Autor: Zoe Marriott
Tytuł: Cienie na księżycu
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Liczba stron: 448
Moja ocena: 9/10, 5+/6
Zastanawialiście się kiedyś, jak ważne jest dla Was to co
posiadacie? Nie drogi telefon, modne ciuchy czy inne materialne dobra. Myśleliście
kiedyś ile znaczy dla Was dom, rodzina i sama przynależność do jakiegoś
miejsca? Z pewnością dla każdego z nas są to jedne z najważniejszych rzeczy.
Dzięki nim czujemy, że jesteśmy coś warci, wiemy, że jest miejsce i ludzie, do
których zawsze możemy wrócić i zawsze poczujemy tam, z nimi, że jesteśmy coś
warci. A co by było, gdyby nas tego pozbawiono w jednej chwili? Jakbyśmy się
czuli? Czego byśmy w tedy pragnęli?
Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Suzume. Jednego dnia
wiodła szczęśliwe życie wraz z rodzicami i kuzynką, którą traktowała jak
siostrę, a następnego jej ojca oskarżono o zdradę i zabito. W tragedii zginęła także jej kuzynka. Dziewczyna
musi zamieszkać w domu ojczyma i udawać, że wszystko jest, jak należy. Pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że to nowy mąż matki stoi
za tą tragiczną zbrodnią. Nie pozostaje jej nic innego, jak tylko
ucieczka. Od tej chwili każda chwila jej życia będzie przyporządkowana tylko
jednej rzeczy – zemście.
W świecie podporządkowanym kulturze amerykańskiej, gdzie
większość filmów, restauracji, a także i książek sprowadza się do zachodnich
wzorców, miła jest jakaś odmiana. Z wielką chęcią więc, będąc w bibliotece
sięgnęłam po „Cienie na księżycu”. Umieszczenie akcji w średniowiecznej Japonii
było dla mnie okazją do przeczytania czegoś, co zapoznałoby mnie nieco bliżej z
kulturą tego pięknego kraju. Kiedy po dłuższym czasie oczekiwania, w końcu po
nią sięgnęłam, zakochałam się w opowiadanej historii już od pierwszych stron.
Albo nawet i wcześniej. Już sama okładka przyciąga na tyle,
że obok książki nie możemy przejść obojętnie. Niby nic w niej niezwykłego, ale
oczy dziewczyny mają w sobie „to coś”. Hipnotyzują nas i przyzywają do
zagłębienia się w opowieść o Suzume. W środku jest równie dobrze. Jak już
wspomniałam umieszczenie akcji w średniowiecznej Japonii było genialnym
pomysłem. Chciałam czytać dalej choćby ze względu na możliwość dłuższego
przebywania (tak, wiem że nie naprawdę) w tym miejscu. Czytając poznajemy wiele warstw
społecznych tego kraju w tamtych czasach – bogate rodziny, żebracy, gejsze. Z
pewnością wiecie, że książka obyczajowa to nie jest. Historia skupia się wokół
magicznych zdolności bohaterki. Nie było to jednak rzucanie zaklęć i parzenie
magicznych wywarów. Co to, to nie. Autorka zaserwowała nam coś zdecydowanie
innego, tajemniczego i wciągającego. Mowa tu o tkaniu iluzji. Z pewności można
było to zepsuć i uczynić nudnym, jak kolejne odcinki „Mody na sukces”. Tak się
jednak nie stało. Autorka opisała wszystko w sposób tak ciekawy, że banał stał
się mistrzostwem.
Historia podzielona jest na trzy, następujące po sobie wraz z
transformacjami głównej bohaterki części. Sprawiało to, że akcja biegła
zdecydowanie szybciej, niżbym chciała. Oddałabym bowiem wszystko, żeby spędzić
nieco więcej czasu w tym magicznym świecie. Pani Zoe Marriot pisze w sposób tak
magnetyzujący, że nie sposób się oderwać. Nie czułam się ani w jednej chwili
przytłaczana przez opisy rzeczywistości, a nawet więcej, byłam na nie tak
łakoma, jak dziecko na watę cukrową. Widać, że autorka włożyła w książkę wiele
pracy i za to właśnie należy bić jej brawa. Na końcu znaleźć możemy słowniczek
japońskich wyrazów użytych w książce – rzecz jak najbardziej trafiona i
przydatna.
Fabuła toczy się wokół głównej postaci – Suzume . Mam w
stosunku do niej mieszane uczucia. Poznajemy ją w dniu czternastych urodzin, a następnie czytamy o wszystkich okropieństwach,
jakie musiała znieść. Ale czy to tak do końca usprawiedliwia jej czyny? A może
należy to zrzucić na młody wiek? No ale przecież, dziewczyna potem dorosła. To
może na inną kulturę i to, że ludzie w średniowiecznej Japonii mogli się
zachowywać inaczej niż my teraz? To wszystko prawda, lecz nie zmienia to faktu,
że czyny Suzume mnie niewyobrażalnie irytowały. Wszystko to mogę zrozumieć, a
jakże. Jednak jej głupota, chęć zemsty, samo wypieranie się szczęścia
sprawiało, że najchętniej wykupiłabym jej pakiet sesji u psychologa. Bogu
dzięki, że na koniec się zmieniła i zrozumiała swe błędy. Dzięki temu odzyskała
choć trochę szacunku w moich oczach. W „Cieniach
na księżycu” poznajemy też wiele innych, malowniczych bohaterów. Wszyscy są
naprawdę bardzo dobrze wykreowani. Każdego z nich autorka dopracowała, jak
tylko się da i sprawiła, że zapadną w mojej pamięci na bardzo długi czas.
„Cienie na księżycu” to zdecydowanie nie opowiastka na nudny
wieczór. To prawda, że czyta się ją bardzo dobrze, jednak ta książka to
zdecydowanie więcej. Porusza pewne problemy i szuka odpowiedzi na nurtujące nas
pytania. Po jej przeczytaniu z pewnością dowiemy się, czym jest prawdziwe piękno,
przypomnimy sobie o wartościach, jakie powinny być w naszym życiu
najważniejsze, a przede wszystkim dotrze do nas, czym jest prawdziwe szczęście.
Pani Zoe Marriott stworzyła historię, która zajmie w mojej pamięci miejsce
szczególne. Długo zastanawiam, co w niej jest takiego niezwykłego, co sprawiło,
że książka aż tak mi się podobała. Z pewnością wszystkie te rzeczy, które
opisałam miały na to wpływ. Pozostaje jeszcze jeden magiczny czynnik, który
każe mi z całego serca polecić Wam tę książkę. Nie traćcie żadnej więc żadnej okazji, żeby
się z nią zapoznać i dajcie się oczarować, jak ja klimatowi średniowiecznej Japonii!
Masz rację - okładka niesamowicie przyciąga uwagę i po jej zobaczeniu poczułam zaintrygowanie ;)
OdpowiedzUsuńAle nie jestem pewna czy po nią sięgnę, bo fabuła mnie niestety nie zainteresowała. Ale może kiedyś dam jej szansę ;)
Na pierwszy rzut oka fabuła faktycznie nie zachęca jakoś specjalnie, ale uwierz mi, w środku jest o niebo lepiej:)
UsuńWow :D Przydałoby się przeczytać, bo widać, że warto :)
OdpowiedzUsuńOdrobinę zraziłam się do tej autorki po "Królestwie Łabędzi", ale dam jej jeszcze jedną szansę.
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się spodobała. Teraz czeka na mnie "królestwo łabędzi" ^^
OdpowiedzUsuńWszyscy ją tak bardzo polecają, no! A ja ciągle mam obawy, ale chyba jednak w końcu się skuszę.
OdpowiedzUsuńSporo słyszałam o tej książce, i mam na nią wielką ochotę :).
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę ją przeczytać. Jestem ciekawa losów Suzume, no i do tego Japonia... :D
OdpowiedzUsuńMoże nie podobała mi się aż tak bardzo jak Tobie, ale autorce naprawdę trzeba pogratulować dobrego pomysłu i wykonania :)
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa Twojej recenzji na temat tej książki! Podobała mi się tak samo jak Tobie! To magiczna i nietuzinkowa książka!
OdpowiedzUsuńrecenzja dodana do wyzwania,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad tą książką, przekonałaś mnie :) Sięgnę po nią z pewnością ;) /SMF
OdpowiedzUsuń