Mara Dyer. Tajemnica - Michelle Hodkin

17.11.14

W opinii mogą pojawiać się spojlery. Zazwyczaj staram się ich unikać, ale w tym wypadku jakoś nie mogłam się powstrzymać. Jeżeli więc nie czytaliście książki, omińcie akapit 3 i 4.

O Marze Dyer było głośno już na długo przed premierą. Wszyscy czekali z niecierpliwością, każdy chciał już ją mieć i w końcu przeczytać. Niektórzy postanowili czytać w oryginale, inni podjęli decyzję, aby zrobić sobie sprawdzian dla cierpliwości i potulnie czekać na ukazanie się jej w Polsce. I mnie cały ten szum nie ominął. Wiecie pewnie, że obok niektórych książek po prostu nie można przejść obojętnie. Właśnie taką pozycją była dla mnie Mara Dyer. Tajemnica. 

Jeżeli jeszcze nie wiecie, o czym ona jest, chętnie w kilku zdaniach przybliżę Wam jej fabułę. Mara Dyer przeżyła tragiczne zawalenie się budynku, podczas którego zgineła grupka jej znajomymi, w tym najlepsza przyjaciółka. Dziewczyna zdaje się nie pamiętać nic z wypadku. Co bardziej niepokojące, widzi swoich zmarłych przyjaciół, ma też koszmary, które są urywkami tej tragicznej nocy. Do obłędu doprowadza ją też fakt, że gdy wyobraża sobie śmierć jakiejś osoba, ta osoba ginie właśnie w taki sposób. Co dzieje się z Marą i czy pewien przystojniak pomoże jej w rozwiązaniu problemów, dowiecie się zaglądając do środka.

Dawno nie miałam takiego problemu przy ocenie książki. W Marze Dyer znalazłam bowiem wiele wad, jak i też wiele zalet. Powiem Wam najpierw o tych pierwszych. Zacznijmy może od głównego męskiego bohatera. Na początku Noah zachowywał się jak ostatni narcyz, który aby połechtać swoje ego, musi zdobyć każdą dziewczynę w szkolę. Chyba właśnie to sprawiło, że uprzedziłam się do niego na całą resztę książki. Michelle Hodkin nie uniknęła niestety pewnych schematów, które były widoczne zwłaszcza przy okazji bohaterów. Z Noaha musiał wyjść oczywiście zraniony wrażliwiec. Choć to odbudowało jego wizerunek, to niestety moja sympatia do niego jakoś się nie pojawiła. Nie mogło też zabraknąć przyjaciela odludka, czy młodszego, zabawnego brata. Może jeszcze to by mnie tak nie raziło, gdyby nie fakt, że tak naprawdę wszyscy byli stworzeni bardzo po łebkach. Ze schematu niestety nie wyłoniła się żadna indywidualność. Wyjątkiem była Mara, ale o niej później.

Szczątkowe opisy rzuciły mi się też w oczy przy okazji niektórych wydarzeń. Zdarzało się, że były one potraktowane bardzo po macoszemu. Również i romans, który nawiązał się między bohaterami, średnio przypadł mi do gustu. Często przysłaniał ciekawszą akcję, a sam w sobie nie miał niestety nic, co by przyciągnęło moją uwagę. Bohaterowie, a zwłaszcza znielubiony Noah, wygłaszali wiele górnolotnych refleksji, które niestety na dłuższą metę nie były niczym więcej, jak pustymi frazesami. Najgorsze dla mnie było jednak zdarzenie, a właściwie zabieg zastosowany przez autorkę, który pojawił się na końcu. Naprawdę ciężko mi zaakceptować, że z halucynacji i wizji, o których czytało się naprawdę świetnie, stworzyła jakieś dary, magiczne moce, które mają wytłumaczyć wszystko.

Jeżeli mówimy o halucynacjach i wizjach, to były one chyba rzeczą, która najbardziej podobała mi się w książce. Pojawiło się kilka momentów, kiedy włosy stawały dęba. Autorka w tym aspekcie spisała się na medal. Stworzyła historię, która okropnie ciekawiła. Tajemnica była obecna już w pierwszym rozdziale. Co ja mówię, już w przedmowie. Dzięki temu książkę przeczytałam w rekordowym tempie, a od początku roku szkolnego czytanie nie idzie mi już tak szybko, jak w wakacje. Mroczny klimat jest tym, co charakteryzuję tę książkę i nie pozwala myśleć o czymkolwiek innym. Jak już wspomniałam, Mara wydała mi się bardzo sympatyczną postacią. O ile można ją nazwać sympatyczną z tak wielką ilością mroku w sobie. W każdym razie polubiłam ją. Tak po prostu. Muszę też zaznaczyć, że mimo ilości rzeczy, które mnie irytowały, książkę czytało mi się naprawdę świetnie. Nie było tak, że przez wady nie mogłam zatopić się w lekturze. Mogłam i pomimo błędów polubiłam tę historię i jestem ciekawa, co będzie dalej.

Po tych długich rozważaniach mogę stwierdzić, że czas poświęcony Marze Dyer nie był stracony. Były zgrzyty, które nie pozwolą o sobie tak łatwo zapomnieć, ale mimo wszystko nie przeszkadzały mi one w radości z lektury. Cieszę się, że ją w końcu poznałam. A teraz będę czekać wypełniona niecierpliwością na kolejną część. 

Moja ocena: 6/10

Michelle Hodkin, Mara Dyer. Tajemnica/The Unbecoming of Mara Dyer, str.408, GW Foksal/YA!, Warszawa, 2014