Autor: Marianne Fredriksson
Tytuł: Simon i dęby
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 396
Moja ocena: 9/10, 5+/6
Każdy z nas bardzo dobrze wie, że można spotkać różne książki. Niektóre z nich na pozór nic w sobie nie mają, a potem dopiero odkrywają przed nami swój geniusz. W innych pokłada się olbrzymie nadzieję, by się następnie zawieść lub zachwycić. Ja takie nadzieje pokładałam w ,,Simonie i dębach", a to za sprawą słynnego ,,Chłopca w pasiastej piżamie", bo właśnie do niego ,,Simon..." był porównywany.
Opowieść przedstawiona nam przez Marianne Fredriksson to historia niejakiego Simona Larssona. Chłopiec żyje wraz z rodzicami w Szwecji, w czasach wojennych. Choć jest to kraj neutralny, to jednak strach i bieda dotykają ludzi. Rodzice Simona - Karin i Eryk, adoptowali go, kiedy ten był mały. Wiedzą, że jest on najprawdopodobniej Żydem i obawy z tego powodu ich paraliżują. Simon poznaje w szkole pewnego żydowskiego chłopca - Izaaka. Pochodzenia nie staje jednak na drodze, do wielkiej przyjaźni, jaka się między nimi tworzy. Przeżyją oni wiele wzlotów i upadków, chwil trudnych i wymagających wzajemnego wsparcia, które otrzymają on siebie i swych rodzin.
Przyznaję, że ,,Chłopiec w pasiastej piżamie" jest mi znany jedynie z wersji filmowej i dlatego nie chcę tu zbytnio porównywać jego i ,,Simona i dębów". Nic jednak nie poradzę, że takie porównania same przychodzą na myśl. W tej pierwszej historii wrażliwość i końcowa tragedia przytłaczały odbiorcę i wyciskały łzy z oczu. W ,,Simonie..." nie znajdziemy już tego samego, ale sądzę, że nie powinniśmy też zbytnio szukać, bo dwóch takich opowieści nigdy nie znajdziemy. Nie myślcie jednak, że ,,Simon i dęby" to niewypał i kompletna porażka. Co to, to nie! Ta książka to niewątpliwie coś innego. Ma w sobie prawdziwość, która wylewa się z każdej strony i przejmuje do głębi. Całość dzieje się na tle wojennym, ale nie na tym głównie skupiła się autorka. Mamy tu oczywiście motyw żydostwa i ich ogromnej tragedii, jaką musieli przeżyć, jednak wojna to tylko tło. Ta książka to tak naprawdę powieść o dojrzewaniu i szukaniu siebie, tylko że oczywiście w czasach wojennych. Autorka przedstawia nam długą drogę, jaką człowiek musi przejść, aby w końcu doświadczyć spokoju. Pokazane są tu wszelkie życiowe rozterki, a także więzy, które łączą na pozór zupełnie obcych sobie ludzi.
Marianne Fredriksson poprowadziła to naprawdę mistrzowsko. Nic na dobrą sprawę nie nudziło. Powiedzieć, że książkę czytało się przyjemnie byłoby chyba nieodpowiednie do opisywanej historii, ale tak właśnie było. Momenty, które miały służyć zadumie, wywoływały ją. Te, które miały bawić, bawiły, a reszta stwarzała okazję do po prostu przyjemnej lektury. Wszystko na swoim miejscu, można by rzec. Jedyną tylko rzeczą, która mnie nie tyle irytowała, ile wydawała mi się niepotrzebna, były wątki metafizyczne. W innym wypadku może i by się sprawdziły, ale tu tylko zaśmiecały historię. Choć potem było naukowe wytłumaczenie, to i tak, jakoś mi ten motyw nie podszedł.
Bohaterowie również stoją na wysokim poziomie. Powierzchowność absolutnie nie wchodzi tu w grę. Nie tylko znamy dokładną historię każdego z nich, ale widzimy wiele warstw ich osobowości, które stopniowo możemy odkrywać. Na pierwszy plan wychodzi obserwacja. Patrzenie, na ich zachowanie, współodczuwanie problemów, szukanie przyczyn i skutków. Wszystko to wpływa na ich niesamowitą prawdziwość. Główny bohater Simon - to przykład postaci nie pozbawionej wad, ale takiej, którą lubimy pomimo nich. Chłopak nie jest wyidealizowany i to jak najbardziej punktuje. Na jego przykłądzie pokazana jest nienawiść, jaka często się rodzi w okresie dojrzewania, poszukiwanie siebie i problemy, które towarzyszą nam przez całe życie. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie również jego przybrana mama - Karin. Ta kobieta mogłaby przenosić góry.
,,Simon i dęby" to naprawdę piękna książka. Ma w sobie to ,,coś", czego często szukamy, a nie zawsze udaje nam się to znaleźć. To przede wszystkim opowieść o przyjaźni, która łączy ludzi, ale także o trudach, które na nas czekają. Prawda przepływa z niej na nas. Jeżeli się nad nią zastanawiacie, nie róbcie już tego! Gorąco ją Wam polecam!
Za możliwość przeczytania tej pięknej historii dziękuję portalowi Sztukater.pl!
Ostatnio poszukiwałam właśnie takiej książki, więc na pewno przeczytam, niebywale mnie zachęciłaś. Mam nadzieję, że „Simon i dęby” również ze mnie wyciśnie dużo łez. :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki/powieści osadzone w czasach II wojny światowej. Daje to obraz, jak okropnie było kiedyś i sprawia to, że docenia się to, co ma się teraz.
OdpowiedzUsuńLubię książki o tematyce wojennej, więc wydaje mi się, że ta pozycja powinna mi się spodobać. Chętnie się z nią zapoznam. :)
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja, która zachęci nawet kogoś, kto nie interesuje się tematyką wojenną. Ja uwielbiam takie klimaty i będę z niecierpliwością czekała na pojawienie się książki w naszym wiejskim "składziku". Pozdrawiam jesiennie z Borów Tucholskich:)
Ja takie tematy dopiero od niedawna zaczęłam czytać, bo wcześniej myślałam, że to nie dla mnie, ale jest wprost odwrotnie. Dziękuję za miłe słowa i wypatruj książki, bo naprawdę warto!
UsuńNie słyszałam dotąd o tej książce, więc jeszcze z większą ciekawością czytałam Twoją recenzję. :) Koniecznie muszę przeczytać "Simona i dęby", a także "Chłopca w pasiastej piżamie" - coś czuję, że wzruszę się przy nich, och wzruszę. :)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie :)
OdpowiedzUsuń"Chłopiec w pasiastej piżamie " był genialny, a skoro tę książkę można do niej porównać, musi mieć wielki poziom. Z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńChociaż nie są to moje klimaty, twoja recenzja mnie do niej zacheciła :)
OdpowiedzUsuńO "Simonie i dębach" usłyszałam zaledwie dzisiaj i ta książka przekonała mnie w jakiś sposób do siebie już samą piękną okładką :-) Nie czytałam (ani nie oglądałam) "Chłopca w pasiastej piżamie", więc nie będę miała do czego porównywać
OdpowiedzUsuńOkładka faktycznie jest piękna, a w środku również pięknie, także polecam!:) Co do ,,Chłopca" to muszę w końcu przeczytać książkę. Sam film był świetny, więc liczę, że książka też taka jest:)
Usuńw takim razie muszę tej książki poszukać :))
OdpowiedzUsuń