Seriale: Orange Is the New Black

14.9.14

Jeżeli śledzicie mnie na Facebooku, zauważyliście pewnie, że w te wakacje poznałam parę genialnych seriali. O jednym z nich mogliście już czytać tutaj. Dzisiaj pragnę przedstawić Wam kolejny. Na Orange Is the New Black natknęłam się całkiem przypadkowo. Nie byłam od razu do niego przekonana. Fabuła nie wydała mi się wielce ciekawa, więzienne dramaty mało mnie pociągały, a sam zwiastun jakoś nie wywarł na mnie wrażenia. Kiedy jednak skończyłam genialny twór z Tatianą Maslany - Orphan Black - i żaden inny serial nie wciągał mnie specjalnie, postanowiłam w końcu obejrzeć pierwszy odcinek tej produkcji.

Serial powstał na podstawie książki Piper Kerman, w której autorka spisała swoje wspomnienia z pobytu w więzieniu. W serialu wciela się w nią Taylor Schilling. W młodości kobieta wdała się w lesbijski związek z dilerką narkotyków. Przez jej namowy postanowiła, tylko jeden raz, przewieźć pieniądze ze sprzedaży narkotyków przez granice. Po niemal dziesięciu latach sprawa wychodzi na jaw, a Piper zostaje skazana. Musi porzucić swoje luksusowe życie, dobrą pracę i narzeczonego, aby odsiedzieć piętnastomiesięczny wyrok. W więzieniu kobieta jest zmuszona przewartościować swoje priorytety i nauczyć się przetrwać.

Fabuła nie okazała się tak nudna, jak myślałam. Co więcej, pochłonęła mnie całkowicie. Jeden odcinek trwa od 50 do 60 minut, a moja uwaga nawet przez chwilę nie uciekała do innych spraw. Te więzienne dramaty, które tak mało mnie ciekawiły, okazały się strzałem w dziesiątkę. Twórcy poświęcili wiele uwagi sprawom psychologicznym bohaterek, temu, jak zmienia się ich życie w więzieniu, jak taki pobyt wpływa na ich resocjalizację i jak odbywa się dostosowanie do nowych warunków. Widzimy to na przykładzie Piper, ale też i innych osadzonych. Ten serial bowiem nie skupia się tylko na problemach i perypetiach głównej bohaterki. Mamy tu swego rodzaju spacer z różnorodnymi charakterami. Dawno nie widziałam takiego przekroju osobowości, to pewne. Każda więźniarka ma swoją historię, prezentuje jakiś problem, porusza niecierpiący zwłoki wątek. Dlatego więc dostajemy tu takie tematy jak rasizm, homoseksualizm, walka o władzę, odrzucenie, rolę pieniądza i całą masę innych problemów o podłożu psychologicznym.


Na uwagę zasługuje fakt, że wśród reżyserów znalazła się Jodie Foster, którą naprawdę niezwykle cenię. Twórcy zadbali, aby całość wciągała uwagę w stu procentach. W każdym odcinku możemy oglądać historię jednej z bohaterek. Dzięki temu poznajemy je bardziej, możemy zgłębiać ich psychikę i zaczynamy rozumieć ich wybory i zachowania. Teraźniejsza fabuła połączona jest kilkoma wątkami, które śledzi się z najwyższym zainteresowaniem. Mamy związek strażnika z więźniarką, perypetie objęcia władzy w kuchni czy historię samej Piper, która zespala wszystko. Wykształcona, przyzwyczajona do luksusowego życia kobieta ma niemałe trudności z przyzwyczajeniem się do więziennej codzienności. Sprawę komplikuje fakt, że spotyka tam swoją byłą partnerkę, a emocje odżywają. Nigdy nie spodziewałam się, że będę z chęcią śledzić związek między dwiema kobietami, ale tutaj rzeczywiście tak było. Wciągnęłam się i z niecierpliwością czekałam na dalszy bieg wydarzeń. Trzeba też wspomnieć o całym morzu humoru, który szczerze bawi. Co do samej więziennej codzienności, to nie wiem, jak dokładnie ona wygląda, ale w Orange Is the New Black czasem przypominała mi ona plac zabaw. Pojawiło się całkiem sporo absurdów, ale jeżeli mam być szczera, to mało mnie one obchodziły. Fabuła rekompensowała mi te drobne nieścisłości.


W tym serialu nie znajdziemy znanej, dobrze już wcześniej wypróbowanej obsady. Wiele tu nowych, rozwijających się twarzy. Nie znaczy to wcale, że produkcja na tym ucierpiała. Tak naprawdę nie mogę znaleźć choćby jednej osoby, która nie wywiązałaby się ze swej roli. Każdy daje z siebie wszystko, co najlepsze, oddaje osobowość postaci i tworzy zupełnie nowy, niespotykany charakter. Myślę nawet, że bardziej popularni aktorzy mogliby zaburzyć cały obraz. Właśnie tu możemy znaleźć świetny przykład tego, że warto stawiać na młodych aktorów. Osobiście jestem po prostu urzeczona Uzo Aduba, która wciela się w rolę "Szalonookiej" Suzanne, Taryn Manning, jako Pennsatucky, czy chociażby posiadającą niewyczerpane pokłady uroku osobistego Laurą Prepon, odgrywającą Alex.

Faktem, który doskonale przedstawia stopień geniuszu Orange Is the New Black jest to, że stał się lepiej oglądany, niż dzieło stacji House of Cards. Ja śmiało mogę stwierdzać, że jeżeli nie dałabym mu na początku szansy i dalej zwlekała z obejrzeniem go, straciłabym bardzo wiele. Teraz stał się jedną z moich ulubionych produkcji i naprawdę nie wiem, jak wytrzymam do premiery kolejnego sezonu w czerwcu. Moja opinia chyba doskonale świadczy o tym, że serial gorąco Wam polecam! Tylko może poczekajcie z oglądaniem go do czerwca, kiedy od razu będzie czekał na Was trzeci sezon, żeby nie musieć cierpieć do tego czasu takich katuszy, jak ja teraz.


Moja ocena: 9/10 

PS Zapraszam na niedawno założonego Instagrama, gdzie będziecie mogli być bardziej na bieżąco z tym, co się u mnie dzieje. :)

14 komentarzy:

  1. Uwielbiam ten serial! Książkę udało mi się dorwać na pewnego rodzaju targach, jest w przedwczorajszym stosiku :)
    Czekam niecierpliwie na trzeci sezon, który pewnie zmaratonuję w jedną noc :)
    Zgadzam się, że początek może nieco odstraszać, ale np. końcówka drugie sezonu to geniusz! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Mistrzostwo w czystej postaci!! ;( Muszę koniecznie dorwać książkę, żeby osłodzić sobie to oczekiwanie. :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam jeszcze o tym serialu. Raczej też nie oglądam jakoś namiętnie seriali, czy filmów, których akcja odgrywa się w więzieniach, jednakże ten serial wydaje się być ciekawy. Myślę, że kiedyś do niego zajrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz bardziej się przekonuję, że mamy podobny gust:).
    Obejrzałam póki co tylko jeden odcinek tego serialu, ale już mi się podoba i szczerze mówiąc, ani trochę nie dziwię się jego popularności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyjaciółka od bardzo dawna namawia mnie do obejrzenia tego serialu i czeka już na swoją kolej. Na razie przede mną Sherlock, Doctor Who i Supernatural..

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie oglądałam tego serialu, ani nie czytałam książki. Może kiedyś to nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądam bardzo dużo seriali, ale akurat ten mnie nie zainteresował :)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś czuję, że dzięki tobie dodam nowy serial do mojej listy :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Słyszałam o tym serialu, ale jeszcze nie oglądałam - muszę to koniecznie nadrobić, tym bardziej, że przyjaciółka swojego czasu wierciła mi o to dziurę w brzuchu. xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądam bardzo rzadko seriale. Mam kilka, które oglądam: Zakazane imperium, Gra o tron i ostatnio powtórki genialnego serialu Rodzina Soprano.

    OdpowiedzUsuń
  10. Do tego serialu, tak jak i do "Oprhan Black" miałam się zabrać już dawno temu i mimo, że w tym przypadku sam pomysł pobytu w więzieniu ciekawił mnie, to po prostu nie miałam możliwości i czasu by poznać tą produkcję. Muszę przyznać, że po twojej recenzji skłonna bym była choćby zaraz włączyć sobie pierwszy odcinek, ale jutrzejsza szkoła i fakt, że polecasz poczekać do czerwca z oglądaniem - trochę utrudnia mi sprawę i sprawia, że myślę, iż z seansem poczekam przynajmniej do maja. :) Nie dość, że wtedy prawdopodobnie będę mieć już więcej czasu na oglądanie seriali, to jeszcze czerwiec wkrótce, a tym samym nowy sezon! :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja umieram w oczekiwaniu na kolejny sezon. Odwlekałam każdy odcinek drugiego sezonu w nieskończoność (co mi średnio wychodziło, bo każdy odcinek toczył się tak, że wprost musiałam wiedzieć, co będzie dalej - wszystko przez ,,dwa obozy"), a potem dotarłam do zakończenia i... CO TO BYŁO?! Czekam niecierpliwie na nowy sezon :)).

    OdpowiedzUsuń