Elo, elo, 3, 2, 0 !
Witajcie drodzy blogerzy ! Dzisiaj mała niespodziewanka :D Muszę się
podzielić z Wami moją radością.. Otóż jest to mój szczęśliwy dzień ! Udało mi
się włamać do Kingi na bloga ! Nawet j e j przytrafiła się chwila nieuwagi, i z
tej okazji postanowiłam zadebiutować w roli blogera. Przedmiotem moich badań
będzie film „Papierowe miasta”, gdyż oglądałam go akurat niedawno, i to nawet w
kinie, a co najlepsze to z Kingą J
Oj, tak w ogóle to zapomniałam się
przedstawić.. (zdarza się ..). Więc przechodzę do rzeczy, jestem przyjaciółką
Kingi, mam na imię Agnieszka. Znamy się od podstawówki powiedzmy, więc już co
nieco o sobie wiemy i myślę że całkiem się lubimy, nawet jeszcze nie mamy
siebie dość (czego dowodem może być fakt, że szukałyśmy razem mieszkania w
Krakowie na studia).
Cieszę się, że Kinga powierzyła mi
swój sekret i praktycznie od założenia bloga mogłam śledzić jej działalność.
Zazwyczaj oczywiście z większą uwagą, niestety czasami z nie aż tak dużą, ale
tak czy siak starałam się być na bieżąco. Od początku spodobał mi się ten
pomysł i byłam z Kingi dumna, zresztą nadal jestem. Cieszę się, że rozwija
swoje zainteresowania, a przede wszystkim siebie. Chociaż faktu prowadzenia
bloga powinnam akurat pogratulować każdej i każdemu z Was. Przyznam się, że
podoba mi się ten Wasz ‘blogowy świat’.
Na zakończenie wstępu chciałam
jeszcze prosić o cierpliwość i wyrozumiałość co do mojego pisma. Jako
usprawiedliwienie podam, że jestem po mat-geo, a formułowanie myśli i ubieranie
je w słowa nie jest moją mocną stroną.. Mam cichą nadzieję, że mój wybryk nie
zmusi Kingi do zaprzestania swojej działalności. Haha
Zapomniałam jeszcze dodać, że mam skłonność do odbiegania od tematu.. W takim razie zacznę może pisać w końcu o filmie :p Ogólnie był on przez nas obie wyczekiwany, więc mimo że w tak późnym terminie, z chęcią wybrałyśmy się do kina. Kinga jak zapewne wiecie czytała „Papierowe miasta” już dawno, mnie natomiast zachęcił zwiastun, który obejrzałam przypadkiem na poprzednim wyjściu do kina (na „Najdłuższą podróż”- a więc te reklamy przed seansem są przydatne), postanowiłam nawet przeczytać książkę. Udało mi się zrealizować to postanowienie, z czego się bardzo cieszę, bo lektura przypadła mi oczywiście do gustu. Dlatego obawiałam się poniekąd, że film może to popsuć, ale muszę przyznać, że niepotrzebnie.
Podejrzewam, że znacie fabułę
filmu czy książki, jednak jeśli ktoś się jeszcze uchował to zachęcam do
obejrzenia zwiastuna.
Akcja „Papierowych miast” rozkręca
się bardzo szybko, od początku coś się dzieje, co dla niektórych jest zapewne
ogromnym plusem. Mnie zachęcił szczególnie motyw poszukiwania, jednak jego
realizacja nie była dla mnie w pełni satysfakcjonująca. Z przykrością muszę
przyznać, że jak to często bywa ‘inaczej sobie to wyobrażałam’. Ale nie mogę
powiedzieć, że całkiem byłam zawiedziona. Oj nie. Wskazówki zostawione przez
Margo wzbudzały zainteresowanie i chęć rozwiązania ‘zagadki’. Dodatkowo duża
dawka humoru sprawiała, że film oglądało się bardzo przyjemnie. Stwierdziłabym
nawet, że komedia wzięła górę nad romansem (a tak określili gatunek).
Poznajemy środowisko szkolne, więc
łatwo nam (młodzieży) się utożsamić z bohaterami, czy może przypominają nam
kogoś znajomego. Bohaterowie są uczniami ostatniej klasy, więc ciekawe było dla
mnie to jak oni sobie poradzą z opuszczeniem swojej szkoły i co będą przeżywać,
mimo że nie zawsze dobrze się tam czuli (ponieważ sama dopiero co kończyłam
liceum). Poszczególni bohaterowie byli dosyć ciekawi i charakterystyczni,
jednak mimo że nie jestem jakimś znawcą, nie będę ukrywać, że gra głównych
bohaterów mnie nie przekonała. Cara Delevingne od początku nie wydawała mi się
dobrą kandydatką do wcielenia się w Margo i jej osoba w tym filmie głównie
tylko mnie irytowała. Ogólnie postać ta zeszła ma dalszy plan. Również Nat
Wolff nie do końca sprawdził się jako Quentin Jacobsen, był czasami
niewiarygodny w swojej roli. Do gustu przypadli mi natomiast aktorzy
drugoplanowi, a szczególnie Austun Abrams jako Ben oraz Halson Sage jako Lacey.
Ich gra bardziej mnie przekonała.
Ogólnie rzecz biorąc to poważnym
utrudnieniem dla mnie było to, że film oglądałam krótko po przeczytaniu książki
i ciągle porównywałam. Pamiętałam czego brakuje i co zmienili, przez co się denerwowałam
czasami. Jednak niektóre zmiany wyszły dość korzystnie, więc nie załamałam się.
Moją sympatię zdobyła m.in. ostatnia scena. I cieszę się jeszcze, że główne
motto książkowe pozostało.
Kinga natomiast oglądała
„Papierowe miasta” z delikatnie innej perspektywy, ponieważ zdążyła już trochę
zapomnieć przez te dwa lata i nie drażniły ją tak zmiany wprowadzone przez
twórców filmu. Miała też to szczęście, że już wcześniej darzyła Carę Delevingne
sympatią i jej zdaniem była to odpowiednia osoba na tym miejscu, co na pewno
pozytywnie wpłynęło na ocenę filmu.
Dodam jeszcze dwie ciekawe rzeczy
z seansu. Pierwsze nasze wrażenie w kinie było już zarejestrowane po wejściu na
salę, otóż zaskoczyła nas tak duża liczba widzów, do rozpoczęcia seansu
praktycznie nie było wolnych miejsc. Dla mnie był to pozytywny aspekt, dla
Kingi może nie do końca. A teraz coś, co na pewno zapamiętam przez długie lata
z tego wypadu. Koło Kingi siedział jakiś chłopak i dopiero po zakończeniu
zorientowałyśmy się że on był nie z dziewczyną a z kolegą.. To był szok.. Co
dwóch chłopaków robi na takim filmie..
Przez pół godziny miałyśmy powód do śmiechu. Chyba ten właśnie element wywołał
u nas najwięcej emocji z całego seansu.
„Papierowe miasta” –szczególnie
wersję papierową, ale film również – polecam Wam wszystkim, bo jak widać nie
jest to tylko dla dziewczyn. Jeśli ktoś już czytał książkę i spodobała mu się
to z pewnością przymknie oko na kilka spraw, a jeśli ktoś nie czytał – będzie
się bawił jeszcze lepiej.
Moja ocena: 7/10
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam !
Debiutantka Agnieszka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz