Kwiaty na poddaszu miałam ochotę poznać od naprawdę dawna. Czytałam wiele pozytywnych opinii, choć i tych negatywnych nie brakowało. Chciałam jednak sama zgłębić tajemnicę tej niezwykle kontrowersyjnej książki. Bo trzeba przyznać, że pomysł na fabułę nie jest wielokrotnie powtarzanym schematem. Jest czymś, co potem nawet strach kopiować.
Rodzina Dollangangerów na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od innych. Kiedy jednak ojciec umiera w tragicznym wypadku, uruchomiony zostaje ciąg szokujących zdarzeń. Matka musi wrócić do rodzinnego domu, w którym nie była od piętnastu lat i prosić swego ojca o wybaczenie. W przeszłości zrobiła bowiem coś, co sprawiło, że straciła zaufanie rodziców i została usunięta z testamentu. Na czas odzyskiwania zaufania ojca, dzieci zostają umieszczone na poddaszu. Rozpocznie się dla nich czas strachu i walki o przetrwanie.
Samo zamknięcie na poddaszu jest czymś, co z jednej strony intryguje, a z drugiej budzi pewne zastanowienie. Już ten początkowy pomysł pokazuje patologię całej sytuacji. Bo pomyślcie tylko, jak bardzo zwyrodniałym trzeba być, aby odciąć czworo niewinnych dzieci od świata. A cała książka jest taką patologią wypełniona. Począwszy od matki, która jest bardziej oddana pieniądzom, niż dzieciom, przez głodzenie i maltretowanie ich przez babkę, na zakazanej miłości skończywszy. Te wszystkie rzeczy, wzbogacone jeszcze o dodatkowe szczegóły, nie mogą się podobać. Mnie, czytanie o osobliwych relacjach, że to tak nazwę, między rodzeństwem, tylko odpychało. Wszystkie te sytuacje naprawdę bolą. Przeszywają do głębi i osobiście ranią. Ale może właśnie w tym cały sekret tej książki, bo mimo nienawiści do poczynań bohaterów, rodzi się w nas współczucie. Dla tego wszystkiego, co musieli znosić. Dla krzyw, które zostały im wyrządzone.
Ta książka nie jest arcydziełem również ze względu na język czy rozwój akcji. Infantylności dialogów niestety nie można tu uniknąć. Na początku powieści nie mogłam pozbyć się uczucia znudzenia. Niby wszystko ładnie pięknie, ale takie siedzenie na poddaszu przez całą książkę wydawało mi się nieco nudnawe. Dopiero w drugiej połowie zaczęło się wszystko rozkręcać, ale tak jak już pisałam wcześniej, była to ta cała seria naprawdę dotkliwych zdarzeń.
Nie mogę powiedzieć, że książka mi się podobała. Wstrząsnęła mną, to na pewno. Zainteresowała swoim psychologicznym wydźwiękiem i wzbudziła współczucie dla bohaterów. Tematyka jednak nie pozwala mi się nad nią rozpływać, bo nie ukrywam, że wielokrotnie wzbudzała we mnie odrazę. Taka ta książka właśnie jest. Pełna sprzeczności...
Moja ocena: 5/10
Virginia C. Andrews, Kwiaty na poddaszu/Flowers in the Attic, str. 384, Świat Książki, Warszawa, 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz