Filmowe weekendy: The Holiday

21.12.13
Święta tuż tuż. Choinki w galeriach przyciągają nas swymi światełkami już od dobrego miesiąca, gorączka zakupów osiąga apogeum, a w kuchniach zapachy unoszą się już od rana. W tym czasie nasze serca są bardziej skłonne do wybaczania i sięgania po rzeczy, które zazwyczaj nas irytują. Jak chociażby filmy, od których w zwykły, szary dzień wzbranialibyśmy się rękami i nogami.

Produkcji, które poruszają bardziej w okresie świątecznym trochę jest. Chociażby nieoceniony Kevin. Dziś jednak mam dla Was opinię o innym, również pięknym filmie - The Holiday. Opowiada on o dwóch kobietach, z dwóch końców świata. Nie mogą one znaleźć szczęścia w miłości i obie mierzą się ze zdradą partnerów. Połączy je program zamiany domów. Na dwa tygodnie Iris uda się do Los Angeles, a Amanda do wioski pod Londynem. Jak można się spodziewać, odbudują tam swoje życie i znajdą prawdziwą miłość.

Brzmi banalnie, prawda? Typowa komedia romantyczna, można by rzec i z pewnością byłaby to prawda. Dwie kobiety ze złamanym sercem, chęć odbudowy życia plus dowcipy na pokrzepienie serc. Schemat miły i bardzo dobrze znany każdemu, kto oglądał choć jeden film z tego gatunku. Wszyscy się ich wystrzegają, ale i tak każdy raz na jakiś czas obejrzy jakąś lepszą, czy gorszą produkcję tego typu. Sama na co dzień wybieram trochę inne filmy, ale jak już wspomniałam, idą święta, więc nasze serca mają trochę większą tolerancję dla kiczu. Z tego właśnie powodu (a może i nie tylko) The Holiday tak przypadło mi do gustu. Historia może i jest banalna, ale sposób jej opowiedzenia już nie. W filmie odnajdziemy wątki inne, niż tylko miłość, które nie pozwalają nazwać go banalnym. Chociażby historia emerytowanego scenarzysty, czy wszelkie wtrącenia o filmach. Same historie miłosne, nie zostały przedstawione według znanego wszystkim schematu. Nie ma tu jasnych odpowiedzi, górnolotnych wyznań, czy szczęśliwego zakończenia. Wszystko jest, jak najbardziej prawdziwe, a tego przecież szukamy. Każda minuta wypełniona jest ogromnym ciepłem, a żarty naprawdę bawią. Sprawia to, że film ogląda się z największą przyjemnością. 


Obsada aktorka wykonała swoje zdanie naprawdę świetnie. O Kate Winslet nie trzeba chyba nic mówić. Jest genialna i każdy to wie. Początkowo myślałam, że będzie tylko swego rodzaju tłem dla historii Amandy, ale później na szczęście jej postać się rozkręciła i również potrafiła zaciekawić. Towarzyszył jej Jack Black, którego szczerze mówiąc nie kojarzę z innych filmów, ale tutaj stworzył bardzo przyjemną i sympatyczną postać. Nie wiem, co w Cameron Diaz jest takiego, i czy tylko mnie odtrąca na jej widok. Nie kwestionuję jej zdolności aktorskich, a po prostu ogólne wrażenie, jakie we mnie wywołuje. Może to za sprawą sztucznego wyglądu albo ogólnego stylu bycia, ale sprawia to, że filmy z jej udziałem odkładam zwykle na bok. Po The Holiday moja niechęć do niej trochę się zmniejszyła. Cameron stworzyła tutaj bohaterkę z pewną głębią, sympatyczną, a przede wszystkim taką, której historię ogląda się w najwyższym skupieniu i z ogromną ciekawością. Do tej trójki dochodzi jeszcze Jude Law. Przystojniaka nie mogło przecież zabraknąć, a dokładając do jego wyglądu historię pokrzywdzonego przez los faceta, możemy być pewni, że niewieście serca będą zdobyte. 


The Holiday może i jest komedią romantyczną, którą przyjemnie się ogląda w sobotnie wieczory, ale do banalności i przewidywalności naprawdę jej daleko. Wszystko to za sprawą niezapomnianego klimatu i wielu wątków, stworzonych przez Nancy Meyers. Film genialnie sprawdzi się w tym świątecznym okresie. Jeżeli więc szukacie czegoś do obejrzenia, The Holiday czeka!

9 komentarzy:

  1. Mam ostatnio ochotę na jakąś dobrą komedię romantyczną w świątecznym klimacie- po Twojej recenzji wiem, że "Holiday" zdecydowanie można do takiej kategorii filmów zaliczyć, więc koniecznie muszę je sobie na laptopie odpalić. :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje odczucie co do Cameron Diaz są bardzo podobne do Twoich. Choć nie wiem do końca dlaczego. Zwykle filmy z jej udziałem nie przypadają mi do gustu.
    Film kojarzę. Nie wiem tylko czy z zasłyszenia czy też kiedyś go oglądałam. Tak czy siak, mam na niego ochotę!
    Jeżeli w ten świąteczny okres naszło Cię na komedie romantyczne to polecam "Pretty woman", jeżeli jeszcze nie oglądałaś. Nie jest to może jakieś górnolotne dzieło z nie wiadomo jak wielkim przekazem, ale lekka niezobowiązująca pozycja na zimowy wieczór. Taka... Uwspółcześniona historia Kopciuszka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pretty woman oglądałam. Chyba właśnie rok temu w święta. Uwielbiam i chętnie obejrzałabym jeszcze raz!:)

      Usuń
  3. Uwielbiam "Holiday", oglądałam już jakiś czas temu, może sobie powtórkę zrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany! Oglądałam ten film :D Jak na zimowe wieczory świetny ^^ Nie będę nic dodawać od siebie, bo całkowicie zgadzam się z Twoją opinią :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest najcudowniejszy film pod słońcem, mój najukochańszy. Przy nim dla mnie nawet najwspanialszy Titanic spada na drugie miejsce :D.
    Oglądałam go równe 29 razy. Tak, liczyłam. Chyba nadeszła pora na 30 raz :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój jeden raz się chowa! Cała przyszłość przede mną, więc może kiedyś Cię dogonię, bo do filmu na pewno wrócę.:) I absolutnie najwyższa pora na 30 raz!:)

      Usuń
  6. Daleka jestem od stwierdzenia, że to niebanalna komedia romantyczna. Banalna jak cholera, tylko na wyższym poziomie, jednak podobnych do niej jest kilka. Lecz do komedii romantycznych mam słabość i oglądam baaardzo często, więc i tę uwielbiam. Szczególnie, że wcisnęli tam Lawa, super hiper namiot córeczek (do dziś śni mi się po nocach) i domek Winslet - bajka. Co pozwala do niej wracać często, szczególnie w okresie świątecznym. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widziałam dawno temu, ale muszę sobie przypomnieć ten film :)

    OdpowiedzUsuń