Jeżeli śledzicie mojego bloga w miarę regularnie, wiecie pewnie, jak wielką miłością obdarzyłam w wakacje serial Orange Is the New Black. Pokochałam go za świetną kreację psychologiczną bohaterek, niezwykle wciągającą fabułę i aktorów, którzy wykonują swoją pracę na 200%. Do kolejnego sezonu wciąż pozostało bardzo wiele czasu, dlatego, aby umilić sobie to oczekiwanie, postanowiłam przeczytać książkę, na której podstawie powstała ta produkcja.
Autorką, a zarazem główną bohaterką, jest tu Piper Kerman. Kobieta w młodości wplątała się w biznes importujący narkotyki. Choć zajmowała się jedynie towarzyszeniem swojej ówczesnej dziewczynie i dosłownie raz przewiozła walizkę z pieniędzmi przez granicę, to teraz przyszła pora, aby rozliczyć się ze swojego postępowania. W jej idealna życie u boku narzeczonego wkraczają federalni. I tak rozpoczyna się czas czekania na wyrok, proces, aż do kary w więzieniu Danbury. Kobieta będzie musiała nauczyć się sobie radzić w nowym miejscu, zrozumieć swoje postępowanie i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Choćby nie wiem, jak bardzo się chciało, nie da się uniknąć porównywania serialu i książki. I choć zazwyczaj to właśnie pierwowzór jest lepszy, tutaj sprawa ma się trochę inaczej. Głównym powodem jest fakt, że to nie jest taka znowu zwykła książka. Dziewczyny z Danbury to bowiem zbiór wspomnień autorki z jej pobytu w więzieniu. Piper Kerman nie stara się tworzyć zawiłej fabuły, przedstawiać nam na siłę intrygujących wydarzeń czy szokującymi momentami zmusić do dalszego czytania. Autorka przybrała bardzo dokumentalny styl, za pomocą którego przedstawia nam swój pobyt za kratkami. Jest świadkiem, ale też obserwatorem wydarzeń i bardzo dokładnie, lecz bez zbytniego koloryzowania, pokazuje, co się działo. W serialu zaś doświadczamy wszystkich tych zabiegów, które przykuwają naszą uwagę, szokują, ale też takich, które ułatwiają zakochiwanie się w produkcji. Nie da się więc ukryć, że właśnie przez te rzeczy, serial wzbudza większą uwagę w przeciętnym człowieku. Muszę jednak przyznać, że książka jest z pewnością o wiele bardziej autentyczna. Czytając ją, da się odczuć, że te wydarzenia faktycznie się zdarzyły i choć czasem okrutne, naprawdę miały miejsce, a nie zostały nam zaserwowane na ładnie przystrojonej telewizyjnej tacy.
Jak już wspomniałam wyżej, autorka bardzo autentycznie przedstawia więzienne życie. Pokazuje, jak okrutny może być system dla więźniarek i jak trudna potrafi być resocjalizacja. Nie owija w bawełnę. Przedstawia system więzienny w sposób, w jaki go doświadczyła. Odchodzi od utartego schematu przemocy na każdym kroku, która czeka w więzieniu. Uświadamia, że skazanym także należy się szacunek, a o ich prawach nie można zapominać. Właśnie poruszenie tych kwestii, czyni z jej książki pozycję tak wartą przeczytania. Rzeczywistość, którą przedstawia autorka, naprawdę ciekawi, a jej więzienne historie czyta się z wielkim zaangażowaniem.
Do tego dochodzi bardzo dobre przedstawienie innych osadzonych. Pani Kerman nie wplątuje ich na siłę w fabułę. Bohaterki w jej opowieści pojawiają się i znikają, tak jak działo się to też w więzieniu. Sprawiło to niestety, że ciężko było mi zapamiętać ich imiona i jeżeli nie były więźniarkami, z którymi autorka miała bliski kontakt, niestety bardzo się myliły. Nie było też mowy o porównywaniu bohaterek z serialem. Imiona są zmienione, podobnie jak i cechy charakteru, dlatego już na początku stało się dla mnie jasne, że nie poczytam wiele o moich ulubienicach z serialu. Samą Piper polubiłam o wiele bardziej, niż tą na ekranie. Była o wiele bardziej otwarta, sympatyczna i pomocna. A co więcej, mniej egoistyczna, niż ta wykreowana przez stację. Właśnie takiej głównej bohaterki brakuje mi w serialowej wersji.
Bardzo się cieszę, że przeczytałam Dziewczyny z Danbury. Choć nie da się ukryć, że to serial ma to coś, co przyciąga uwagę i zdobywa serca fanów, to książka jest równie bardzo godna uwagi. To świetna relacja z pierwszej ręki z więziennego życia, a bardzo dobry sposób jej przedstawienia sprawia, że czyta się ją doskonale.
Moja ocena: 7/10
Piper Kerman, Dziewczyny z Danbury/Orange Is the New Black, str. 346, Replika, Zakrzewo, 2013
Nie znam tego serialu, ale książkę chętnie bym przeczytała, skoro są to wspomnienia więźniarki :)
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco zarówno serial, jak i książkę!:)
UsuńAni serial, ani książka nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńSerialu nie oglądam, ale za książkę pewnie się też nie zabiorę.
OdpowiedzUsuńWidziałam, że często o tym serialu piszesz, ale jakoś się nigdy nim nie zainteresowałam. Muszę obejrzeć kilka odcinków i zobaczyć czy mi się spodoba. Albo przeczytać książkę ;))
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia, że jest książka. (Hańba, Sherry. Hańba.) I jestem zaskoczona. Strasznie mnie zaciekawiłaś tym autentycznym opisaniem pobytu w więzieniu. To musi być coś... naprawdę makabrycznego i... niecodziennego, czytać o czymś takim. Ale o ile książką jestem zaintrygowana, o tyle najpierw wolałabym się zapoznać z serialem, przed czym się wzbraniam już któryś miesiąc. (Beznadziejna Sherry, beznadziejna) Ciągle poznaję nowe seriale i te starsze, które mam zapisane na liście, gdzies mi umykają. :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sherry
No właśnie nie było aż tak makabrycznie. Autorka przedstawia trochę inny obraz więzienia, niż ten powszechnie znany. No nieładnie, nieładnie, koniecznie obejrzyj serial! Książkę oczywiście też polecam!:)
UsuńChętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńCzasem się zdarza, że adaptacje serialowe czy telewizyjne wydają się być lepszymi rzeczami niż książki, ale i tak chętnie bym ją przeczytała, może ona by mnie przekonała do sięgnięcia po serial :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie oglądam tego serialu, ale książka zapowiada się doskonale.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nowego sezonu OITNB - wypuszczanie wszystkich odcinków na raz to terror na widzach. Wciąga się sezon ,,na raz", a potem trzeba czekać i czekać, a twórcy nie mają litości - szczególnie po takim finale :).
OdpowiedzUsuńRównie wielkie tortury byłyby, gdyby trzeba było czekać na każdy kolejny odcinek cały tydzień. :P Ach, ja już chcę nowy sezon!! :D
UsuńMnie też serial podoba się bardziej, książka nie była tak ciekawa, ale cóż - to rzeczywistość ;) Wiadomo, wszystko w TV jest trochę podkoloryzowane.
OdpowiedzUsuń