Plakat ,,Idealnych matek" mówi nam, że otrzymamy coś prowokującego (to na pewno), zmysłowego (zależy, jak kto to rozumie) oraz fascynującego (no może).Wywołuje to w nas wygórowane oczekiwania, prawda?
Lil i Roz znają się od dziecka. Obie mieszkają w sąsiadujących ze sobą domach położonych nad samym oceanem. Lil od niedawna jest wdową, a mąż Roz wyjechał na południe do pracy. Każda z kobiet ma syna. Obaj są atrakcyjnymi młodymi mężczyznami o perfekcyjnych sylwetkach, którzy całymi dniami surfują i opalają się na niewielkiej plaży. Ten sielankowy spokój już wkrótce zostanie zburzony przez huragan emocji i pożądania. Wszystko zacznie się od namiętnego pocałunku jednego z synów z matką drugiego.
Opinie co do filmu są podzielone. Jedni się zachwycają, drudzy wyśmiewają. Mnie jest o nim ciężko mówić. Dramat ma wywoływać w widzu emocje i tu z pewnością tak było. We mnie po obejrzeniu go kotłowało się i kotłuje nadal. Sama nie wiem tylko, czy z powodu oburzenia, czy zachwytu, choć tego drugiego bym raczej nie podejrzewała. Z jednej strony bowiem ,,Idealne matki" poruszają pewien ciężki temat. Odkrywają społeczne tabu i wyjmują na światło dzienne pewne problemy. Film na pewno też prowokuje. Nie tylko momentami ostrymi scenami, ale samą tematyką. Bo powiedzcie, czy sytuacja, kiedy dwie matki, które zamieniają się synami, żeby stworzyć z nimi, jakąś namiastkę związku jest normalna? Dla mnie to patologia, jak i cała reszta poczynań bohaterów. Myślę jednak, że takie było założenie. Szokować, przekroczyć granicę i wywołać coś w rodzaju pozytywnego oburzenia. Pozytywnego dlatego, że przecież często czegoś takiego szukamy. Czegoś, co poruszy nas wewnętrznie i pokaże, że nie jesteśmy robotami w dobie komputerów i przypomni, ze coś jeszcze może wywołać w nas oburzenie, nie sprawiając za razem, że zostaniemy uznani zbyt pruderyjnych.
W głównych rolach obsadzono dwie utalentowane aktorki - Naomi Watts i Robin Wright. Według mnie poradziły tu sobie całkiem nieźle, ale co ja, nieznająca się osóbka mogę o tym wiedzieć i zarazem oceniać dwie poważane autorki. Nie mogę tego robić, a jedynie wypowiadam swoje skromne zdanie, pamiętajcie. Dla filmu owe panie pozbyły się maski makijażu, odsłaniając zmarszczki. Pokazały też, że mimo upływających lat, trzymają się całkiem dobrze. Partnerowali im piękni i młodzi: Xavier Samuel i James Frecheville. Świecili klatami, pokazywali mięśnie, a grać też źle nie grali. Może bez wielkiego zaskoczenia, ale w każdym razie nie najgorzej. Jak już wspomniałam ich sytuacja była patologiczna i chora. Ciężko jest więc oczekiwać takiego, a takiego zachowania, kiedy nawet nie wiemy, jakie ono powinno być. Czy aktorzy sprostali powierzonej im roli? Wierzę, że tak.
,,Idealne matki" można zaliczyć do kina ambitnego. Mają zaskakiwać i dawać do myślenia. Tematyka będzie prowokować, wywoła oburzenie i z pewnością nie wszystkim się spodoba. Ten film jest trochę jak koło fortuny, które nie wiadomo, co dla Was przygotuje. Może będziecie się zachwycać trudnym tematem i poruszonymi kwestiami, a może wyśmiejecie głupotę twórców. Ja uważam, że ,,Idealne matki" reprezentują obecnie w kinie, pozycję odchodzącą od płytkości i pozostającą w gronie tych bardziej ,,mądrych". Mimo tego, że produkcja nie do końca wywołała we mnie pozytywne emocje, to i tak uważam, że warta jest obejrzenia i wydania pieniędzy na bilet. A z powodu tych sprzecznych refleksji, pozwólcie, że powstrzymam się od wydawania oceny.