudne tematy, to jednak pozostawił mnie z uczuciem nadziei, swego rodzaju pocieszeniem i pozytywnym nastawieniem.

Nie mogłam nie zachwycić się Niezbędnikiem obserwatorów gwiazd. Świetnie stworzeni bohaterowie, poruszająca problematyka i pozytywnie nastrajające zakończenie to rzeczy, które przesądziły o moim odbiorze. Książka może nie zostanie moim życiowym przewodnikiem i pewnie nie będę do niej wracać szukając pocieszenia, ale nie zmienia to faktu, że jest jedną z lepszych pozycji, jakie przeczytałam w tym roku.

Moja ocena: 9/10

Matthew Quick, Niezbędnik obserwatorów gwiazd/Boy 21, str.313, Otwarte, 2013

Read more ...

Trzy metry nad niebem - Federico Moccia

20.8.14

Filmową wersję Trzech metrów nad niebem obejrzałam już jakieś dwa lata temu. Pamiętam, że naprawdę zachwyciła mnie wtedy ta historia. Do niedawna tkwiła w mojej pamięci, jako zajmująca i warta uwagi. Zmianę mojego postrzegania spowodowało, niestety, sięgnięcie po książkę.

Federico Moccia przedstawia nam Babi - doskonałą przedstawicielkę przykładnych córek i odpowiedzialnych uczennic. Opowiada także o Stepie - chuliganie, ulicznym bywalcu. Jak pewnie wiecie albo się tego domyślacie, los postanowił połączyć tę dwójkę. Od początkowych słownych przepychanek i uprzedzeń społecznych przeprowadził ich do wielkiej, ponadczasowej miłości. Jednak związek dwóch tak różnych ludzi, choć piękny, nie będzie ani przez chwilę prosty.

Wielokrotnie pytałam siebie, dlaczego książka nie przypadła mi do gustu, skoro film swego czasu tak bardzo mi się podobał. Dlaczego nie mogłam polubić i książki? Znalazłam ku temu kilka powodów. Pierwszym, który chyba najbardziej wpłynął na mój odbiór, był styl autora. W Trzech metrach nad niebem znajdziemy narratora trzecioosobowego, a wszystko prowadzone jest w czasie teraźniejszym. Te dwa zabiegi spowodowały, że za nic nie potrafiłam wciągnąć się w opisywane zdarzenia, a wręcz utrudniało mi to czytanie. W całości zabrakło mi jakiejś magii, pisarskiej pasji i zaakcentowania ważnych wydarzeń. Emocje włączyły mi się dopiero na koniec, a i wtedy był tylko ich lekki powiew.

Sama historia również mnie nie ekscytowała. Myślę, że było tak dlatego, że większość faktów znałam z filmu i mało mnie mogło zaskoczyć. Przyznaję, że choć podobnych opowieści miłosnych było już sporo, ta akurat ma w sobie coś szczególnego. Grzeczna dziewczynka, niegrzeczny chłopiec - niby wszystko znane, ale w wydaniu Federico Moccii wyszło to naprawdę czarująco. Autor wzbogacił ją trudami, które wynikły z charakterów bohaterów i splotami tragicznych wydarzeń, dzięki czemu powstała historia intrygująca, a momentami przepełniona bólem. Nic nie poradzę jednak na to, że niektóre zdarzenia wydawały mi się wręcz infantylne.

Sami książkowi bohaterowie okazali się dla mnie niezwykle irytujący. Stepa wręcz nie mogłam znieść. Rozumiem, że miał trudną przeszłość, która go zmieniła, ale dla mnie nie usprawiedliwiała niektórych jego zachowań. Wielokrotnie okazywał się zwykłym chamem, który aż się prosi o policzek. Babi bardzo dobrze sprawdzała się, jako panienka w opałach. Miała charakterek, to fakt, ale oprócz kłótni do niczego innego się on nie przydawał. Doceniam to, że autor pokazał drugie oblicze tych dwojga, doceniam, jak prawdziwie przedstawił ich miłość, ale powiedzieć, że lubię ich jako osoby, byłoby wielkim kłamstwem.

Chciałam odświeżyć sobie historię Babi i Stepa i pokochać książkę tak, jak kiedyś film. Niestety nie udało mi się tego zrobić. Może czytałam ją w złym momencie, a może było mi jedynie dane zachwycić się ekranizacją. Książkowej wersji osobiście nie polecam. Wiem jednak, że wiele osób ją uwielbia, także przy decyzji, czy po powieść Moccii sięgnąć, miejcie to, proszę, na uwadze.

Moja ocena: 4/10  

Federico Moccia, Trzy metry nad niebem/Tre metri sopra il cielo, str. 350, Muza, 2013



Read more ...

ReadWeek 3.0 - podsumowanie

18.8.14
W poprzednim tygodniu, dokładnie od 11 do 17 sierpnia, odbywał się ReadWeek, zorganizowany przez Martę z SECRET BOOKS. Nie wiem, czy wiecie, ale brałam w nim udział. Akcja polega na czytaniu jak najwięcej w czasie jej trwania. Świetny pomysł - pomyślałam. Niestety w praktyce wyglądało to trochę gorzej. Powodów ku temu było kilka:

a) nieszczęsny los postawił przede mną w poprzednim tygodniu kilka zajęć, które skutecznie zajmowały mi czas i uniemożliwiały czytanie;
b) przypomniały mi się lektury szkole, których czytać nie znoszę, bo czuję się do tego zmuszana. ReadWeek, a z nim ta motywacja i obowiązek, niestety przywołał mi je na myśl i momentami odebrał ochotę na czytanie;
c) Orange Is the New Black - ten serial tak niesamowicie wciąga, że nic nie dały moje własne prośby i groźby. Nie mogłam zatrzymać się na jednym odcinku;
d) Dominika z Szepty Wyobraźni, która ostatnio wstawiła post o filmie Zeszłej nocy. Nie ukrywam, że strasznie mnie do niego zachęciła. Usiadłam, obejrzałam i zamiast czytać, pozostałam emocjonalnie rozbita przez cały wczorajszy wieczór. 

Przejdźmy może do konkretów. W całym ReadWeeku przeczytałam 1034 strony. Książki, z którymi go spędziłam, przedstawiają się następująco: 



W poniedziałek skończyłam Dumę i uprzedzenie Jane Austen, którą to książkę rozpoczęłam przed ReadWeekiem. Jak mogliście czytać w recenzji, niesamowicie mnie ona urzekła. Była po prostu genialna! Tym samym przyswoiłam 113 stron. Mogło być więcej, ale zamiast czytać, włączyłam sobie ekranizację i cóż tu dłużej mówić, byłam znów w świecie wykreowanym przez Jane Austen. We wtorek zaczęłam Prawo matki Diane Chamberlain. Książka podobała mi się mniej, niż czytane wcześniej przeze mnie Sekretne życie CeeCee Wilkes tej autorki. Prawo matki było w porządku, ale jednak myślałam, że będę równie zachwycona, co przy poprzednim spotkaniu, a tak się niestety nie stało. We wtorek przeczytałam 105 stron. W środę i czwartek kontynuowałam Prawo matki. W środę przeczytałam 108 stron, a w czwartek 200 i tym samym skończyłam książkę. W piątek zaczęłam Trzy metry nad niebem Federico Moccii. Książka niestety mnie zawiodła. Oczekiwałam czegoś zdecydowanie więcej i może dlatego w piątek przeczytałam zaledwie (znów) 108 stron. W sobotę kontynuowałam tę samą książkę. Przeczytałam 143 strony. Skończyłam ją dopiero w niedzielę, przeczytawszy ostatnie 93 strony. W niedzielę zaczęłam też kolejną powieść, a był to Niezbędnik obserwatorów gwiazd Matthew Quicka. Przeczytałam 164 strony i tym samym pobiłam rekord. W niedziele poznałam 257 stron. Książkę skończyłam dopiero dzisiaj i z czystym sumieniem mogę przyznać, że była świetna!

W tej edycji Marta przygotowała dla nas kilka wyzwań. Książki, które czytaliśmy, miały je spełniać. Wyzwania i książki, które mogę do nich zaliczyć, przedstawiają się tak:

  • Książka, z czymś czerwonym na okładceDuma i uprzedzenie, Prawo matki, Trzy metry nad niebem
  • Książka z niebem na okładceDuma i uprzedzenie, Prawo matki, Trzy metry nad niebem, Niezbędnik obserwatorów gwiazd (jeżeli mogę go zaliczyć, bo był skończony już po zakończeniu akcji)
  • Tytuł na literę PPrawo matki
  • Autor na R - -
  • Tytuł z 10 literamiPrawo matki
  • Szerokość grzbietu 2-2,5 cmPrawo matki, Trzy metry nad niebem, Niezbędnik obserwatorów gwiazd
  • Nowela, max 200 stron - -
  • Polski autor - -
  • Drugi tom serii - -
  • Ostatnio zdobyta książka - Niezbędnik obserwatorów gwiazd


To by było na tyle, jeżeli chodzi o moje czytelnictwo w poprzednim tygodniu. Braliście udział w akcji? Jeżeli tak, to jak Wasze wyniki? Jesteście zadowoleni? 

Pozdrawiam!




Read more ...

Prawo matki - Diane Chamberlain

16.8.14

Z Diane Chamberlain spotkałam się już wcześniej przy okazji genialnej książki Sekretne życie CeeCee Wilkes. Obiecałam sobie wtedy, że na pewno wrócę do twórczości tej Pani. Trochę mi to zajęło, ale w końcu wzięłam w swoje łapki kolejną powieść autorki. Padło na Prawo matki.

W książce tej poznajemy Laurel Lockwood. Kobieta nie zawsze była dobrą matką. Po urodzeniu córki wpadła w depresję poporodową i praktycznie w ogóle się nią nie zajmowała. Swe bóle zaczęła topić w alkoholu, tak, że jej drugie dziecko urodziło się z poalkoholowym uszkodzeniem płodu. Choć iloraz inteligencji Andy'ego jest przeciętny, to jego mózg nie pracuje tak, jak u innych ludzi. Chłopiec na przykład potrafi przemycić na pokład samolotu zapalniczkę w skarpecie, bo przecież zakaz brzmiał "Nie wnosić...". Pomyślał, że mając ją w skarpecie, przecież jej nie niesie. Pewnego dnia w kościele, gdzie odbywa się zabawa dla dzieci, wybucha pożar. Andy ratuje kolegów i tym samym staje się bohaterem. Kiedy jednak z wybawcy chłopak dla społeczności staje się oprawcą, Laurel będzie musiała rozpocząć walkę o bezpieczeństwo syna.

Diane Chamberlain w Prawie matki bardzo sprawnie przeplata przeszłość z teraźniejszością. Z jednej strony opowiada o wydarzeniach związanych z pożarem w kościele, udziale Andy'ego w całym zajściu i dochodzeniu. Z drugiej zaś przedstawia nam to, co zdarzyło się około dwudziestu lat wcześniej i jaki wpływ tamte działania miały na sytuację obecną. Te dwa czasy akcji nie powodowały jakiegoś mętliku, co bardzo się ceni. Co więcej, autorka potrafiła zaciekawić każdą prostą czynnością. W powieści umieściła kilka niezwykle ważnych tematów. Ukazała sytuację dzieci z poporodowym uszkodzeniem płodu, problemy młodych matek, rodzicielską miłość, jak też trudną pracę strażaków. Wszystko to zostało ze sobą połączone pięknym, dopracowanym językiem. Aby nie było za poważnie dostaliśmy też w miarę wciągającą historię. Muszę przyznać, że nie zaangażowałam się w losy bohaterów tak, jak przy poprzedniej czytanej przeze mnie książce autorki. Wszystkie postacie były dopracowane, bogate w wewnętrzne przeżycia i jak najbardziej realistyczne. Ciekawiły mnie ich losy, ale muszę przyznać, że była w nich jakaś przewidywalność. Momenty, które miały zaskoczyć, nie zrobiły tego. Samo zakończenie i wyjaśnienie wszystkiego wyobrażałam sobie inaczej, to prawda, ale autorka swoją wersją zrobiła na mnie średnie wrażenie. 

Prawo matki pozostawiło mnie z małym uczuciem niedosytu. Wciąż jestem zachwycona talentem Diane Chamberlain do przedstawiania ważnych tematów, kreowania wydarzeń i operowania językiem, bo w tej historii ani na moment tego nie zabrakło. Sama opowieść jednak nie wbiła mnie w fotel tak, jak ta w Sekretnym życiu CeeCee Wilkes. Zabrakło mi jakiegoś dreszczyku i możliwości większego zaangażowania w przedstawiane wydarzenia. Nie zmienia to faktu, że możliwości pisarskie autorka ma ogromne. Z wielką chęcią sięgnę po pozostałe jej twory, aby przekonać się, jak odbiorę inne historie i aby móc znów spotkać się z jej piórem. 

Moja ocena: 7/10

Diane Chamberlain, Prawo matki/Before the Storm, str. 419, Prószyński i S-ka, 2011


Read more ...

Duma i uprzedzenie - Jane Austen

13.8.14

Każdy z nas ma takie książki, które chodzą za nim od bardzo dawna, ale zawsze znajdzie się coś, co uniemożliwia przeczytanie ich. Dla mnie jedną z takich pozycji była do niedawna Duma i uprzedzenie. Chciałam ją przeczytać od dobrych kilku lat, ale los chciał, że uczyniłam to dopiero kilka dni temu.

Jane Austen w swoim dziele przedstawia nam państwa Bennet, mających pięć dorosłych córek. Nie mogą one dziedziczyć majątku, dlatego matka chce wydać je jak najlepiej za mąż. Kiedy w sąsiedztwie pojawia się pan Bingley - majętny kawaler - staje się on najlepszą partią dla panien Bannet. Na jednym z bali los łączy go z najstarszą z sióstr - Jane. Jego przyjaciel - pan Darcy - również zostanie zauroczony Bennetówną. Elizabeth olśni go swą bystrością umysłu i ciętą ripostą. Ich uczucie będzie jednak musiało przeskoczyć wielkie kłody, postawione przez dumę i uprzedzenie tych dwojga. 

Lubię Anglię z dziewiętnastego wieku. Podoba mi się tamten klimat, kurtuazja zachowań i magia obyczajów. Nic więc dziwnego, że byłam zachwycona historią wykreowaną przez Jane Austen. Jej styl różni się znacznie od chociażby sióstr Brontë. Brak w nim powolnego kreślenia akcji i swego rodzaju melancholii. Jane Austen piszę bardziej zwięźle i na temat. Przedstawia w historii tylko to, co dla niej ważne, ale fakt ten wcale nie znaczy, że nie możemy zakochać się w jej języku. Ja byłam zachwycona sposobem kreowania wydarzeń i budowania opisów. Dodawało to swego rodzaju akcji do błahych z pozoru wydarzeń. Bo choć w Dumie i uprzedzeniu ważne jest zwyczajne życie, to my śledzimy je z wypiekami na twarzy i łakniemy każdej następnej strony.

Wszystko to pewnie przez historię ukazaną przez autorkę. Można by rzec, że był to romans, jakich wiele, ale fakt, że stał się on już tak ponadczasowy, uniemożliwia nam to stwierdzenie. Elizabeth i pan Darcy mają w sobie bardzo wiele dumy i uprzedzeń, które stoją na przeszkodzie do stworzenie wymarzonego związku. Oboje muszą się bardzo wiele nauczyć, aby uświadomić sobie własne błędy i pełni dobrych intencji być w końcu razem. To właśnie te ich perypetie obserwuje się z bijącym sercem. Nie są opisane w sposób błahy czy powtarzalny i dlatego tak przypadły mi do gustu. Duma i uprzedzenie to jednak nie tylko romans. Autorka zagłębiła się tu nad rolą pieniądza, pozycją społeczną i mentalnością ludzką, co również wznosi książkę na wyżyny.

Trzeba jeszcze wspomnieć słówko o bohaterach, bowiem książka ta to prawdziwa galeria osobowości. Charakter każdego z nich opisany jest po prostu w mistrzowski sposób. I wcale nie znaczy, że aby to zrobić autorka musiała zagłębiać się nad każdym przez kilka stron. Wystarczyło podanie dwóch cech, aby w mojej głowie zrodził się obraz danej postaci, co potem podtrzymywane było wnioskami płynącymi z ich zachowania. Byłam po prostu zachwycona tym faktem. Nie każdy z bohaterów był miły. Jane Austen genialnie łączyła tych dobrych i złych, jak i przeplatała te przeciwne cechy w jednej postaci, aby powstała realistyczna osobowość. 

Jestem niesamowicie urzeczona Dumą i uprzedzeniem. Klimatem stworzonym przez autorkę, jej stylem, bohaterami i w końcu samym romansem. Rozumiem teraz, dlaczego ta książka uważana jest za arcydzieło. Jest po prostu genialna! Nie muszę chyba mówić, że każdy powinien ją poznać? Po prostu trzeba to zrobić.

Moja ocena: 10/10

Jane Austen, Duma i uprzedzenie/Pride and Prejudice, str. 302, Prószyński i S-ka, 2012
Read more ...

Czas Żniw - Samantha Shannon

10.8.14

Czasie Żniw było niesamowicie głośno jakiś rok temu. Przyznaję, że te wszystkie zachwalające opinie w połączeniu z urokliwą okładką narobiły mi wielkiej ochoty na książkę. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko wypatrzyłam ją w bibliotece, porwałam ją czym prędzej ze sobą.

Samantha Shannon w swojej powieści poruszyła kwestię jasnowidzenia. Nie zrobiła tego jednak powierzchownie, lecz z największym zaangażowaniem i w najdrobniejszych szczegółach. Przedstawiła czytelnikowi Sajon - totalitarne państwo, gdzie jasnowidzenie jest przestępstwem, a strach przed nim zatruwa życie. Pokazała też kryminalne podziemie, kierowane przez mim-lordów. Do jednej z takich organizacji przestępczych należy główna bohaterka - Paige Mahoney. Jest ona śniącym wędrowcem, protegowaną swojego mim-lorda Jaxona Halla. Na jego zlecenie pozyskuje informacje, włamując się do cudzych umysłów. Pewnego dnia jednak los płata jej figla. Dziewczyna zostaje przetransportowana do kolonii karnej, rządzonej przez Refaitów - rasę pochodzącą z innego świata. Trafia pod opiekę Naczelnika, który będzie dysponował prawem do jej własności.

Tak mniej więcej prezentuje się zarys Czasu Żniw. Piszę zarys, bo w książce pełno jest szczegółów i detali. Dawno już nie czytałam powieści stworzonej z taką dokładnością i precyzją. Wszystko opisane jest tu z wielką starannością, każdy szczegół jest przemyślany i zaplanowany. Nie mówię jednak tylko o wykreowaniu faktów, które przedstawiłam Wam w akapicie wyżej, a których stworzenie musiało wymagać wielkiej wyobraźni. Autorka z drobiazgowością opisała wszystkie siedem grup jasnowidzenia, na które możemy sobie zerknąć na początku książki. Mamy też mapkę kolonii karnej Szeol I, słowniczek pojęć, spis gości z zaświatów i eteryczną playlistę (której sobie słucham podczas pisania tej recenzji). Musicie przyznać, że wpływa to na podwyższenie poziomu książki.

Pomimo tak świetnego stworzenia całości, które było widoczne już od pierwszej strony, a może właśnie przez zbytnie nagromadzenie faktów, na początku jakoś nie mogłam wciągnąć się w opowiadaną historię. Doceniałam sposób stworzenia książki, ale odbierałam ją jakby z boku. Bez większych emocji czy przejęcia się losem bohaterki. Wszystko to było w porządku, ale samej historii po prostu nie czułam. Nie potrafiłam wyłapać jej ducha. Aż w końcu nadszedł przełom. Uświadomiłam sobie, że po zakończeniu książki będzie mi brakowało całej jej aury. I tak stopniowo pokochałam jasnowidzenie, zafascynowała mnie historia przejęcia świata i sama bohaterka. A kiedy już skończyłam, zdałam sobie sprawę, że oczekiwanie do następnego tomu będzie dla mnie prawdziwą męką. W tych moich perypetiach czytelniczych da się zauważyć fakt, że autorka w trakcie książki rozwinęła swój język, tak aby coraz bardziej wpływać na lekkość czytania i możliwość swobodnego odbioru książki. Muszę też wspomnieć o bohaterach, bo było ich naprawdę wielu. Autorka, tak i inne rzeczy, wykreowała ich z dokładnością i precyzją. Nie wszyscy zapadną w mojej pamięci, nie z każdym się zżyłam, ale nie zmienia to faktu, że i na tym gruncie Samantha Shannon odwaliła kawał dobrej roboty. 

Nie da się zaprzeczyć, że Czas Żniw od strony technicznej jest pozycją niespotykanie dobrą. Jeżeli chodzi o zaangażowanie i możliwość obdarzenia jej miłością książkoholika to na początku trochę to kuleje. Potem jednak wszystko nabiera rozpędu i nie da się już pozbyć uczucia straty na koniec. Książka jest z pewnością czymś innym na rynku i choćby dlatego warto jej dać szansę. Ja teraz z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Moja ocena: 7/10

Samantha Shannon, Czas Żniw/The Bone Season, str. 497, SQN, 2013

Read more ...

Zapowiedzi i nowości: Sierpień 2014

8.8.14
Sierpień pod względem książkowych nowości nie zachwyca, przynajmniej mnie. Znalazłam zaledwie trzy książki, na które czekam, i które z chęcią bym przeczytała. Możecie się o nich więcej dowiedzieć poniżej.




Autor: Dave Cousin
Tytuł: Czekając na Gonza
Wydawnictwo: GW Foksal/YA!
Data wydania: 27.08.2014






Historia młodej dziewczyny, która zachodzi w ciążę. Chłopak znika, zaś główna bohaterka postanawia urodzić dziecko. Młodszy brat wspiera siostrę i nie może doczekać się Gonza. Powieść wzrusza, bawi i zaskakuje. Znakomity język, świetne postaci, niezapomniane sceny.

Coś w tej książce sprawia, że chcę ją poznać. Opis nie sugeruje nie wiadomo czego, okładka też nie jest nie wiadomo jak intrygująca, więc co to takiego? 
_______________________________________________________________________________



Autor: Diane Chamberlain
Tytuł: Dobry ojciec
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 05.08.2014






Przed czterema laty dziewiętnastoletni Travis Brown dokonał wyboru: sam wychowa nowo narodzoną córkę. Kiedy większość jego przyjaciół imprezowała i chodziła na randki, Travis siedział w domu, zmieniał pieluszki i martwił się o pieniądze na życie, nigdy jednak nie żałował tej decyzji. Bella jest światłem jego życia. Kiedy jednak Travis traci pracę i dom, bezpieczeństwo – które z takim trudem stworzył dla Belli – zaczyna się chwiać.
A potem następuje cud. Praca w Raleigh może poprawić ich los. Musi. Ale gdy Travis przyjeżdża do miasta, przekonuje się, że nie chodzi o pracę, a udział w przestępstwie, które zapewni szybkie pieniądze bez żadnych konsekwencji. Czy aby na pewno?



Z Diane Chamberlain spotkałam się już przy okazji Sekretnego życia CeeCee Wilkes. Muszę w końcu zabrać się za inne jej książki, a wydany niedawno Dobry ojciec stanowi bardzo dobre przypomnienie tego faktu.
________________________________________________________________________________



Autor: Janet Evanovich
Tytuł: Złośliwa trzynastka
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 08.08.2014






Małżeństwo Stephanie Plum trwało jedynie piętnaście minut. Kolejny kwadrans pozwolił jej złożyć pozew o rozwód w nadziei, że nigdy więcej nie zobaczyć swojego ex. Okazuje się, że to tylko pobożne życzenie. W dziwnych okolicznościach Stephanie zostaje posądzona o zabójstwo byłego męża. Oto skandalistka Stephanie Plum i jej zwariowane przygody.

Kolejny tom Śliweczki, na który czekam. Kolejny tom, który kiedyś z chęcią poznam.
_______________________________________________________________________________


Jak tam u Was z nowościami w tym miesiącu? Macie więcej książek, na które czekacie, czy ten miesiąc i u Was należy do tych mniej obfitych w nowości?

PS Zapraszam na niedawno założonego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania. :)
Read more ...

Galop'44 - Monika Kowaleczko-Szumowska

6.8.14

Wojtek i Mikołaj od zawsze byli wychowywani w duchu patriotyzmu. Nic więc dziwnego, że 1 sierpnia udają się do Muzeum Powstania Warszawskiego na obchody wybuchu powstania. Mikołaj podczas zwiedzania replik kanału niespodziewanie trafia do autentycznej Warszawy z 1944 roku. Choć bracia nigdy nie utrzymywali bliskich stosunków, Wojtek postanawia wyruszyć za Mikołajem i sprowadzić go z powrotem. Wydarzenia, których chłopcy będą świadkami, na zawsze odmienią ich życie.

Nie raz już wspominałam, że lubię podróże w czasie. Podoba mi się fakt, że jakimś magicznym sposobem można się przenieść do przeszłości lub przyszłości i przeżywać tamtejsze wydarzenia. To właśnie był jeden z powodów, dla których sięgnęłam po książkę Moniki Kowaleczko-Szumowskiej. Niestety, jeżeli chodzi o sam moment przeniesienia się w czasie, muszę przyznać, że się zawiodłam. Pomysł na replika kanałów, które przenoszą do powstania warszawskiego, jakoś średnio mnie przekonał. Było to dla mnie aż za proste i przewidywalne. Od początku było wiadomo, gdzie chłopcy się muszą znaleźć, ale autorka mogła jednak postarać się tutaj nieco bardziej. Innym powodem, dzięki któremu sięgnęłam po Galop '44, było właśnie powstanie warszawskie. Lubię historię, więc chyba nikogo nie zdziwi, jak powiem, że zaciekawiło mnie połączenie tego wydarzenia z wyżej wspomnianymi podróżami w czasie. I jeżeli chodzi o historyczne walory tej książki, to autorka odwaliła kawał dobrej roboty. Zebrała wiele materiałów, przedstawiła morze faktów, tak aby pozwolić czytelnikom na dowiedzenie się czegoś więcej o tym ważnym momencie w naszych dziejach. 

W przypadku tej książki tło historyczne jest ważniejsze od samej historii Mikołaja i Wojtka. Zamiar autorki, aby przybliżyć zryw warszawiaków jest niezwykle widoczny. Udało jej się zrobić to tak, aby zainteresować odbiorców. Bo choć pobyt chłopców w powstaniu opiera się głównie na byciu tam, to czytanie o tym nie jest ani przez chwilę nudne. Wszyscy wiemy, jak to się musiało skończyć, a w oczekiwanie na to nieuchronne zakończenie Monice Kowaleczko-Szumowskiej udało się przemycić bardzo ważne prawdy. W swojej książce uczy o poświęceniu, patriotyzmie i przyjaźni. Niby bardzo proste, ale ukazanie ich w taki sposób Galopie '44 jest po prostu piękne. Autorka do przedstawienia swojej historii użyła dość prostego języka. Konstrukcja bohaterów też nie jest nie wiadomo jak złożona. Wszystko to, aby książka spodobała się młodemu czytelnikowi, bo to właśnie do niego głównie jest kierowana.

Strasznie się cieszę, że mogłam przeczytać Galop '44. Wciągnął mnie on niesamowicie, sprawił, że związałam się emocjonalnie z bohaterami i przeżywałam razem z nimi powstanie warszawskie. Pozycja Moniki Kowaleczko-Szumowskiej zachwyca też walorami historycznymi i lekkością budowy. Choć nie obyło się bez małych zgrzytów, to możecie mi wierzyć, że ta książka jest naprawdę warta poznania!

Moja ocena: 7/10

Monika Kowaleczko-Szumowska, Galop '44, str.307, Egmont, 2014

Za możliwość poznania Galopu '44 dziękuję Wydawnictwu Egmont!

Read more ...

Wyniki konkursu urodzinowego!

4.8.14
Witajcie!
Jak wiecie, w lipcu mogliście zgłaszać się do konkursu z okazji drugich urodzin Między stronami. Waszym zadaniem było podanie jednego cytatu, który szczególnie lubicie. Muszę przyznać, że nie było to dobre zadanie, bo wybór tego jednego, który podobał mi się najbardziej, był szalenie trudny. Zgłosiło się 48 osób. Szczerze przyznaję, że każdy z cytatów mi się podobał. Były śmieszne, bardziej metaforyczne i te pozytywnie nastrajające. Jak tu więc wybrać zwycięzce? Żeby się niczym nie sugerować rozdzieliłam sobie Wasze nicki od cytatów, a każdemu zaczął przysługiwać numerek. 


Po wielu eliminacjach, podkreślaniach, przekreśleniach i długich przemyśleniach pozostałam przy czterech propozycjach, z których za nic nie mogłam wybrać jednej. Dlatego pragnę wyróżnić:
Nadę za cytat: "Jeśli zbyt wiele oczekujemy od przyszłości, zaczynamy żyć w świecie iluzji".

alicjęmagdalenę za cytat: "Granica naszych możliwości leży zazwyczaj o wiele dalej, niż nam się wydaje".

Gwen za cytat: "Jeśli dostaniesz jakieś imię, przyjmij je, uczyń swoim, a wtedy już nigdy cię nim nie zranią."

Zwycięzcą jednak zostaje...

kwiatusia 

i piękny cytat, który niezwykle mnie urzekł:
"Życie jest jak oddech. Mamy ograniczoną pulę uderzeń serca. Niepotrzebnie marnujemy je na wahanie, strach czy złość. Zawsze będą tacy, którzy chcą nas ciągnąć, kusić, przekonywać, że wiedzą, co dla nas lepsze. A trzeba po prostu iść naprzód, znaleźć dla siebie powietrze. Takie, którym chcemy oddychać."

Gratuluję!!

Jeszcze raz powtórzę, że okropnie trudno było mi wybrać zwycięzcę. Przedstawione przez Was cytaty były naprawdę świetne! W wielu przypadkach zachęciły mnie do sięgnięcia po książki, a do niektórych z pewnością będę wielokrotnie wracać. Dziękuję Wam za udział! Jeszcze raz gratuluję kwiatusi! I oczywiście zapraszam w przyszłości do innych konkursów!

Pozdrowienia!

Read more ...

Charlie - Stephen Chbosky

3.8.14

„Przyjmujemy miłość, jeżeli sądzimy, że na nią zasługujemy.” 

Problemy okresu dorastania były już wielokrotnie poruszane przez twórców. Wydaje się jednak, że jest to temat rzeka. Dzieje się tak pewnie dlatego, że zagadnienia te są stale aktualne. Stephen Chbosky także postanowił poruszyć ten temat i trzeba przyznać, że wyszło mu to naprawdę genialnie.

Charlie nie jest taki, jak jego koledzy. To cichy, wrażliwy, ale też lekko naiwny chłopak. Świetnie wszystko obserwuje i pozwala ludziom się wygadać. Problemy z przeszłości uniemożliwiają mu jednak całkowite "angażowanie się" w różne wydarzenia. Kiedy ma rozpocząć naukę w liceum, postanawia pisać listy do Przyjaciela, o którym słyszał, że potrafi słuchać i nie jest, jak inni. Opowiada mu w nich o swoim życiu, nowych przyjaciołach, używkach i wszystkich innych problemach. Te listy mogą stanowić dla nas piękne źródło do rozmyślań i wyciągania wniosków.

Na przeolbrzymi plus w tej książce wpływa sposób stworzenia głównego bohatera. Wielokrotnie czytaliśmy już o "problemowych" postaciach, ale wykreowanie Charlie'ego w taki sposób wymaga wielkiej pochwały. Jego charakter został chyba przeanalizowany w najdrobniejszych szczegółach z każdej strony. Tego chłopaka nie da się nie polubić, nie można mu nie współczuć i go nie podziwiać. Narracja z jego punktu widzenia jeszcze bardziej nas do niego przybliża i sprawia, że utożsamiamy się z jego życiem. Na uwagę zasługują także inni bohaterowie. Chociażby Sam, grana w filmie przez Emmę Watson. Naprawdę bardzo polubiłam tę dziewczynę. Był także Patrick i siostra głównego bohatera - oczywiście równie genialni. Każdy z nich coś wniósł, poruszył jakiś problem i czarował swoją osobowością. Trzeba przyznać, że bohaterów autor stworzył naprawdę świetnych.

W fabule Charlie'ego nie ma wielkiej polityki. Książka pisana jest w formie listów i opowiada o codziennym życiu pewnego, wkraczającego w okres dojrzewania, chłopaka. Życie, jak każde inne. Problemy, które dotyczą lub mogłyby dotyczyć każdego z nas. Dlaczego więc tak wiele ludzi wychwala tę historię? Dlaczego uważana jest za tak wyjątkową? Prawdę mówiąc, długo się nad tym zastanawiałam, bowiem w tej powieści nie ma nic odkrywczego. Nie ma tu tematu, który nie zostałby już poruszony, opisany i przetrawiony przez rzesze odbiorców. Gdzie więc leży sukces tej książki? Tak jak już napisałam we wstępie, myślę, że problemy dojrzewania są stale aktualne i my stale chcemy o nich czytać, aby utwierdzić się w przekonaniu, że nasze życie nie jest jeszcze takie najgorsze, a ktoś przed nami już to wszystko przeżywał. To nie tak, że pozycja Stephena Chbosky'ego jest przereklamowana. Autor stworzył dzieło o bardzo głębokim wydźwięku. Mimo wszechobecnego bólu, zawarł w niej też piękno i swego rodzaju pocieszenie. Skonstruował swą opowieść tak, aby dać nam materiał do myślenia i aby w lekki sposób oddać to, co ważne, a fakt, że była pisana już kilkanaście lat temu sprawia, że nie mogę za długo narzekać na powtarzalność. Książka napisana jest w bardzo przystępny sposób, a umiejętne językowe manewry autora  powodują, że dostrzegamy w tej opowieści to co trzeba, aby nie tracić czasu na banały.

Bardzo ciężko mi pisać o Charlie'm. Z jednej strony to piękna książka, która dostarczyła mi wielu okazji do przemyśleń i koniec końców, zrozumiałam jej fenomen. Listów Charlie'ego nie można nie docenić i nie można nie pokochać jego życia. Ale choć książka mi się podobała, to muszę przyznać, że nie powaliła mnie na kolana. Była dobra, nawet bardzo, ale jakoś szczególnie nie zmieniła mojego spojrzenia na świat, na co skrycie liczyłam. Lubię powieści obyczajowe, a ta w tym gatunku naprawdę wybija się dosyć wysoko, dlatego myślę, że warto ją przeczytać. Ja będę ją z pewnością miło wspominać.

Moja ocena: 7/10

Stephen Chbosky, Charlie/The Perks of Being a Wallflower, str.218, Remi, 2011
Read more ...