Filmowe weekendy: O północy w Paryżu

31.5.13

Paryż jest niewątpliwie wyjątkowym miastem. Kojarzy się z idyllą zakochanych oraz przystanią dla artystów. Malownicze uliczki, piękne zabytki i przepyszne jedzenie przyciągają do siebie turystów. Paryż też bardzo klimatycznie wygląda w deszczu. Taki spacer porusza zmysły romantyków i dodaje weny do twórczej pracy. W mieście tym jest jeszcze inna, magiczna rzecz. O północy bowiem dzieją się tam rzeczy, o których nawet nie zdajecie sobie sprawy...

Pewna dwójka narzeczonych: Gila i Inez pojechali tam, aby zaplanować ślub. Miasto zakochanych nie podziała jednak dobrze na ich relację. Uświadomią sobie, jak bardzo się od siebie różnią, a ich miłość zostanie wystawiona na próbę. Na ich drodze staną ludzie, którzy pokarzą im, czy ich związek ma naprawdę sens.



Woody Allen został okrzyknięty jednym z najoryginalniejszych artystów współczesnego kina. Ma na swoim koncie wiele filmów, a jego nazwisko przewija się wszędzie. Zaskakuje wielu, czy to pozytywnie czy negatywnie. Ostatnimi czasy stwierdziłam więc, że to niewyobrażalny wstyd nie zapoznać się z ani jednym jego dziełem. Tak oto zasiadłam przed laptopem i rozpoczęłam oglądanie ,,O północy w Paryżu".




Pod banalnym opisem Woody Allen ukrywa prawdę zdecydowanie głębszą. Pokazuje jedną ważną rzecz, a mianowicie, że żadne życie nie jest tak do końca beznadziejne. Z ową beznadziejnością każdy musi się mierzyć, ale tylko od nas zależy, czy ją zaakceptujemy i uczynimy z niej coś wyjątkowego, czy pogrążymy się w smutku i będziemy egzystować bez celu z dnia na dzień. Motyw niezwykle pocieszający na gorszy dzień. Po obejrzeniu filmu z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Allen jest mistrzem w tworzeniu klimatu. Już od pierwszych minut oglądania zostajemy wrzuceni w charakterystyczną dla Paryża atmosferę, która nie opuszcza nas ani na chwilę. "O północy w Paryżu" jest filmem w dosłownym znaczeniu magicznym. To zdecydowanie uczta dla romantyków i marzycieli. Nie znajdziemy tu szybkich zwrotów akcji czy rozlewu krwi. Z pewnością też nie wzruszymy się do łez, ale nie na tym to ma polegać. Malowniczy obraz, który został wykorzystany sprawia, że możemy poznać magiczne zakątki Paryża (nie tylko tego współczesnego, bowiem ten z lat 20-tych jest znacznie bardziej ciekawy) oraz poznać historię pokrzepiającą serca. 

Woody Allen zaprosił do współpracy znamienitych aktorów, którzy nie mogli nie spełnić powierzonego im zadania. Jestem pod wielkim wrażeniem Marion Cotillard, którą pokocham po obejrzeniu ,,Incepcji". Ma w sobie olbrzymie pokłady klasy i wdzięku, co w tym filmie sprawdziło się genialnie. Każdy przyzna, że piękna z niej kobieta, a i aktorką też jest bardzo dobrą. Owen Wilson świetnie przedstawił nieporadnego, romantycznego, pozostającego pod wpływem narzeczonej Gila. Nie powiem, trochę mnie tym irytował, ale jestem w stanie mu wybaczyć. Moja ukochana Rachel McAdams, jako władcza narzeczona również bardzo dobrze się sprawdziła. Do tego dodajmy Kathy Bates, Adriena Brosy i Carle Bruni i mamy warstwę aktorską światowej klasy.

Jak już wspominałam filmów Allena nie zmam i ten był moim pierwszym spotkaniem z reżyserem, więc dobrego porównania do poprzednich dzieł nie mam. Mogę mimo wszystko zapewnić, że ,,O północy w Paryżu" Was nie zawiedzie. To bardzo ciepły, wykonany na wysokim poziomie film. Gorąco polecam! 



Moja ocena: 9/10
Read more ...

Stos #4/2013

29.5.13
Jak pewnie zauważyliście dawno nie dodawałam żadnego stosu. Było to spowodowane głównie tym, że postanowiłam nadrobić trochę zaległości ze stosów poprzednich, a także przedstawić za jednym zamachem jeden większy zbiór niż dwa małe. Tak oto więc prezentują się moje zdobycze z  ostatnich dwóch miesięcy:





  • ,,Nigdy i na zawsze" Ann Brashares - genialna recenzja Caroline Ratliff sprawiła, że nie mogłam przejść obojętnie obok tej książki w taniej księgarni.
  • ,,Gwiazd naszych wina" John Green - jej zakup idealnie uczcił Dzień Książki. Po tylu zachwytach musiałam ją mieć i ja. Teraz tylko czeka na przeczytanie.
  • ,,Angelfall" Susan Ee - prezent urodzinowy od przyjaciółki. Dziękuję bardzo!
  • ,,Ocalić Julię" Suzanne Selfors - od portalu Sztukater.pl [RECENZJA]

  • ,,Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" Jennifer Echols - od wyd. Jaguar
  • ,,Tak blisko..." Tammara Webber - j.w [RECENZJA]
  • ,,Partials Częściowcy" Dan Wells - j.w. [RECENZJA]
  • ,,Miasto zagubionych dusz" Cassandra Clare - promocja w Empiku z okazji jubileuszu wyd.Mag. Świetna okazja, bo mogę skompletować jedną z moich ulubionych serii w korzystnej cenie. Na szczęście promocja trwa do 8 czerwca, więc może jeszcze zdążę kupić pozostałe części.
  • ,,Miasto kości" Cassandra Clare - j.w.



Teraz stos biblioteczny:

  • ,,Pandemonium" Lauren Oliver - ostatni nabytek i potwierdzenie mojego nieodwołalnego uzależnienia.
  • ,,Pretty Little Liars Niewiarygodne" Sara Shepard"
  • ,,Magiczna gondola" Eva Voller
  • ,,Córka łowcy demonów" Jana Oliver
  • ,,Trafny wybór" J.K. Rowling - choć przygód Harrego jeszcze nie czytałam, pomyślałam, że taka trzeźwa recenzje (jeszcze) niefanki może być czymś ciekawym.
  • ,,Złodziejka książek" Markus Zusak - tyle pozytywnych recenzji zrobiło swoje i obok książki po prostu nie mogłam przejść obojętnie.

W zdobyczach brakuje ,,Genezy" Jessicy Khoury (]RECENZJA]). Była ona na innym zdjęciu, w którym znalazłam wiele denerwujących mnie rzeczy i postanowiłam zrobić nowe, a  ,,Geneza" została oddana już do biblioteki. Brakuje także ,,Kim jesteś, Sky?" Joss Stirling od Sztukatera. Właśnie ją czytam, także pojawi się w kolejnym stosiku.
Jak widzicie, trochę się tego nazbierało. Już nie mogę doczekać się wakacji, żeby to wszystko przeczytać bez wyrzutów sumienia. :)

Jak spędzacie długi weekend?
Pozdrawiam!
Read more ...

Ocalić Julię - Suzanne Selfors

26.5.13




Autor: Suzanne Selfors
Tytuł: Ocalić Julię
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 274
Moja ocena: 6/10, 3+/6











Całe życie jesteś sam. Zmagasz się z wieloma problemami, pokonujesz trudności, jakie gotuje dla Ciebie los, ale najgorsze jest to, że masz wrażenie, że nie jesteś rozumiany. Pocieszę Cię, nie Ciebie pierwszego to spotyka. Od zarania dziejów ludzie musieli się z tym mierzyć. Kiedyś żyła sobie dziewczyna, którą rodzice chcieli wydać za mężczyznę, którego nie kochała. Problem powszechny, ale ta dziewczyna nie uległa, nie chciała pogodzić się ze swoim losem. Żył też sobie chłopak, nieszczęśliwie zakochany. Życie nie miało dla niego sensu, bez jego wybranki, która o zgrozo, wybrała zakon zamiast niego. Co by się stało gdyby los połączył tę dwójkę? Powiem Wam. Spadłaby na ich niewiarygodna, ponadczasowa miłość. Odmieniłaby ona ich życie i sprawiła, że inaczej spojrzeliby na świat. Niestety nie skończyłaby się ona dla nich dobrze.

Tak oto przedstawia się zarys ponadczasowej tragedii Szekspira ,,Romeo i Julia". Wszyscy ją znamy i pewnie nie jeden wylał może łez czytając dzieje tej dwójki. A gdyby ich los nie musiał się tak kończyć? Gdyby ktoś mógł go zmienić? Na przykład jakaś dziewczyna, grająca Julię w teatrze? Jedna z nich - Mimi - tak jak Julia nie była w stanie pogodzić się z własnym losem. Występy na scenie, obok bożyszcza nastolatek przyprawiały ją o wielką tremę, matka nie pozwoliła jej wyjechać na studia, a zobowiązania rodzinne niewyobrażalnie ją przytłaczały. Zrządzenie losu przygotowało dla niej swego rodzaju wybawienie. Dało jej szansę, na zrozumienie pewnych spraw w swoim życiu i nadaniu szczęśliwego zakończenia pewnej tragedii miłosnej. Dziewczyna przeniesie się w czasy Romea i Julii i będzie walczyć o ich szczęście. Czy uda jej się coś zmienić?

,,Ocalić Julię" jak sam tytuł i okładka sugerują odwołuje się do realiów Romea i Julii. Suzanne Selfors postanowiła połączyć dwa światy - współczesny i ten XVI-wieczny, aby pokazać nam, że owa tragedia wciąż jest aktualna i wciąż może znajdować odzwierciedlenie w naszym życiu. Najpierw sugeruje nam, że jesteśmy niewolnikami własnego losu, że nie mamy na niego wpływu, a inni decydują za nas. Później jednak możemy zaobserwować wyraźne przesłanie, aby wziąć życie we własne ręce, bo wszystko jest możliwe, a zawsze przecież może być gorzej. Autorka nie spoczęła tylko i wyłącznie na znanej nam fabule. Postanowiła zmienić to i owo. Pokazała przez to, że jeden czyn, może niewypowiedzianie zaważyć na naszej przyszłości. Jestem jej bardzo wdzięczna, za ten zabieg, bo dzięki niemu książka nie była nudna. Naturalnie, że były odwołania do znanej nam tragedii, jednak mimo wszystko jej opowieść wniosła coś nowego.

Książka jest dość cienkich rozmiarów i jak pewnie wiecie dla mnie to niezbyt dobrze. Zdążyłam się wkręć, a musiałam już kończyć. Odwołania do ,,Romea i Julii" dość lubię, więc pomysł nie wydał mi się oklepany, jednak czytanie tej historii nie porwało mnie jakoś specjalnie. Może dlatego, że autorka nie stworzyła znanej mi atmosfery tego dramatu. Wszystko było jakieś takie zbyt powierzchowne. Opisy nie oddawały klimatu, ani jakoś specjalnie nie zachęcały do dalszego czytania. Jeszcze bardziej dziwne było to, że mimo że bohaterka przeniosła się do Werony, to mówiono tam nowoczesnym angielskim. Niby jest o tym wspomniane i wytłumaczone, jednak mimo wszystko mnie to raziło. Przecież gdyby umieścić wydarzenia naszych czasów we Włoszech, nie w Stanach Zjednoczonych, a mimo to pisać po angielsku to wszystko byłoby ok, czyż nie? Pod względem językowym książka nie stoi na jakimś specjalnie wysokim poziomie. Dla młodszych czytelników, będzie ok, jednak tym bardziej wymagającym się to nie spodoba.

Co do bohaterów, to moja opina jest podzielona. Tych XVI-wiecznych, jak najbardziej polubiłam. Widziałam, że autorka włożyła pracę, aby tchnąć w nich duszę. Sprawiła też, że zaczęłam ich postrzegać nieco inaczej. Suzanne Selfors każdemu z nich nadała cechy, o których byśmy ich nawet nie podejrzewali i sprawiła przede wszystkim, że byli jacyś. Nie mówię, że wszystkich polubiłam i pozostaną w mojej pamięci - Romeo dajmy na to strasznie mnie irytował - mimo to, widzę, że autorka miała pewną wizję i w jakimś stopniu udało jej się ją spełnić. Co do tych współczesnych, to wywoływali oni u mnie jedynie skrajną irytację. Zarówno Mimi, jak i Troya nie mogłam zrozumieć. Nie będę wchodziła w ich indywidualne cechy, bo nie o to chodzi. W każdym razie, oboje byli niedopracowani i strasznie szablonowi. Miało wyjść między nimi wielkie uczucie, a skończyło się na marnej podróbie młodzieńczego zauroczenia.

I jeszcze okładka, na której drobny szczegół nie daje mi spokoju. Ogólny zarys, jak najbardziej mi się podoba. Dziewczyna pasuje to klimatów w książce, wszystko ładnie, pięknie, tylko co robi tu ta guma? Dla mnie dodaje tylko kiczu i niszczy cały efekt. Usunęłabym też cytat z recenzji, których na okładkach nie lubię i wszystko byłby wtedy ok.

,,Ocalić Julię" to kolejna pozycja na podstawie znanego wszystkim dramaty Szekspira. Nie gwarantuje jej to jednak sukcesu, bo książka jest średnia. Ma swoje plusy, jak chociażby nowe spojrzenie na bohaterów, ciekawe przesłanie, czy intrygujące wydarzenia. Mimo to, wykonana jest na poziomie średnim. Nie czuć, że będzie to coś wielkiego, odkrywczego i pozostającego w naszej pamięci na wieki. Na nudny wieczór nada się jak najbardziej. Pokaże Wam nieco inne spojrzenie, na tę znaną wszystkim historię. Decydujcie więc sami, czy macie na nią ochotę.

Za możliwość przeczytanie dziękuję portalowi Sztukater!


Z pewnością wiecie o zmianach, które się szykują. Podoba się nam to, czy nie, właśnie to nas czeka. Mówię tu oczywiście o Google+. Mogą to być oczywiście plotki, jednak postanowiłam się zabezpieczyć. Także zapraszam do dodawania mnie do kręgów i proszę o namiary na Was.
Pozdrawiam!




Read more ...

Geneza - Jessica Khoury

22.5.13





Autor: Jessica Khoury
Tytuł: Geneza
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 511
Moja ocena: 8/10, 5/6










,,Jesteś doskonała" - powtarzali jej od zawsze. Została przecież stworzona, aby taką być - idealną pod każdym względem. Niczego jej nie brakuje, a każdy chciałby zamienić się z nią miejscami. Jedna znacząca rzecz odróżnia ją jednak od innych - jest nieśmiertelna. Dobrze słyszycie! Nie można jej zabić. Nie jest wcale łątwo z tym żyć. Nam, zwykłym śmiertelnikom mogłoby się to wydawać świetne, jednak na dłuższą metę nieśmiertelność może zmęczyć. Ciągłe poczucie wyobcowania wprowadza w depresję, a jeżeli dodać do tego oderwania od świata, nie może z tego wyjść nic dobrego.

Właśnie w takich warunkach przyszło żyć Pii. Tajna grupa naukowców, żyjących w amazońskiej dżungli odkryła sekret nieśmiertelności. Praca nad stworzeniem człowieka, który nie mógłby umrzeć trwała wiele lat. W końcu naukowcom udało się tego dokonać. Nieśmiertelna dziewczyna - Pia - przez siedemnaście lat zachowywała się tak, jak chcieli. Wypełniała wszelkie polecenia, zgadzała się na okrutne testy, a wszystko po to, aby dołączyć do ich grupy i móc stworzyć osoby podobne do niej. W dniu siedemnastych urodzin przestaje jej to wystarczać - buntuje się i ucieka przez dziurę w płocie. Od tej chwili pozna wiele tajemnic, których nigdy nie miała poznać i zmieni swoje postrzeganie świata.

Po wielu pozytywnych recenzjach nabrałam wielkiej ochoty na debiutancką książę Jessici Khoury. Ta młodziutka, bo licząca zaledwie 22 lata autorka, miała stworzyć podobno bardzo obiecującą i wciągającą książkę. Jej życiorys mówi nam, że kobieta mieszka z mężem w Tocoa, pisze, reżyseruje sztuki i trenuje drużynę piłkarską - nie można jej nie polubić, czyż nie? Czy to jednak wystarczy, aby i książka przypadła nam do gustu?

Niestety niczym się tutaj nie wyróżnię, nie pokarzę Wam moich sprzecznych poglądów, ani nie odkryję drugiego dna tej książki. Dlaczego? Bo niewypowiedzianie przypadła mi do gustu. Zacznijmy od samego pomysłu na fabułę, który przyznać musicie, że jest bardzo innowacyjny. Już samo umieszczenie akcji w amazońskiej dżungli dodaje książce, czegoś niespotykanego wśród innych pozycji z tego gatunku. Pani Khoury w bardzo ciekawy sposób opisała ,,przepis na nieśmiertelność". Odeszła od powszechnego motywu zaszczepienia wiecznego życia od istot paranormalnych i wykreowała to po swojemu. Historia tego, ośmielę się nazwać zjawiska, była opisana w najdrobniejszych szczegółach i nic jej nie można zarzucić.

,,Geneza" jest dość opasłym tomiskiem, co jednym się spodoba, innym nie. Ja zaliczam się do tych pierwszych, bo lubię, gdy jest co czytać, a akcja nie kończy się zaraz po tym, gdy się rozpocznie. Wydarzenia są naprawdę bardzo dobrze opisane, co właśnie sugeruje liczna stron. Autorka przedstawia wszystko w czasie teraźniejszym. Zwykle nieco mnie to denerwuje, jednak tutaj tak nie było. Język jest przystępny, a opisy w większości nie męczą (choć te przyrody muszę przyznać, że niestety tak). Akcja płynie gładko, tak abyśmy mogli poznać historię wydarzeń i wprowadzić się w świat przedstawiony, by na koniec przyspieszyć i dostarczyć nam niezapomnianych emocji. Całość przedstawia się naprawdę świetnie.

Kreacja bohaterów również stoi na wysokim poziomie. Główna postać - Pia - zmienia się wraz z upływem akcji. Najpierw jest gotowa zrobić wszystko, byle tylko poznać sekret nieśmiertelności i stworzyć istoty podobne do niej. Stopniowo budzą się w niej wątpliwości i bunt. Mimo że poznaje nowe życie, które ją przyciąga, to początkowe pragnienia nadal się w niej kryją. Autorka świetnie przedstawiła jej niepewności i zmianę w pojmowaniu świata. Zaczynając czytać odebrałam Pię, jako nieco niedojrzałą i zbyt podatną na wpływ środowiska. Dopiero potem dotarło do mnie, że taka właśnie powinna być. Ze względu na swoją sytuacje właśnie tak powinna się zachowywać. Inaczej można by to było odebrać za śmieszne. Co do leśnego chłopaka - Eio - to odebrałam go jakoś tak nie w pełni. Ciągle miałam wrażenie, że czegoś mu brakuje i coś bym dodała do jego postci. Nie był źle wykreowanay, po prostu ja go nie uwielbiałam. Co oczywiście nie znaczy, że Wy nie będziecie. Początkowo też miała wrażenie, że naukowcy stworzeni są jakoś źle. Miałam problemy z ich rozróżnieniem i wydawało mi się, że każdy jest taki sam. Później na szczęście się to zmieniło i dało się zauważyć włożoną pracę. Albo autorka się poprawiła albo to ja zaczęłam inaczej na nich patrzeć, jedno z dwóch.

Wspomnieć też muszę o okładce, która moim skromnym zdaniem genialnie pasuje do całości. Ludzki, biały kształt w dżungli amazońskiej odzwierciedla z pewnością Pię, a zarazem oddaje to, że taką zwykłą osobą to ona przecież nie była. Postać trzyma w ręku kwiat elizji (o którym dowiecie się więcej po przeczytaniu). Do tego czerwone litery tytułu i magiczny klimat gotowy. Dla mnie okładka prezentuje się świetnie.

,,Geneza" z całą pewnością zasługuje na to, aby ją przeczytać i poznać historię nieśmiertelnej Pii. Zagwarantować mogę nie tylko książkę z innowacyjnym pomysłem i dobrym wykonaniem, ale też odpowiedzi na pytania o sens bycia człowiekiem i tego, gdzie leży granica moralności. Z pewnością nie będziecie się nudzić. Jest to pozycja, która na obecnym rynku książki nie powinna pozostać niezauważona. Nie pozwólcie jej wiec dłużej zbierać kurz na półkach i szybko po nią chwyćcie!




Read more ...

Filmowe weekendy: Listy do Julii

17.5.13
Pierwszą rzeczą, jaka przychodzi nam na myśl, kiedy usłyszymy słowo Verona jest najsłynniejszy dramat Szekspira ,,Romeo i Julia". Każdy kojarzy tych dwoje zakochanych, dla których miłość była ważniejsza niż śmierć. Nie ważne, jak się do nich odnosimy. Czy uważamy ich uczucie za piękne, czy tragiczne i tak tworzą oni klasykę i są swego rodzaju ponadczasowością, a każdy z nas musi to przyznać. Julia natomiast traktowana jest, jako bogini nieszczęśliwej miłości. To do niej kobiety z całego świata składają swe prośby i proszą o rady, kiedy mają złamane serce. A ona odpisuje... 

Po przyjeździe do Verony, domu słynnej kochanki Julii Kapulet z „Romea i Julii”, młoda Amerykanka przyłącza się do grupy ochotników, którzy odpisują na listy z zapytaniem o miłosne porady do Julii. Odpowiadając na pewien list wysłany w 1951 roku, dziewczyna inspiruje jego autorkę do podróży do Włoch w poszukiwaniu dawno zaginionej miłości i zapoczątkowuje łańcuch wydarzeń, dzięki którym zupełnie niespodziewana miłość zawita w ich życiu.


Tak oto prezentuje się fabuła, którą przeczytać możemy na Kinimaniaku. Ktoś powiedzie, że to zwykły, niczym nie wyróżniający się film na miłe spędzenie wieczoru, a ja w stu procentach się z nim zgodzę. Do obejrzenia go przekonały mnie dwa powody: umieszczenie akcji w Veronie i Amanda Seyfried. Nie oczekiwałam, powiewu geniuszu czy powalenia mnie na kolana. Dzięki temu się nie zawiodłam, a czas spędziłam jak najbardziej miło.

Warstwa aktorska sprawdziła się całkiem dobrze. Amanda to aktorka, którą bardzo lubię. W tym filmie również poszło jej bardzo dobrze - taka miła, podchodząca do ludzi z sercem pełnym miłości doskonale wpasowała się we włoski klimat. Nie wiem czemu, ale właśnie tak wyobrażam sobie Julię z dramatu Szekspira. Vanessa Redgrave, jako starsza pani szukająca utraconej miłości podnosiła ten film na wyższy poziom. Zawsze gdy widzę takie postaci - starsze, lekko szalone i pełne dobroci na mojej twarzy gości wielki uśmiech. Jestem jedynie nieco zawiedziona Christopherem Eganem, który grał naszego amanta. Może dlatego, że jakoś specjalnie przystojny nie jest i nie miałam do kogo wzdychać, a może dlatego, że jego postać była jakaś taka... niedorobiona, to chyba dobre słowo. Może miało wyjść inaczej, ale ja właśnie tak to odebrałam.


Dobrzy aktorzy i piękne krajobrazy to chyba wszystko, co w tym filmie jest niepowtarzalnego. Nie mówię, że reszta była jakoś kompletnie zła. Co to, to nie. Było miło, sympatycznie i tak dalej. Zawsze jednak tak nie może być, wiec muszę napisać, że fabuła była po prostu nudna. Fajny pomysł, wykonanie też nie najgorsze, ale na dłuższą metę nie zaciekawi nas to jakoś specjalnie. Przysypiać nie przysypiałam, bo jak powiedziałam miło się oglądało, moje serce jednak nie zabiło mocniej, nie poczułam dreszczyku emocji, a moje już i tak nadwyrężone nerwy, nie postrzępiły się bardziej. Dla nich to dobrze, ale gdyby ktoś (jak ja wtedy) potrzebował emocjonalnego zastrzyku, to nie specjalnie się go tutaj doczeka. Pozostaje jeszcze zakończenie, które lekko mówiąc wywołało u mnie obłąkańczy śmiech. Było tak durne i zrobione na odwal się, że nawet Amanda mnie w nim irytowała. No ale nie można mieć przecież wszystkiego.


Mimo wad ,,Listy do Julii" z czystym sercem mogę zaliczyć do filmów, z których obejrzenia jestem zadowolona. Przez półtorej godziny pozachwycałam się pięknymi widokami i poczułam włoski klimat, za co dziękuję twórcom. Mogę go Wam śmiało polecić. Będzie z pewnością miłą rozrywką na nudny wieczór i sprawdzi się, gdy będziecie potrzebować trochę niewinności i miłej atmosfery.



Moja ocena: 6/10


Jak widzicie postanowiłam dodawać opinie filmów. Stwierdziłam, że dobrym pomysłem będzie to robić w weekendy, kiedy jest więcej czasu na oglądanie i kiedy szuka się czegoś do obejrzenia. Jak się Wam podoba ten pomysł?
Kończę właśnie ,,Genezę", jednak ze względu na to, że w weekend wybieram się na Komunię, recenzja dopiero w poniedziałek. Między obiadem a deserem też planuję coś przeczytać, także w przyszłym tygodniu recenzji będzie więcej.

Pozdrawiam!
A.
Read more ...

Pamiętnik - Nicholas Sparks

13.5.13




Autor: Nicholas Sparks
Tytuł: Pamiętnik
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 254
Moja ocena: 7/10











Zastanawialiście się kiedyś, czy miłość może trwać wiecznie? Czy nawet po wielu latach rozłąki wciąż mogłaby tak po prostu do nas powrócić? Ci bardziej romantyczni powiedzą, że tak. Że prawdziwa miłość nigdy nie przemija i wciąż z nami jest. Powiedzą, że nie da się jej wymazać z pamięci, a kiedy ponownie spotkamy tą jedyną osobę uczucie znów nami zawładnie. Ci bardziej praktyczni rzekną, że miniony czas robi swoje, że ludzie się zmieniają i to co było, już nie wróci. Z pewności i jedni i drudzy powiedzieliby prawdę. Ale nie w tym przypadku. W tym przypadku, miłość jest wieczna.

Noah i Allie poznali się pewnego lata. Byli wtedy bardzo młodzi, całe życie było jeszcze przed nimi. Spędzili razem najlepsze wakacje w swoim życiu. Przeżyli chwile, które miały pozostać im w pamięci na wieki, poznali siebie najlepiej jak się da. Jak wszyscy wiemy, wakacyjne miłości szybko się kończą. Powrót do normalnego życia zabiera zamienia magiczne uczucie w szarą codzienność. Ale czasem... Czasem jedna taka miłość na milion przetrwa. I tak właśnie było w przypadku Allie i Noah. Mimo że początkowo wydawało się, że nic z tego nie będzie, to po ponownym spotkaniu uczucie powróciło. Ciągle jakaś iskierka się tliła. Tylko czy tyle wystarczy, aby odbudować przeszłość?

"Pamiętnik" obił się o uszy chyba każdemu. Z pewnością wszyscy kojarzą film, nawet jeżeli go nie oglądali. Wiele osób czytało też książkę. Historia tej, śmiem twierdzić ponadczasowej miłości, znana jest chyba każdemu. Nie chciałam więc pozostać w tyle i postanowiłam uzupełnić film, przeczytaniem książki. Niezbyt lubię tego typu zabiegi. Wolę bowiem najpierw sięgnąć po powieść, a dopiero potem po film. Dzieje się tak z jednego prostego powodu, a mianowicie, kiedy przeczytam książkę i zacznę ją uwielbiać, wolę zepsuć sobie potem opinię o filmie. Nigdy nie odwrotnie! No prawie.Czasem robię wyjątki. W przypadku ,,Pamiętnika" też tak było. Czy tym razem się zawiodłam?

Pamiętnik - Nicholas SparksSzczerze mówiąc to ciężko jest mi to stwierdzić. Po wielokrotnym obejrzeniu filmu wiedziałam już, czego się spodziewać - porywającej historii miłosnej, która wstrząśnie mym sercem. Co otrzymałam? Przede wszystkim bardzo krótką opowieść. Książkowa wersja ,,Pamiętnika" ma bowiem zaledwie 254 strony. Jest dość cienka, więc na dobrą sprawę, zanim wkręcimy się w akcję, ona się już skończy. Trudności z ,,zaczytaniem się" miałam też przez to, że ciągle porównywałam każdy moment do ekranizacji. A różnice są. Największą, która troszkę wybiła mnie z rytmu, był sam moment rozpoczęcia akcji. Nie od pamiętnych wakacji, lecz od spotkania po latach. Wydarzenia z przeszłości otrzymujemy w retrospekcjach, a z pewnością dużo lepiej byłoby odczuć tę historię, gdyby były one opisane, że tak powiem od deski do deski. Na trudności z czytaniem wpłynął też fakt, że w niektórych momentach pan Sparks pisał bardzo nużąco. Nie przysypiałam co prawda, ale w kilku momentach trochę się nudziłam.

Ale nie myślcie sobie, że w ,,Pamiętniku" znalazłam tylko denerwujące rzeczy. Były, nie mówię, że nie, ale na szczęście nie w dużej ilości. Ta książka, to przede wszystkim piękna opowieść o miłości. Chyba każdy przyzna, że Nicholas Sparks umie o niej pisać najpiękniej ze wszystkich autorów. Co z tego, że jego książki są tworzone na jedno kopyto i ciągle wałkują ten sam temat, tylko w innej scenerii. To właśnie o scenerię tutaj chodzi, a pan Sparks jest jej mistrzem. W ,,Pamiętniku" też tak było. Letnia miłość, która wraca po latach. Jest tak silna, że potrafi przetrwać wszystkie trudności, przeszkody i społeczne przepaści. A na dodatek nigdy nie mija i towarzyszy bohaterom do końca. Czyż to nie piękne? Każdy, nawet zatwardziała dusza, przyzna, że tak. W historii Allie i Noah coś jest i właśnie to ,,coś" decyduje o potędze i ponadczasowości tej historii. Opowieść ta z pewnością nie raz nas zaskoczy i wyciśnie łzy z oczu.

Kolejnym plusem są bohaterowie. Jak zawsze bardzo dobrze wykreowani, dopracowani w najdrobniejszych szczegółach, a przede wszystkim - i co chyba najważniejsze - zapadający w pamięci. Tutaj nie ma odstępstw. Poznajemy główne postaci - Allie i Noah - i równocześnie dowiadujemy się czegoś o nich i ich przeszłości. Noah to nieśmiały chłopak, któremu miłość pokazała, co jest najważniejsze. I ta miłość w nim została. Od pamiętnego lata, w każdej chwili wspomina obiekt swych uczuć. W jego życiu zdarzyło się wiele - ciężka praca, wojna, śmierć ojca, pozostał jednak niezmieniony, potrafił czerpać z najprostszych rzeczy. I Allie - dziewczyna pewna siebie, pełna pasji i radości. Życie też ją doświadczyło i mimo wielu niepowodzeń, nadal kochała tego jedynego. Jak tu ich nie uwielbiać?

,,Pamiętnik" to ponadczasowa, zapadająca w pamięci historia. Mimo trudności z wciągnięciem się w fabułę i ciągłego porównywania do filmu, śmiało mogę powiedzieć, że ma w sobie magię i piękno wydarzeń, które przeżywamy wraz z bohaterami. Odnajdziemy w niej nie tylko ciekawą opowiastkę, ale także pewne przesłanie na temat życia i przemijania. Oczywiście ją Wam polecam! Tym z Was, którzy nie oglądali jeszcze filmu, radziłabym najpierw zapoznać się z książką, a później dopiero sięgać po ekranizację. Tym, którzy oglądali, również polecam. Niczego nie stracicie, a poznacie bazę, na której ta adaptacja powstała.

Read more ...

Cienie na księżycu - Zoe Marriott

10.5.13




Autor: Zoe Marriott
Tytuł: Cienie na księżycu
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Liczba stron: 448
Moja ocena: 9/10, 5+/6












Zastanawialiście się kiedyś, jak ważne jest dla Was to co posiadacie? Nie drogi telefon, modne ciuchy czy inne materialne dobra. Myśleliście kiedyś ile znaczy dla Was dom, rodzina i sama przynależność do jakiegoś miejsca? Z pewnością dla każdego z nas są to jedne z najważniejszych rzeczy. Dzięki nim czujemy, że jesteśmy coś warci, wiemy, że jest miejsce i ludzie, do których zawsze możemy wrócić i zawsze poczujemy tam, z nimi, że jesteśmy coś warci. A co by było, gdyby nas tego pozbawiono w jednej chwili? Jakbyśmy się czuli? Czego byśmy w tedy pragnęli?

Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Suzume. Jednego dnia wiodła szczęśliwe życie wraz z rodzicami i kuzynką, którą traktowała jak siostrę, a następnego jej ojca oskarżono o zdradę i zabito. W tragedii zginęła także jej kuzynka. Dziewczyna musi zamieszkać w domu ojczyma i udawać, że wszystko jest, jak należy. Pewnego dnia  zdaje sobie sprawę, że to nowy mąż matki stoi za tą tragiczną zbrodnią. Nie pozostaje jej nic innego, jak tylko ucieczka. Od tej chwili każda chwila jej życia będzie przyporządkowana tylko jednej rzeczy – zemście.

W świecie podporządkowanym kulturze amerykańskiej, gdzie większość filmów, restauracji, a także i książek sprowadza się do zachodnich wzorców, miła jest jakaś odmiana. Z wielką chęcią więc, będąc w bibliotece sięgnęłam po „Cienie na księżycu”. Umieszczenie akcji w średniowiecznej Japonii było dla mnie okazją do przeczytania czegoś, co zapoznałoby mnie nieco bliżej z kulturą tego pięknego kraju. Kiedy po dłuższym czasie oczekiwania, w końcu po nią sięgnęłam, zakochałam się w opowiadanej historii już od pierwszych stron.

Albo nawet i wcześniej. Już sama okładka przyciąga na tyle, że obok książki nie możemy przejść obojętnie. Niby nic w niej niezwykłego, ale oczy dziewczyny mają w sobie „to coś”. Hipnotyzują nas i przyzywają do zagłębienia się w opowieść o Suzume. W środku jest równie dobrze. Jak już wspomniałam umieszczenie akcji w średniowiecznej Japonii było genialnym pomysłem. Chciałam czytać dalej choćby ze względu na możliwość dłuższego przebywania (tak, wiem że nie naprawdę) w tym miejscu. Czytając poznajemy wiele warstw społecznych tego kraju w tamtych czasach – bogate rodziny, żebracy, gejsze. Z pewnością wiecie, że książka obyczajowa to nie jest. Historia skupia się wokół magicznych zdolności bohaterki. Nie było to jednak rzucanie zaklęć i parzenie magicznych wywarów. Co to, to nie. Autorka zaserwowała nam coś zdecydowanie innego, tajemniczego i wciągającego. Mowa tu o tkaniu iluzji. Z pewności można było to zepsuć i uczynić nudnym, jak kolejne odcinki „Mody na sukces”. Tak się jednak nie stało. Autorka opisała wszystko w sposób tak ciekawy, że banał stał się mistrzostwem.

Historia podzielona jest na trzy, następujące po sobie wraz z transformacjami głównej bohaterki części. Sprawiało to, że akcja biegła zdecydowanie szybciej, niżbym chciała. Oddałabym bowiem wszystko, żeby spędzić nieco więcej czasu w tym magicznym świecie. Pani Zoe Marriot pisze w sposób tak magnetyzujący, że nie sposób się oderwać. Nie czułam się ani w jednej chwili przytłaczana przez opisy rzeczywistości, a nawet więcej, byłam na nie tak łakoma, jak dziecko na watę cukrową. Widać, że autorka włożyła w książkę wiele pracy i za to właśnie należy bić jej brawa. Na końcu znaleźć możemy słowniczek japońskich wyrazów użytych w książce – rzecz jak najbardziej trafiona i przydatna.

Fabuła toczy się wokół głównej postaci – Suzume . Mam w stosunku do niej mieszane uczucia. Poznajemy ją w dniu czternastych urodzin,  a następnie czytamy o wszystkich okropieństwach, jakie musiała znieść. Ale czy to tak do końca usprawiedliwia jej czyny? A może należy to zrzucić na młody wiek? No ale przecież, dziewczyna potem dorosła. To może na inną kulturę i to, że ludzie w średniowiecznej Japonii mogli się zachowywać inaczej niż my teraz? To wszystko prawda, lecz nie zmienia to faktu, że czyny Suzume mnie niewyobrażalnie irytowały. Wszystko to mogę zrozumieć, a jakże. Jednak jej głupota, chęć zemsty, samo wypieranie się szczęścia sprawiało, że najchętniej wykupiłabym jej pakiet sesji u psychologa. Bogu dzięki, że na koniec się zmieniła i zrozumiała swe błędy. Dzięki temu odzyskała choć trochę szacunku w moich oczach.  W „Cieniach na księżycu” poznajemy też wiele innych, malowniczych bohaterów. Wszyscy są naprawdę bardzo dobrze wykreowani. Każdego z nich autorka dopracowała, jak tylko się da i sprawiła, że zapadną w mojej pamięci na bardzo długi czas.

„Cienie na księżycu” to zdecydowanie nie opowiastka na nudny wieczór. To prawda, że czyta się ją bardzo dobrze, jednak ta książka to zdecydowanie więcej. Porusza pewne problemy i szuka odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Po jej przeczytaniu z pewnością dowiemy się, czym jest prawdziwe piękno, przypomnimy sobie o wartościach, jakie powinny być w naszym życiu najważniejsze, a przede wszystkim dotrze do nas, czym jest prawdziwe szczęście. Pani Zoe Marriott stworzyła historię, która zajmie w mojej pamięci miejsce szczególne. Długo zastanawiam, co w niej jest takiego niezwykłego, co sprawiło, że książka aż tak mi się podobała. Z pewnością wszystkie te rzeczy, które opisałam miały na to wpływ. Pozostaje jeszcze jeden magiczny czynnik, który każe mi z całego serca polecić Wam tę książkę. Nie traćcie żadnej więc żadnej okazji, żeby się z nią zapoznać i dajcie się oczarować, jak ja klimatowi średniowiecznej Japonii!







Read more ...

High Five: Ulubione książkowe pary

8.5.13
HIGH FIVE! to nowa akcja, w związku z którą na blogu pojawiać się będą rankingi ulubionych, najlepszych, najbardziej interesujących, bądź najgorszych książek, filmów, gier, postaci, itp...

Dzięki temu zarówno czytelnicy mogą poznać bliżej blogerów, jak i blogerzy czytelników, jeśli ci będą chętni na podzielenie się swoimi przemyśleniami i opiniami. Więcej informacji tutaj.




1. Clary i Jace



To moi zdecydowani ulubieńcy. Jak wiecie, serię " Dary anioła" darzę wielką miłością nie od dziś, więc pary z niej nie mogło tu zabraknąć. Innych zakochanych wykreowanych przez Cassandrę Clarę również uwielbiam, jednak moje serce jest wierne właśnie tym głównym postaciom.


2. Nora i Patch


Całą serię "Szeptem" zachwalałam nie raz, nie dwa. Norę i Patcha uwielbiam już od dawna. Powodów mogłabym wymieniać miliony. Z ulubieńcami tak po prostu jest, nawet gdy się zmieniają, nawet gdy człowiek dorasta, to oni i tak zajmują szczególne miejsce w naszych sercach. Tak jest ze mną i z Norą i Patchem.

3. Tessa i Will


Kolejni bohaterowie serii Cassandry Clare - "Diabelskie maszyny". Pewnie już słyszeliście, że ich uwielbiam? No bo, ja można tego nie robić? Ta magia, która się wokół nich wytwarza porwała mnie i nie chce wypuścić ze swoich objęć.

4. Melanie i Jared


"Intruza" Stephenie Meyer lubię zdecydowanie bardziej niż "Zmierzch". A Melanie i Jared zajmują w mojej pamięci miejsce szczególne. Dlaczego? Bo potrafili walczyć o swoje uczucie mimo wszystko. Byli ponad zdradę, oszustwa a nawet śmierć. Zdecydowanie ich uwielbiam!


5. Noah i Allie


Na koniec bohaterowie "Pamiętniki" Nicholasa Sparksa. Są najlepszym przykładem, że prawdziwa miłość trwa wiecznie. Choć książka jeszcze przede mną, to już po obejrzeniu filmu ich pokochałam. Z pewnością większość z Was ich zna i wie, w czym tkwi tajemnica ich popularności. Poddałam się jej i ja.


Tak prezentują się moje typy? A jacy są Wasi ulubieńcy?






Read more ...

Partials Częściowcy - Dan Wells

5.5.13




Autor: Dan Wells
Tytuł: Partials Częściowcy
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 415
Moja ocena: 7/10













Zastanawialiście się kiedyś, w jaki sposób skończy się nasz świat? Co sprawi, że ludzkość zginie? Może w naszą planetę uderzy kometa i nawet nie będziemy wiedzieli kiedy umrzemy? Może słońce się wypali i nie będziemy mogli bez niego przetrwać? A może Bóg postanowi, że już jesteśmy na tyle zgorszeni, że pora dać nam nauczkę? Każda z tych możliwości na dobrą sprawę ma szansę się wydarzyć. A pomyśleliście kiedyś, że to ludzie sami zgotują sobie zagładę? Nie w przenośni przez niszczenie środowiska czy złe uczynki. Po prostu stworzą coś, co ich zniszczy? Myśleliście o tym? Tak, ja też nie.

Coś takiego spotkało bohaterów "Częściowców". Jest 2076 rok, ludzkość wymiera. 20 lat temu stworzono Częściowców - broń doskonałą, potrzebną do walki w wojnie izolacyjnej. Niestety po wojnie twórcy nie traktowali ich dobrze, więc Częściowcy postanowili się zbuntować. Wypuścili wirus RM, który zabił 99,9% ludzi. Od 14 lat nie przeżyło żadne dziecko. Ustawa Nadziei zmusza dziewczyny aby zachodziły w ciążę, bo dzięki temu może urodzić się dziecko odporne na wirus. Władze zaostrzają kontrolę nad społeczeństwem, które atakowane jest przez buntowników. Z każdą chwilą niepokoje rosną. Medyczka Kira chce znaleźć lekarstwo na RM, aby zapewnić przetrwanie ludzkości. Jest gotowa na wszystko. Dosłownie. Nawet sprzymierzenie się z wrogiem.

Dan Wells to autor, który dał się poznać w Polsce dzięki książkom „Nie jestem seryjnym mordercą” czy „Pan Potwór”. Jego najnowszym, podbijającym polski rynek dziełem są „Częściowcy”. Autor przedstawia nam świat dobiegający końca. Ludzkość wymiera, rosną społeczne niepokoje a wróg czyha za rogiem. Właśnie w takiej rzeczywistości przyszło żyć głównym bohaterom i to dzięki niej znajdujemy odpowiedź na pytanie o szczęście człowieka. Czy możemy spokojnie żyć, gdy świat się kończy? Ile jesteśmy w stanie zrobić dla wyższych celów? Jak zapewnić przetrwanie gatunku? Za wykreowanie tego genialnego świata należą się wielkie brawa dla autora. Z najdrobniejszymi szczegółami przedstawił życie za ponad sześćdziesiąt lat. Stworzył pewną wizję i uparcie się jej trzymał. Dzięki temu powstała naprawdę dobra antyutopia.

Czytanie „Częściowców” było u mnie chyba najbardziej złożoną rzeczą od wieków. Z pierwszą połowę męczyłam się dokładnie pięć dni. Akcja ciągnęła się jak kiepskie spaghetti a ja miałam ochotę uczynić jeden z większych grzechów książkoholika, a mianowicie porwać książkę na malutkie kawałeczki i podłożyć nimi do pieca. Przez pierwsze 200 stron nie działo się nic sensownego, a większość czasu poświęcone było przygotowaniom, politycznym dyskusjom i wyciąganiu wniosków. Może być ciekawe, powiecie. Z pewnością tak, ale w nadmiarze szybko się znudzi. Nie raz chciałam wyrzucić książkę za okno i wziąć się za coś ciekawszego. Mój instynkt jednak szeptał: „Jeszcze jeden rozdział. Może się rozkręci, przecież wiesz, że często tak się zdarza”. Ja, jakże grzeczna dziewczynka posłuchałam go i znowu się nie zawiodłam. Drugą połowę przeczytałam w jeden dzień, bo zwyczajnie nie sposób było się od niej oderwać. Popadłam więc w skrajności i zaczęłam ją uwielbiać. Każda strona była tak nasiąknięta zwrotami akcji, informacjami, które mnie interesowały, że straciłam poczucie czasu. Stało się to do tego stopnia, że aż babcia dzierżąca pokój obok, zaalarmowana palącym się światłem, zaczęła mnie wyganiać spać. Nie udało jej się oczywiście, bo najpierw musiałam skończyć czytanie. Język autora również przeszedł metamorfozę. Od usypiającego przekształcił się w porywający i nie wypuszczający czytelnika z rąk. W drugiej części nawet polityczne konkluzje mi nie przeszkadzały, także brawa.

Jeżeli chodzi o bohaterów, to autor skupił się przede wszystkim na Kirze. Od pierwszych stron poznajmy twardą bohaterkę, która nie cofnie się przed niczym, aby bronić swoich ideałów i walczyć o lepsze jutro. Wchodzimy w jej psychikę, poznajemy z każdej strony i zaczynamy kochać całym sercem. Wielu z Was wie, że właśnie takie bohaterki ubóstwiam. Kira wskakuje na moją listę ulubieńców i znajduje się na niej naprawdę wysoko. Co do reszty bohaterów, to było ich naprawdę wielu i początkowo myślałam, że ich wszystkich nie spamiętam. Myliłam się. Każdy z nich odgrywał jakąś rolę, coś wniósł do książki i jakoś ją wzbogacił. Nie byli dopracowani w stu procent, nie odznaczali się wielką charyzmą i na pewno nie wszyscy zapadną w mojej pamięci na wieki. Nie razi mnie to jednak, bo tych, których trzeba zapamiętam i choć mogło być lepiej, to źle też nie było. Wątek miłosny w „Częściowcach" również znaleźć możemy. Nie było on wysunięty na pierwszy plan, czego początkowo żałowałam. Myślałam, że może gdyby autor bardziej się na nim skupił, wtedy książka byłaby ciekawsza. Później jednak akcja tak mnie porwała, tak bardzo skupiłam się na poczynaniach bohaterów, że mi to nie przeszkadzało. Mimo wszystko jednak, nawet jeżeli był to wątek poboczny autor mógł się postarać bardziej. Odrobina więcej pracy nad relacjami bohaterów i byłoby idealnie.

„Partials Częściowcy” to książka, która mimo wszystko wciągnęła mnie do swojego świata. Jestem niesłychanie wdzięczna autorowi za możliwość wkroczenia do czasów Częściowców i za walkę o przetrwanie, którą udało mu się rozbudzić w moim sercu. Było warto przemęczyć się z pierwszą połową, aby móc potem przeczytać drugą. Polecam, choć radzę uzbroić się w wielkie pokłady cierpliwości na początku. Potem na pewno się nie zawiedziecie!



Za możliwość wkroczenia w świat Częściowców serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!

Read more ...

55

1.5.13

Z pewnością każdy z Was zauważył, że ostatnio w blogowym świecie krąży jedna, bardzo popularna zabawa. Chodzi mi o słynne "55". Mnie ona również nie mogła ominąć. Do zabawy zaprosiła mnie Nada. Pomyślałam, że w ten długi majowy weekend taka zabawa będzie miłą odskocznią od recenzji, także prezentuję Wam dzisiaj mój ranking. 

10 książek, które bardzo mi się podobały:
  • "Intruz" Stephenie Meyer
  • "Dary anioła" Cassandra Clare
  • "Diabelskie maszyny" Cassandra Clare
  • "Czarownice z Sallem Falls" Jodi Picoult
  • seria "Szeptem" Becca Fitzpatrick
  • "Zawsze przy mnie stój" Carolyn Jess-Cooke
  • "Tak blisko" Tammara Webber
  • "Tam, gdzie śpiewają drzewa" Laura Gallego
  • seria "Żelazny dwór" Julie Kagawa
  • seria "Jutro" John Marsden


9 książek, które najmniej mi się podobały:
  • "Dar" Gaja Kołodziej
  • "Bogini oceanu" P.C.Cast
  • "Błękitnokrwiści" Melissa de la Cruz
  • "Winter" Asia Greenhorn
  • seria "Dom nocy" P.C. Cast, Kristin Cast
  • "Niewzruszenie" Ewa Nowak
  • książkowa wersja "Pamiętników wampirów" - L.J. Smith
  • "Przepaść" Nicholas Evans
  • "Dziecko piątku" Małgorzata Musierowicz

8 blogów, które najchętniej czytam:

7 książek, które chcę przeczytać:
  • "Kwiaty na poddaszu" Virginia Cleo Andrews
  • "Dotyk Gwen Frost" Jenifer Estep
  • "Czerwień rubinu" Kerstin Gier
  • "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins
  • "Bez mojej zgody" Jodi Picoult
  • "Nowa ziemia" Julianna Baggott
  • "Podzieleni" Neal Shusterman

6 powodów, żeby sięgnąć po książkę:
  • Każdy powód jest dobry, a najlepszy to chyba zwykła ochota na czytanie
  • Długo czekałam na książkę danego autora
  • Wracam busem do domu
  • Przeczuwam, że to lektura wprost napisana dla mnie
  • Liczne pozytywne recenzje mnie do tego zachęcają
  • Tylko ja jej jeszcze nie czytałam i głupio mi z tym

5 powodów, żeby nie sięgnąć po książkę:
  • Jestem tak zmęczona, że moje oczy zamykają się same
  • Inne książki danego autora mnie do siebie zniechęciły
  • Kiedy książka jest szkolną lekturą
  • Kiedy zbyt dużo obowiązków mi na to nie pozwala. W ramach wyjaśnienia dodam, że kiedy czytam zamiast się uczuć zjadają mnie potem wyrzuty sumienia.
  • Książka jest erotykiem

4 miejsca, w których najlepiej się czyta:
  • Wygodny fotel w moim pokoju
  • Łóżko
  • Środki transportu
  • Huśtawka na dworze  

3 autorów, na których książki czeka się zdecydowanie za długo:
  • Cassandra Clare
  • Jodi Picoult
  • Becca Fitzpatrick

2 dobre ekranizacje:
  • "Wciąż ją kocham"
  • Choć nie czytałam Harrego Pottera to uważam, że jako film prezentuje się bardzo dobrze

1 autor niesłusznie zapomniany:
Ten punkt sobie odpuszczę, bo szczerze żaden autor mi nie przychodzi do głowy


Do zabawy zapraszam wszystkich chętnych!! Serio, nie krępujcie się, tylko bierzcie udział!

Zauważyliście pewnie, że nie zrobiłam podsumowania. Kwiecień nie obfitował u mnie w zapasy wolnego czasu, także moje wyniki przedstawiają się dość marnie. Postanawiam więc w maju wziąć się do roboty i pod koniec zrobić podsumowanie z dwóch miesięcy.

Miłego długiego weekendu!!
Read more ...