Święta mają swój wyjątkowy klimat. Mnie kojarzą się z
wszechogarniającym domowym ciepłem, kiedy na dworze szaleje zimno, czasem spędzonym z rodziną i pięknymi lampkami na dworze. Mogłabym się jeszcze długo rozpisywać na ten temat, ale dzisiaj nie chcę Wam opowiadać o świątecznych skojarzeniach, ale o książce, stworzonej przez troje pisarzy, która wprowadza czytelników w bożonarodzeniowy nastrój.
Johna Greena znają już niemal wszyscy. Właśnie ze względu na to nazwisko na okładce postanowiłam zapoznać się z książką i myślę, że nie tylko ja tak do niej podeszłam. Z Maureen Johnson i Lauren Myracle nie miałam wcześniej do czynienia. Co więcej, nawet o nich nie słyszałam. Trójka pisarzy stworzyła trzy połączone ze sobą opowiadania. Bardzo mi się podobało, że nie musiałam się żegnać z bohaterami po danym opowiadaniu. I tak na początku brałam udział w szalonej podróży Jubilatki i poznawałam jej życiowe rozterki, by potem przerzucić się na cheerleaderkowy szał, aż w końcu dotarłam do historii z morałem, gdzie prawdziwa miłość jest w stanie pokonać wszystko.
Wszyscy znamy wiele filmów czy książek poświęconych tematyce świątecznej. Schematy, jakie przedstawiają każdy z nas już chyba rozpracował. Banalność, naiwność i szczęśliwe zakończenia, które na co dzień nie przeszłyby tak łatwo, tutaj nie rażą aż tak bardzo. Również i W śnieżną noc nie jest wolne od tych rzeczy. Ale tak jak i w innych przypadkach, wcale mnie to nie raziło. Nie mogłam nie czytać tej książki nie ogarnięta pozytywnymi emocjami. Bo właśnie taka ona była - pozytywna na każdej stronie. Nawet gdy zdarzały się cięższe momenty nie można było porzucić radości z lektury. Autorzy swoim stylem świetnie ze sobą współgrali. Wszyscy napisali swoje historie w bardzo lekki sposób. Maureen Johnson postawiła na świetną, dopracowaną fabułę, John Green, jak można się domyślać, wszechobecną inteligencję i delikatne metafory, a Lauren Myracle cukierkowy morał. Wszyscy też stworzyli charakterystycznych, niezwykle zapadających w pamięci bohaterów. Jeżeli miałabym wybrać najlepsze opowiadanie postawiłabym zdecydowanie na historię Pani Johnson. Doskonale była tam wyważona świąteczna naiwność i przesłanie, a do tego doszła wciągająca opowieść i piękny klimat. Opowiadanie Johna Greena okazało się dla mnie jednak zbyt zwykłe, jeżeli chodzi o akcję, a u Lauren Myracle zdecydowanie przytłaczał mnie lukier.
W śnieżną noc to książka wręcz idealna na święta i z pewnością za rok będę chciała do niej wrócić. Będzie się ją też dobrze czytało nie tylko w bożonarodzeniowym okresie, więc jeżeli nie zdążyliście jej jeszcze poznać, nie musicie czekać całego roku na kolejne święta. Choć z pewnością swoją magię ta opowieść objawi właśnie wtedy.
Moja ocena: 7/10
Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle, W śnieżną noc/Let it snow. Three holiday romances, str. 335, Bukowy Las, Wrocław, 2014
Może za rok...
OdpowiedzUsuńKończę właśnie czytać "W śnieżną noc" i mimo banalności podobnie jak tobie, opowiadania przypadły mi do gustu. Mi również opowiadanie Maureen Johnson podobało mi się najbardziej. Bardzo fajna książka na świąteczny czas :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie podobnie jak Agnieszka stwierdziłam, że za rok się być może skuszę, bo to typowa książka na święta :)
OdpowiedzUsuńJa zdążyłam przeczytać tą ksiażke akurat pare dni przed świetami i ta książka, chociaż na chwile pozwoliła mi wczuć sie w ten klimat. Chistorie rzeczywiście niezwykle banalne chociaż nie raz sie uśmiałam czytając wypowiedzi niektórych bohaterów. Pierwsze opowiadanie podobało mi sie najbardziej, a najmniej ostatnie... Było troche nudnawe.
OdpowiedzUsuńhttp://papierowa-kraina.blogspot.com/
Pewnie też sięgnę po nią znów za rok :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że również uznam, że jest to naprawdę dobra pozycja ;) Ogromnie nie ciekawi, muszę się przyznać, że również należę do tych osób, które poddały się Greenowi :)
OdpowiedzUsuńMnie się trochę mniej podobała, zabrakło mi świątecznej atmosfery, równie dobrze można przeczytać książkę na zimowe ferie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Twoją opinią, choć książkę oceniłam nieco słabiej. Najbardziej spodobało mi się pierwsze opowiadanie, u Greena denerwował mnie wszechobecny wpływ cheerleaderek, a w ostatniej historii irytowała mnie główna bohaterka. Nawet jeśli ostatecznie przeszła przemianę. No ale czytało się całkiem miło. ;)
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej podobało się właśnie opowiadanie Maureen Johnson, po Greenie też spodziewałam się czegoś więcej. Bohaterka ostatniego opowiadania bardzo mnie irytowała. Całość wyszła bardzo udanie :)
OdpowiedzUsuńMnie też się bardzo całość podobała, świetnie to zostało połączone :)
OdpowiedzUsuńJa też niedawno ją skończyłam czytać i mam podobną opinię o niej ;)
OdpowiedzUsuńHm... Z jednej strony coś mnie odpycha od tej książki, może fakt, że opowiadanie Greena jest takie... nijakie, a po rozczarowaniu z "19xK" nie mam ochoty na takie przeciętne historie w jego wykonaniu... A z drugiej strony, ogromnie się cieszę, że już wkrótce, książka do mnie zawita bo... to jednak Święta! A ja kocham wszystko co z nimi związane, także czekam na listonosza i biorę się za lekturę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Książka jest naprawdę idealna na święta! Też je kocham, także to był taki mój must read w tym miesiącu. :) Tylko nie zrażaj się za bardzo do Greena. Sięgnij koniecznie po inne jego książki, bo naprawdę warto!:)
UsuńJuż postanowiłam sobie, że koniecznie muszę przeczytać tą książkę. :)
OdpowiedzUsuń