Jak wiemy ,,Mój tydzień z Marilyn" powstał na podstawie książki Colina Clarka o tym samym tytule. Jako młody chłopak przyjechał on do Londynu, aby zacząć pracę w branży filmowym, co od zawsze było jego marzeniem. Zdobywa tam stanowisko trzeciego asystenta reżysera podczas kręcenia filmu ,,Książę i aktoreczka", w którym zagrać ma wielka światowa gwiazda - Marilyn Monroe. Praca z nią jednak nie jest łatwa. Kobieta musi zmagać się z wieloma przeszkodami, w tym ze swoim partnerem filmowym - Laurence Olivier, który jest do niej dość nieprzyjaźnie nastawiony. Colin jednak potrafi dotrzeć do Marilyn, co produkcja postanawia wykorzystać i powierza mu zadanie towarzyszenia aktorce.
Przyznaję, że nie mam zbyt wielkiego lub ściślej mówiąc prawie żadnego doświadczenia z biografiami. Ten film trochę to zmienił, bowiem oprócz ciekawej fabuły, która wciąga, reżyser postawił na przedstawienie nam samej Marilyn, jej osobowości i tego, że oprócz ikony seksu była zdecydowanie kimś więcej. Rolę tę powierzono Michelle Williams. Wybór nie mógł być lepszy, zrobiła ona bowiem naprawdę porządny kawał roboty. Genialnie przedstawiła rozterki Marilyn, jej potrzebę miłości i dobrze skrywany brak pewności siebie, który wydawać by się mogło, w jej przypadku nie powinien mieć miejsca. Choć może o tej ponadczasowej aktorce nie wiem wiele, to jednak muszę przyznać, że w tym filmie Michelle nie grała Marilyn, a po prostu nią była . Każdy ruch bowiem był tak wyważony, a za razem tak naturalny, że całość świadczy o olbrzymich zdolnościach, którymi ta aktorka dysponuje, a które zaprezentowała nam właśnie w tym filmie.
Do przedstawienia nam właśnie takiej Marilyn służy jej relacja z Colinem Clarkiem. W rolę chłopaka wcielił się Eddie Redmayne i jak dla mnie poradził on sobie bardzo dobrze. Choć jego rola skazana była na pozostanie w cieniu Michelle, to jednak świetnie poprowadził historią, w której odkrywamy Marilyn, nie wybijał się na pierwszy plan, ale też nie dał się stłamsić. Pokazał, jak młody Colin dociera do niej, stara się zrozumieć i pomóc. Nie jest to jednak łatwe, bowiem problemy zakorzenione są naprawdę głęboko. Kobieta potrzebuje nieustannego wsparcia, a przede wszystkim bezwarunkowej akceptacji. Na planie filmowym rozwija się jej konflikt z Laurence'm Olivierem - w tej roli Kenneth Branagh. Cóż mogę powiedzieć? Wieloletnie doświadczenie zaowocowało i wyszła z tego bardzo dobra postać. Jego bohater Sir Laurence Oliver, ma zatarg z Marilyn. Nie rozumie jej problemów i trudów, na które jest skazana. Wszystko to Kenneth Branagh bardzo dobrze przedstawił. Choć ten film, to nie tylko świetne kreacje aktorskie, to jednak one właśnie sprawiają, że jest on tak dobry. Zrezygnowano bowiem ze wszystkiego, co mogłoby przeszkadzać i postawiono przede wszystkim na przedstawienie kreacji Marilyn, jakiej być może jeszcze nie znaliśmy. Nie powinniśmy szukać tu historii, która pochłonie serca, bo fabuła naprawdę nie jest bogata w zwroty akcji, czy wzruszające momenty. Całość bowiem opiera się właśnie na Marilyn i jej osobowości.
Jeżeli o mnie chodzi film jest naprawdę świetny. Nie ma tu mowy o banalności, czy odwaleniu roboty. Wszystko jest naprawdę tak, jak być powinno, a zjawiskowa Michelle Williams sprawia, że staje się on czymś, co powinni obejrzeć nie tylko fani Marilyn Monroe, czy wcielającej się w nią aktorki, ale wszyscy, którzy nie stronią od dobrego kina. Ja tymczasem śpieszę obejrzeć ,,Księcia i aktoreczkę", który był bazą do ,,Mojego tygodnia z Marilyn". Ten drugi gorąco Wam polecam!
Podobnie jak Ty, ja również nie jestem jakąś wielką fanką Marilyn. Jednak dobre kino lubię. Myślę, że się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńTakie kobiety, ikony, piękności, ale także kruche istoty bardzo mnie fascynują. Nie jako aktorki, piosenkarki czy inne pisarki, ale jako zwykłe osoby. Ich rozterki bardzo często pokrywają się z moimi. Wzruszają tym bardziej, że zazwyczaj widzimy łzy, tam gdzie cału świat widział uśmiech.
OdpowiedzUsuńJak już zaczęłaś przygodę z biografiami polecam "Sylvię" film o Sylvii Plath
OdpowiedzUsuńNa pewno obejrzę, ale kiedy nie wiem, bo czasu niestety brak. Muszę go sobie gdzieś zapisać, bo znając mnie pewnie zapomnę:)
UsuńJak najbardziej zgadzam się z Twoim wcześniejszym komentarzem. Często widzimy u ludzi właśnie taki uśmiech na pokaz, choć tak naprawdę z samopoczuciem jest zupełnie odwrotnie...
Jeśli mówimy o biografiach to polecam "Niczego nie żałuję – Edith Piaf". Film świetnie przedstawia sylwetkę piosenkarki z troszeczkę innej perspektywy podobnie jak Marilyn "Mój tydzień z Marylin".który nawiasem mówiąc uwielbiam <3
UsuńOglądałam film i jest świetny :)
OdpowiedzUsuńOglądałam już dawno temu, ale podobał mi się. Fanką Marylin też wielką nie jestem, ale mimo wszystko, wstyd nic o niej nie wiedzieć:)
OdpowiedzUsuń:) Ja go natomiast nie oglądałam, ale mnie intryguję, postaram się "rzucić" na niego okiem w najbliższej przyszłości. Co prawda ja również nie mam fioła na punkcie Marylin, ale uważam ją za dość ciekawą postać, więc film może mi się spodobać :))
OdpowiedzUsuńZaczajałam się na niego, ale w ostateczności do tej pory nie obejrzałam. Chętnie to zmienię :-)
OdpowiedzUsuńTeż chętnie obejrzę filmy z Marilyn, natknęłaś mnie :D
OdpowiedzUsuńFilm widziałam już jakiś czas temu i całkiem mi się podobał. :) Szczególnie rola Michelle - zgadzam się z tobą, że w filmie pokazała, że jest świetną aktorką :)
OdpowiedzUsuńOdwlekam wciąż zapoznanie się z postacią Marilyn, ale muszę w końcu się wziąć za jej osobę i wreszcie ją dokładnie poznać:)
OdpowiedzUsuńAż wstyd się przyznać ale nie miałam okazji obejrzeć żadnego filmu z je udziałem :)
OdpowiedzUsuńJeśli nadarzy się okazja to obejrzę ;) No i przeczytam książkę :D
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam, ale w wolnej chwili chętnie zobaczę :)
OdpowiedzUsuń