Szukając Alaski - John Green
28.12.13
Autor: John Green
Tytuł: Szukając Alaski
Tytuł oryginału: Looking for Alaska
Liczba stron: 315
Wydawnictwo: Bukowy Las
Moja ocena: 9/10, 5+/6
Jest taki Pan, który zawojował świat literatury młodzieżowej. Najpierw ginął wśród innych twórców, ale potem, za sprawą jednej nieopisanie genialnej książki, ludzkość zaczęła go ubóstwiać. Wszyscy postanowili powrócić do jego wcześniejszych tworów i zachwycać się nimi równie bardzo, jak najnowszą powieścią. Chyba każdy wie, o kogo chodzi. John Green podbija rynek i zyskuje uwielbienie wśród wielu ludzi, zarówno młodzieży, jak i dorosłych. Rodzi się jednak pytanie, czy te starsze pozycje naprawdę tak się nam podobają, czy to efekt oddziaływania Gwiazd naszych wina. Dlatego też postaram się teraz zapomnieć o o tej książce i skupić się tylko i wyłącznie na Szukając Alaski.
Poznajemy tu Milesa Haltera. Nie wiódł on ciekawego życia, nie miał przyjaciół, a każdą wolną chwilę poświęcał wyszukiwaniu ostatnich kwestii znanych ludzi. Pewnego dnia postanowił to zmienić i wyjechać do szkoły z internatem Culver Creek, gdzie uczył się jego ojciec. Chłopak spotyka tam wielu ciekawych ludzi - geniusza matematycznego Chipa (dla przyjaciół Pułkownik), Takumiego i najbardziej fascynującą dziewczynę na świecie - Alaskę Young. Nowi znajomi nadają mu przezwisko - od teraz będzie Kluchą - i wciągają go w swój świat. Chłopak zaczyna doświadczać nowych rzeczy, często naginając przy tym przepisy. Zakochuje się też bez pamięci w Alasce. Wszystko to zaprowadzi Milesa to konieczności odpowiedzi na pytanie, jak wyjść z labiryntu cierpienia, co nie będzie łatwe.
Historia podzielona została na dwie części - PRZED i PO. Każdy rozdział rozpoczęty jest podaniem dni, które pozostały do pewnego ważnego wydarzenia, a potem dni po nim. Zabieg bardzo trafiony. Nasza ciekawość domaga się bowiem zaspokojenia, co sprawia, że musimy czytać dalej. Część PRZED można uznać za typową młodzieżówkę. Wielokrotnie poruszany motyw szkoły z internatem, problemy nastolatków i doświadczanie nowych rzeczy, jak chociażby picie czy palenie, można chyba śmiało uznać za coś, o czym wszyscy już czytali. Poznajemy tutaj także bohaterów, mamy zalążek tajemnicy i historię, o której czyta się dość ciekawie i na pewno przyjemnie. Rozważania rozpoczynają się dopiero w części drugiej. Sama akcja tutaj ustępuje miejsca ważnym treściom, które autor chciał przekazać. Choć obie te części same w sobie nie brzmią dość zachęcająco, to jednak wydarzenie, które je łączy, sprawia, że mają one sens. Wyzwala ono w czytelniku ogromne emocje i powoduje, że część drugą czytamy ze łzami w oczach i czytamy dalej, bo teraz już nie można by było odłożyć tej książki na bok. John Green ma swój styl pisania, o czym z pewności wiecie. Potrafi używać symboli, operować grafiką i używać słów tak, że od czytania nie sposób się oderwać. Można widzieć błędy, ale nie mają one znaczenia w porównaniu z całą resztą i treścią, którą autor przekazuje.
Jak w poprzednich książkach Johna Greena, także i tu mamy pewien motyw, pewne pytania, które krążą od początku, ale odpowiedzi szukamy razem z bohaterami i razem z nimi możemy je wydedukować na końcu. Tutaj było to Wielkie Być Może i labirynt cierpienia, z którego trzeba znaleźć wyjście. Hasła na pierwszy rzut oka mogą wydawać się dość tajemnicze, ale czytając stopniowo nabierają wagi, wnikają w serce milionem pytań, a gdy w końcu otrzyma się odpowiedź, pozostawia ona jeszcze większy ślad. Podczas gdy w Papierowych miastach czasem było zbyt dużo rozważań, tutaj wszystko mamy doskonale wyważone. John Green poruszył ważny temat i dotknął czegoś, co spotyka każdego z nas. Cierpienie jest tematem dość uniwersalnym, dlatego właśnie wnioski mogą pełnić rolę swego rodzaju pocieszenia i tym samym jeszcze bardziej do nas docierać. Autor wzbogacił treść ostatnimi słowami znanych ludzi, które dają kolejną możliwość do zastanowienia, refleksji, a często i uśmiechu.
Bohaterowie są tu bardzo dobrze wykreowani, co z pewnością nikogo nie zaskoczy. Najważniejsze jest to, że nie są idealni. Widać ich wady, niedociągnięcia i potknięcia. Chociażby główna postać - Miles. Był to chłopak z rodzaju tych nieogarniętych, którzy nie wiedzą, jak poradzić sobie z życiem. Właśnie taki wzbudzał największą sympatię. Alaska natomiast była szaloną dziewczyną, inteligentną i zabawną zarazem, ale i nie bojącą się naginać zasad. Przeciwieństwa się przyciągają, więc los po prostu musiał przyciągnąć do siebie tę dwójkę. Nie przypomina Wam to jednak jakichś znanych już bohaterów? Z Papierowych miast chociażby? Jako, że Szukając Alaski ukazało się najpierw, nie możemy autorowi niczego zarzucać. Bohaterów dało się polubić (nawet bardzo!), nie irytowali, a to najważniejsze. Czy inni byli tacy ciekawi i niespotykani, nie wiem. Czasem możemy dojrzeć schematyczność, ale tak naprawdę zdarza się ona bardzo często w naszym życiu, więc i w książkach nie sposób jej uniknąć.
Choć może chciałoby się nie lubić Johna Greena i nie ulegać modzie na niego, naprawdę nie sposób tego zrobić. Pisze on naprawdę genialnie, porusza ważne treści, które z pewnością pozostaną w czytelniku na bardzo długi czas. Szukając Alaski utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że obok tego autora nie można przejść obojętnie, nie można go nie uwielbiać i nie rozpływać się nad każdym jego tworem. Nie odkładajcie go na potem i jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, rozpocznijcie przygodę ze świetną literaturą! Ja tymczasem pozostanę ze sposobem na wyjście z labiryntu cierpienia i niecierpliwym oczekiwaniem na kolejną książkę autora.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
,,Szukając Alaski" jest na mojej liście i bardzo chcę przeczytać tę książkę :)
OdpowiedzUsuńpodobały mi się poprzednie książki Greena (Papierowe miasta zwłaszcza *_*), więc i Szukając Alaski bardzo chętnie przeczytam. prawdę mówiąc jest mi wstyd, że jeszcze tego nie zrobiłam :>
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa lektura, chociaż miałam większe oczekiwania wobec niej :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Ja mam ogromną ochotę na tę książkę - GNW bardzo mi się podobało, a wydaje mi się, że "Szukając Alaski" mogłoby być jeszcze lepsze, zobaczymy, czy moim zdaniem rzeczywiście tak będzie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
izkalysa
Według mnie Szukając Alaski jest jednak trochę gorsze od GNW, ale i tak podbiło moje serce.:)
UsuńWszędzie ten John Green... Muszę wreszcie zapoznać się z jego twórczością :)
OdpowiedzUsuńwiktoriansblog.blogspot.com
Widzę kolejną recenzję tej książki i muszę przyznać, że ma na nią jeszcze większą ochotę. :) Pozostaje mi tylko w końcu przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie
http://spotkania-z-literatura.blogspot.com/
Książka jest na mojej liście "must read" :)
OdpowiedzUsuńMnie również bardzo się podobała, chyba nawet bardziej niż GNW :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie przeczytałam PM, a czekają na półce, - na ziemi dokładniej, bo zmiana regałów :D - muszę to nadrobić :D
Dla GNW i PM są niemal na równi. SA tuż za nimi;)
UsuńKiedy czytam takie recenzje zaczynam histerycznie ubolewać nad brakiem osoby Greena w moim domu. Muszę jak najszybciej dostać się do jego literatury, bo dłużej nie wytrzymam... :)
OdpowiedzUsuńZrób to bardzo szybko, bo naprawdę warto!:)
UsuńMam ją już na swojej półce, bo po "Gwiazd naszych wina" wprost nie mogłam się powstrzymać od kupna. Czeka ona teraz na swoją kolej, ale nie wiem kiedy ta nadejdzie.
OdpowiedzUsuńTwórczość Greena absolutnie chwyciła mnie za serce, kocham i kochać będę. "Szukając Alaski" czytałam i tak samo podziwiam, aczkolwiek nie mogłam się wewnętrznie przełamać, aby wystawić 10 punktów, zdecydowałam się na 9+, bo... ale to już pozostawię dla siebie. :-)
OdpowiedzUsuńU mnie z ocenami różnie bywa i choć SA pokochałam równie bardzo, co poprzednie książki autora, to dałam 9, bo tego punkciku mi brakło do 10.
UsuńMuszę się w końcu za tego Greena zabrać, bo wszyscy polecają, a ja nadal jestem do tyłu z jego twórczością ;).
OdpowiedzUsuńJa dopiero przygodę z prozą pana Greena rozpoczynam- jestem w trakcie czytania "Gwiazd naszych wina", której bohaterowie totalnie mnie oczarowali i mimo, że jeszcze jej nie skończyłam już wiem, że sięgnę także po inne powieści tego pana- na przykład po "Szukając Alaski". :)
OdpowiedzUsuńZaczyna mnie już wkurzać fakt, iż nie czytałam żadnej z książek tego pana. W nadchodzącym roku na pewno to zmienię!
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę zacząć czytać książki Green'a. Wszyscy je chwalą, a ja wciąż znam je jedynie z recenzji...
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze tej pozycji w rączkach, ale chetnie zajrzę :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Natalia :3
Ja jestem akurat z tej mniejszości, która w Greenie zakochała się jeszcze przed ukazaniem "Gwiazd naszych wina", gdy był mało znanym autorem u nas. Dla mnie "Papierowe miasta" były najsłabsze, ale wszystkie 3 książki są warte lektury :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie jesteś w mniejszości;) Zazdroszczę! JA PM uwielbiam:)
UsuńKończę właśnie "Gwiazd naszych wina" i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Green pisze, więc na pewno sięgnę po pozostałe jego książki. Do "Szukając Alaski" szczególnie mnie ciągnie, a jeszcze tak zachwaliłaś, więc tym szybciej ją nabędę.
OdpowiedzUsuńTak mnie zżera ciekawość co to za wydarzenie, do którego jest odliczony czas, że za chwilę wezmę książkę z półki i sobie zespojleruję! :P
OdpowiedzUsuńNie spojleruj, bo całą radość z czytania diabli wezmą. Czytaj od początku!
UsuńWiem, wiem, przecież tak nie zrobię :D ale kusi!
UsuńJuż się zaczęłam bać;)
UsuńZdecydowanie muszę wreszcie poznać twórczość tego autora. Tyle osób chwaliło pisarstwo i bohaterów wykreowanych przez Green'a, że aż wstyd nie znać jakiejś jego książki ;-)
OdpowiedzUsuń