O Love, Rosie słyszał chyba każdy za sprawą głośnej ekranizacji. Choć powieść wydana była w Polsce już wcześniej, to prawdziwy szum na jej punkcie zrobił się dopiero niedawno w związku z kinową premierą. Sama najpierw obejrzałam film i choć muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego, to i tak produkcja narobiła mi ochoty na książkę. W końcu nadszedł czas i na papierową wersję.
Cecelia Ahern opowiada nam historię dwójki przyjaciół. Rosie i Alex znali się od dziecka. Wspierali się, byli ze sobą w trudnych chwilach. Rodzice Alexa postanowili jednak przeprowadzić się z Irlandii do Ameryki, a przyjaciele musieli zmierzyć się z rozłąką. Nie oznaczało to jednak końca ich przyjaźni. Ich relacja stała się nawet silniejsza, a wszystkie kłody, które postawiło przed nimi życie, dzięki niej stawały się łatwiejsze do przeskoczenia.
Na początku warto zaznaczać, że jest to powieść epistolarna. Nie często mam z takim gatunkiem do czynienia i raczej nie jestem tak w stu procentach do niego przekonana, ale muszę przyznać, że nie miałam najmniejszych problemów z przyswajaniem fabuły. Listy pisane były tu nie tylko przez Rosie i Alexa, ale także przez rodzinę Rosie czy znajomych. Dzięki temu można było nabrać szerszego spojrzenia i nie odczuwało się braku aktualnej akcji. Taka forma była z pewnością bardzo pouczająca i odkrywcza. I czytało się świetnie!
W powieści poruszonych mamy kilka wątków. Jest oczywiście przyjaźń. Jest miłość i macierzyństwo. Są więzi rodzinne, ból rozstania i wszelkie trudy, którym człowiek musi sprostać. Sprawia to, że książka jest po prostu o życiu. I dlatego jest tak realistyczna, tak do bólu prawdziwa i szczera. Nie ma mowy o słodzeniu i łatwych happy endach. Każda radość, to radość wywalczona łzami. I właśnie dzięki takim sytuacjom autorka pokazuje, że życie, mimo trudów, może być piękne, a z każdej chwili da się wyciągnąć jakiś pozytywny aspekt. Sama historia nie należy do łatwych i przyjemnych. Jest jednak podana w taki sposób, że nie można oderwać się od lektury. Każdą porażkę przeżywamy razem z bohaterami. Z każdej radości cieszymy się razem z nimi. I właśnie przez te wszechobecne emocje książka jest tak dobra!
Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać Love, Rosie. Cecelia Ahern opowiedziała piękną historię o życiu, trudnych wyborach i konsekwencjach swoich działań. Opowiedziała ją w taki sposób, że czytanie dalej staje się koniecznością. Właśnie takie książki lubię! A ta z pewnością pozostanie ze mną na bardzo długi czas!
Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać Love, Rosie. Cecelia Ahern opowiedziała piękną historię o życiu, trudnych wyborach i konsekwencjach swoich działań. Opowiedziała ją w taki sposób, że czytanie dalej staje się koniecznością. Właśnie takie książki lubię! A ta z pewnością pozostanie ze mną na bardzo długi czas!
Cecelia Ahern, Lovie, Rosie/Where Rainbows End, str. 511, Wydawnictwo Akurat, Warszawa, 2015
Uwielbiam tę książkę, skradła moje serce :)!
OdpowiedzUsuńJa niestety nie jestem zachwycona tą powieścią, a wręcz przeciwnie - bardzo mi się nie podobała ;)
OdpowiedzUsuńEkranizacji jeszcze nie oglądałam, ale mam w planach.
Książka jest niesamowita <3 bardzo mi sie podobała. HURTS <3 <3 <3 uwielbiam ich :D
OdpowiedzUsuńTo prawda, że głośna ekranizacja zrobiła swoje przez co ten tytuł zna prawie każdy. Ja również dałam się ponieść tej popularności i obejrzałam film, ale jak dla mnie nie różni się on od wielu innych z tego gatunku. Być może książka bardziej by mi się spodobała. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
A ja, muszę przyznać, byłam rozczarowana tą książką i niestety nie oceniłabym jej tak pozytywnie jak ty. Bohaterowie jak i "akcja" mnie drażniły. Drażnił mnie brak opisów, drażnił mnie charakter powieści. Nie wiem, wydaje mi się, że to taka pozycja dla specyficznych czytelników, specyficznej grupy odbiorców, do której ja się nie zaliczam. :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Ja też najpierw obejrzałam ekranizację i tak mi się spodobała, że kupiłam książkę. Świetna historia, bardzo ładnie i ciepło napisana.
OdpowiedzUsuńA ja nie widziałam ekranizacji, a i do ksiażki mnie jakoś nie ciągnie. Tak już mam - wszystko co popularne mnie odpycha! ;) Ale za to muszę powiedzieć, że piosenka cudowna <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Wiecznie Zaczytana
Ja nie widziałam co prawda ekranizacji, ale na książkę od dawna mam wielką ochotę. Zresztą tak samo jak na kilka innych tej autorki :)
OdpowiedzUsuńRównież podobała mi się ta książka :) Tak samo jak Ty nie jestem przekonana do powieści epistolarnych, ale tu mój opór został pokonany.
OdpowiedzUsuńMoja dziewczyna jest po prostu pochłonięta przez tą książkę i nawet dla mnie nie znajduje czasu;) Z jednej strony to dobrze, a z drugiej... W każdym razie książka jak mniemam dobra, bo wciąga;)
OdpowiedzUsuń