Harry Potter i Insygnia Śmierci - J. K. Rowling

30.8.15


Nie odkryję tu Ameryki stwierdzając, że wszystko kiedyś musi się skończyć. Tak już jest. Nawet najlepsze rzeczy nie mogą trwać wiecznie. Bo z pewnością gdyby trwały, cały ich urok gdzieś by uleciał. Przyszedł też moment zakończenia mojej pierwszej przygody z papierowymi wersjami Harry'ego Pottera

Co znajdziemy wewnątrz Insygniów Śmierci? Oczywiście tak długo oczekiwane ostateczne starcie Harry'ego z Vodemortem. Ale zanim do niego dojdzie trójka przyjaciół będzie musiała odnaleźć i zniszczyć horkruksy, co wcale nie jest łatwe, kiedy nie wie się, gdzie szukać. W obliczu śmiertelnego zagrożenia i opanowania świata czarodziejów przez śmierciożerców na ich drodze stanie wiele przeszkód, nie tak wcale łatwych do pokonania.

Ta część różni się od pozostałych. Nie ma tu już tak uwielbianego przeze mnie Hogwartu. Nie ma peronu 9 i 3/4, nie ma quidditcha i chatki Hagrida. I muszę przyznać, że naprawdę mi tego brakowało. Nie znaczy to jednak, że książka przez to staje się gorsza. Autorka znów zaskakuje nas nowinkami ze świata czarodziejów, kreuje nowe fakty i rzuca inne spojrzenie na stare. Powtarzałam to przy okazji opinii o każdej z poprzednich części i powiem to i teraz. Stworzenie tego wszystkiego, dopracowanie każdego szczegółu i pozornie nic nieznaczącego faktu, wykreowanie oddzielnego świata to naprawdę geniusz i kocham autorkę za to! W tej najbardziej dojrzałej części doskonale widać przemianę bohaterów. Nie tylko tych głównych. Patrząc na Kamień Filozoficzny i Insygnia Śmierci można zaobserwować, jak wszyscy się zmienili. Jak ta długa droga, którą musieli przejść, ich ukształtowała. Szczególnie rzuciła mi się tu metamorfoza Nevilla. A z innych bohaterów, w tej części szczególnie zasłużył się Snape. Przez całą moją przygodę z książkami miałam naprawdę sprzeczne uczucia względem niego, a tu taka bomba na koniec...

W Insygniach Śmierci było o wiele więcej akcji niż poprzednio. Tyle spraw wymagało rozwiązania, tyle kwestii trzeba było zamknąć. I kiedy jeszcze pierwszą połowę czytało mi się względnie spokojnie i potrafiłam pomiędzy czytaniem robić jeszcze coś innego, to kiedy doszłam do drugiej, cały świat zniknął i jak w transie zmuszona byłam do poznawania historii dalej. I kiedy we wcześniejszych częściach tak często towarzyszył mi klimat kominka, herbatki i kocyka, to tutaj zapanował mrok i groza. Z jednej strony brakowało mi tego poprzedniego wrażenia, ale z drugiej... Tyle emocji nie miałam chyba przy żadnym z poprzednich tomów. I choć bardzo ciężko było mi się pogodzić z niektórymi decyzjami autorki, to jednak właśnie takie rozwiązania sprawiają, że całość staje się tak doskonała.

Żałuję, że książki o Harry'm Potterze czytałam dopiero teraz. Wiem jednak, że jeszcze nie raz do nich wrócę. Po skończeniu Igrzysk Śmierci poczułam ogromny smutek, że to już koniec, że nie przeczytam już o niczym nowym. Dlatego teraz udam się do księgarni, zaopatrzę we wszystkie części i będę udawać, że czytam je znów pierwszy raz.

Moja ocena: 10/10

J. K. Rowling, Harry Potter i Igrzyska Śmierci/Harry Potter and the Deathly Hallows, str. 774, Media Rodzina, Poznań, 2008


Read more ...

Unpopular Opinions Book Tag

28.8.15

Jakiś czas temu Paulina Olczak z bloga Złodziejka Książek nominowała mnie do Unpopular Opinions Book Tag, za co bardzo dziękuję! Tag nie jest jeszcze bardzo popularny w naszym kraju, ale pytania są naprawdę ciekawe i myślę, że warto go zrobić, żeby poznać trochę lepiej nasze czytelnicze gusta. Przejdźmy zatem do rzeczy.

Popular book series you didn't like
Jedną z popularniejszych serii, którą lubi naprawdę wiele osób jest seria Jeśli zostanę Gayle Forman. Czytałam jak dotąd tylko pierwszą część, ale jakoś do mnie nie przemówiła. Naprawdę wiele od niej oczekiwałam, ale obyło się bez większych fajerwerków. Nie zżyłam się z bohaterami, nie przeżywałam historii jakoś głębiej. Wszystko lekko, ładnie i przyjemnie, ale jak na taką tematykę myślę, że powinno mną trochę bardziej wstrząsnąć, a niestety tak się nie stało.

Popular book series you like, but everyone else hates
Czytana ostatnio przeze mnie książka Byliśmy łgarzami E. Lockhart zbiera bardzo skrajne opinie. Wiem, że dużo osób jej nie lubi i się na niej zawiodło. Mnie bardzo przypadła do gustu. Może do ideału jej daleko, ale jest w niej coś mrocznego, co niezwykle mnie intrygowało i zmuszało do dalszego czytania. Jest inna od pozostałych powieści tego typu, a ta inność bardzo mnie do siebie przyciągała.

Love triangle where you didn't like who the person ended up with
Tutaj zdecydowanie muszę wskazać Igrzyska śmierci. Byłam Team Gale od samego początku i nie wyobrażam sobie Katniss z Peetą. Przecież ten bohater to takie ciepłe kluchy! Można go w ogóle lubić?! Do samego końca miałam nadzieję, że jednak bohaterka wybierze Gale'a, ale w tym wypadku nadzieja okazała się matką głupich.

Popular book genre you rarely read
Bardzo rzadko czytam biografie. Nie chodzi o to, że ich nie lubię. To po prostu taki gatunek, na który ciągle brakuje mi czasu. Jest wiele ludzi, których życie chciałabym sobie zgłębić i dowiedzieć się o nich czegoś więcej, ale jakoś wciąż mi to nie wychodzi. 

Popular character you didn't like
W tym punkcie nie mógł się pojawić kto inny, jak Peeta z Igrzysk śmierci. Tak jak pisałam wcześniej, nie trawię tego bohatera. Na początku mojej przygody z trylogią jeszcze nie działał mi tak na nerwy, jak pod koniec. Niestety nie zdobył potem mojego uznania.

Popular author you don't like
Mogę tu podać P.C. Cast, której pióro naprawdę do mnie nie przemawia, a wiem, że ma swoich fanów. Zarówno jej seria napisana z córką Kristin, jak i jej własna książka - Bogini oceanu - to powieści, które staram się wyrzucić z pamięci!

Popular book trope that you're tired of seeing
No oczywiście, że trójkąty miłosne! Jest ktoś kto jeszcze nie ma ich dość! Ja już po prostu dostaję gęsiej skórki, gdy pojawia się sytuacja, że bohaterka ma obok siebie dwóch pełnych krzepy kawalerów i po prostu nie może zdecydować się na jednego. Serio, wystarczy nam trójkątów miłosnych na kilka dobrych lat!

Popular series you don't want to read
Pięćdziesiąt twarzy Grey'a. Naprawdę nie ciągnie mnie do tej serii. Obejrzałam film i zdecydowanie wystarczy mi wrażeń. Po co tracić czas na coś, co wiem, że mi się nie spodoba? Jest naprawdę wiele książek na mojej liście do natychmiastowego przeczytania i skupię się właśnie na nich.

What movie adaptation is better than the book 
Myślę, że ekranizacja Zostań, jeśli kochasz Gayle Forman jest o wiele lepsza od książki. Tak, jak pisałam w pierwszym punkcie, papierowa wersja mnie nie porwała. Film natomiast był o wiele bardziej poruszający i jakoś bardziej mną wstrząsnął.


Takie są moje typy, jeżeli chodzi o wskazane punkty. Bardzo chętnie poznam odpowiedzi X Rosemarie z Moje książkowe niebo, Sherry z Feniksa, LittleAngel z My supernatural books, Maggie Rose Black z Szeptu książek i Agnieszki z Anima Libros. I oczywiście wszystkich Was, jeżeli macie ochotę zrobić ten tag! :)

                                      Znajdziecie mnie też na               
                       FACEBOOK | INSTAGRAM | ASK | TWITTER 

Read more ...

Filmy: Papierowe miasta (2015)

25.8.15
Elo, elo, 3, 2, 0 !

Witajcie drodzy blogerzy  ! Dzisiaj mała niespodziewanka :D Muszę się podzielić z Wami moją radością.. Otóż jest to mój szczęśliwy dzień ! Udało mi się włamać do Kingi na bloga ! Nawet j e j przytrafiła się chwila nieuwagi, i z tej okazji postanowiłam zadebiutować w roli blogera. Przedmiotem moich badań będzie film „Papierowe miasta”, gdyż oglądałam go akurat niedawno, i to nawet w kinie, a co najlepsze to z Kingą J



Oj, tak w ogóle to zapomniałam się przedstawić.. (zdarza się ..). Więc przechodzę do rzeczy, jestem przyjaciółką Kingi, mam na imię Agnieszka. Znamy się od podstawówki powiedzmy, więc już co nieco o sobie wiemy i myślę że całkiem się lubimy, nawet jeszcze nie mamy siebie dość (czego dowodem może być fakt, że szukałyśmy razem mieszkania w Krakowie na studia).

Cieszę się, że Kinga powierzyła mi swój sekret i praktycznie od założenia bloga mogłam śledzić jej działalność. Zazwyczaj oczywiście z większą uwagą, niestety czasami z nie aż tak dużą, ale tak czy siak starałam się być na bieżąco. Od początku spodobał mi się ten pomysł i byłam z Kingi dumna, zresztą nadal jestem. Cieszę się, że rozwija swoje zainteresowania, a przede wszystkim siebie. Chociaż faktu prowadzenia bloga powinnam akurat pogratulować każdej i każdemu z Was. Przyznam się, że podoba mi się ten Wasz ‘blogowy świat’.

Na zakończenie wstępu chciałam jeszcze prosić o cierpliwość i wyrozumiałość co do mojego pisma. Jako usprawiedliwienie podam, że jestem po mat-geo, a formułowanie myśli i ubieranie je w słowa nie jest moją mocną stroną.. Mam cichą nadzieję, że mój wybryk nie zmusi Kingi do zaprzestania swojej działalności. Haha


Zapomniałam jeszcze dodać, że mam skłonność do odbiegania od tematu.. W takim razie zacznę może pisać w końcu o filmie :p Ogólnie był on przez nas obie wyczekiwany, więc mimo że w tak późnym terminie, z chęcią wybrałyśmy się do kina. Kinga jak zapewne wiecie czytała „Papierowe miasta” już dawno, mnie natomiast zachęcił zwiastun, który obejrzałam przypadkiem na poprzednim wyjściu do kina (na „Najdłuższą podróż”- a więc te reklamy przed seansem są przydatne), postanowiłam nawet przeczytać książkę. Udało mi się zrealizować to postanowienie, z czego się bardzo cieszę, bo lektura przypadła mi oczywiście do gustu. Dlatego obawiałam się poniekąd, że film może to popsuć, ale muszę przyznać, że niepotrzebnie.

Podejrzewam, że znacie fabułę filmu czy książki, jednak jeśli ktoś się jeszcze uchował to zachęcam do obejrzenia zwiastuna.


Akcja „Papierowych miast” rozkręca się bardzo szybko, od początku coś się dzieje, co dla niektórych jest zapewne ogromnym plusem. Mnie zachęcił szczególnie motyw poszukiwania, jednak jego realizacja nie była dla mnie w pełni satysfakcjonująca. Z przykrością muszę przyznać, że jak to często bywa ‘inaczej sobie to wyobrażałam’. Ale nie mogę powiedzieć, że całkiem byłam zawiedziona. Oj nie. Wskazówki zostawione przez Margo wzbudzały zainteresowanie i chęć rozwiązania ‘zagadki’. Dodatkowo duża dawka humoru sprawiała, że film oglądało się bardzo przyjemnie. Stwierdziłabym nawet, że komedia wzięła górę nad romansem (a tak określili gatunek).  

Poznajemy środowisko szkolne, więc łatwo nam (młodzieży) się utożsamić z bohaterami, czy może przypominają nam kogoś znajomego. Bohaterowie są uczniami ostatniej klasy, więc ciekawe było dla mnie to jak oni sobie poradzą z opuszczeniem swojej szkoły i co będą przeżywać, mimo że nie zawsze dobrze się tam czuli (ponieważ sama dopiero co kończyłam liceum). Poszczególni bohaterowie byli dosyć ciekawi i charakterystyczni, jednak mimo że nie jestem jakimś znawcą, nie będę ukrywać, że gra głównych bohaterów mnie nie przekonała. Cara Delevingne od początku nie wydawała mi się dobrą kandydatką do wcielenia się w Margo i jej osoba w tym filmie głównie tylko mnie irytowała. Ogólnie postać ta zeszła ma dalszy plan. Również Nat Wolff nie do końca sprawdził się jako Quentin Jacobsen, był czasami niewiarygodny w swojej roli. Do gustu przypadli mi natomiast aktorzy drugoplanowi, a szczególnie Austun Abrams jako Ben oraz Halson Sage jako Lacey. Ich gra bardziej mnie przekonała.

Ogólnie rzecz biorąc to poważnym utrudnieniem dla mnie było to, że film oglądałam krótko po przeczytaniu książki i ciągle porównywałam. Pamiętałam czego brakuje i co zmienili, przez co się denerwowałam czasami. Jednak niektóre zmiany wyszły dość korzystnie, więc nie załamałam się. Moją sympatię zdobyła m.in. ostatnia scena. I cieszę się jeszcze, że główne motto książkowe pozostało.


Kinga natomiast oglądała „Papierowe miasta” z delikatnie innej perspektywy, ponieważ zdążyła już trochę zapomnieć przez te dwa lata i nie drażniły ją tak zmiany wprowadzone przez twórców filmu. Miała też to szczęście, że już wcześniej darzyła Carę Delevingne sympatią i jej zdaniem była to odpowiednia osoba na tym miejscu, co na pewno pozytywnie wpłynęło na ocenę filmu.

Dodam jeszcze dwie ciekawe rzeczy z seansu. Pierwsze nasze wrażenie w kinie było już zarejestrowane po wejściu na salę, otóż zaskoczyła nas tak duża liczba widzów, do rozpoczęcia seansu praktycznie nie było wolnych miejsc. Dla mnie był to pozytywny aspekt, dla Kingi może nie do końca. A teraz coś, co na pewno zapamiętam przez długie lata z tego wypadu. Koło Kingi siedział jakiś chłopak i dopiero po zakończeniu zorientowałyśmy się że on był nie z dziewczyną a z kolegą.. To był szok.. Co dwóch chłopaków robi na takim  filmie.. Przez pół godziny miałyśmy powód do śmiechu. Chyba ten właśnie element wywołał u nas najwięcej emocji z całego seansu.

„Papierowe miasta” –szczególnie wersję papierową, ale film również – polecam Wam wszystkim, bo jak widać nie jest to tylko dla dziewczyn. Jeśli ktoś już czytał książkę i spodobała mu się to z pewnością przymknie oko na kilka spraw, a jeśli ktoś nie czytał – będzie się bawił jeszcze lepiej.



Moja ocena: 7/10

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam !
Debiutantka Agnieszka
Read more ...

Seriale: Sense8 (2015)

23.8.15

Jestem uzależniona od seriali. Trzeba to otwarcie przyznać. Zawsze muszę mieć coś, co mogę włączyć, kiedy najdzie mnie ochota. Coś, dla czego mogę zarwać kilka godzin w nocy i co mogę poznawać w hurtowych ilościach odcinków. Taki maraton oglądania jest najlepszy, a zrozumie to tylko ten, kto sam jest od nich uzależniony. Ostatnio mój nałóg spotkał na swej drodze nową produkcję Netflixa - Sense8 - i postanowił, że znowu pożeruje sobie na moim wolnym czasie.

Serial opowiada o ośmiu osobach z różnych krańców świata. Są oni ze sobą parapsychicznie połączeni. Mogą odczuwać swoje emocje, rozmawiać ze sobą bez żadnych urządzeń telekomunikacyjnych, a nawet dzielić się swoimi umiejętnościami i doświadczeniem. Każdy z bohaterów ma jakąś historię do opowiedzenia i problemy, z którymi musi się zmierzyć. Razem muszą także walczyć z organizacją, która uważa ich za zagrożenie dla ludzkości.



Sense8 to prawdziwa galeria osobowości i to właśnie jest w nim najlepsze. Ósemka naszych bohaterów pochodzi z różnych regionów świata, dzięki czemu możemy poznać ich kulturę i mentalność. Mamy policjanta z Chicago, DJ-kę z Londynu, kierowcę z Nairobi, panią chemik z Mumbaju, bizneswoman z Seulu, hakerkę z San Francisco, aktora z Meksyku i złodzieja z Berlina. Jak widzicie prawdziwy przekrój przez kulę ziemską. Każdy z bohaterów chce się wysunąć na pierwszy plan, każdy chce opowiedzieć swoja historię. Dzięki temu dostajemy mnogość przeróżnych wątków, a każdy chciałoby się czym prędzej zgłębić. Przy bohaterach muszę też wspomnieć o tych, którzy się w nich wcielali. Obsada jest naprawdę genialna. Żadnego z aktorów nie znałam wcześniej, ale w tym przypadku, to jak najbardziej dobra sytuacja. Na myśl nie przychodziły mi inne produkcje z ich udziałem i widziałam tylko bohaterów, których odgrywali. A odgrywali ich świetnie!

Akcja serialu nie rusza z kopyta od samego początku. Kilka pierwszych odcinków to takie zapoznanie się z bohaterami. Spacerek przez kulę ziemską i poszczególne historie. Dopiero mniej więcej od połowy zostajemy wciągnięci w wir "kolejnego odcinka". Ale nie myślcie, że na początku jest nudno! Życie bohaterów jest tak ciekawe, że ogląda się je z czystą przyjemnością i chce oglądać dalej, żeby znowu do nich zajrzeć. Choć akcja nie pędzi na początku, to i tak nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. A kiedy już zacznie pędzić... Wtedy najważniejszy staje się kolejny odcinek. Fakt, że Sense8 opowiada o ludziach z różnych krańców świata, podoba mi się jeszcze z innego powodu. Chodzi właśnie o to, że bohaterowie są z różnych krańców świata. Wielokrotnie możemy oglądać piękne kadry i podziwiać uroki różnych krajów. Moja dusza się raduje! 



Ta produkcja nie spodoba się wszystkim. Wiele w niej kontrowersyjnych scen, które, przyznajmy to szczerze, niektórych mogą razić. Rodzeństwo Wachowskich ma także bardzo otwarte podejście do homoseksualizmu. Uważam jednak, że takie produkcje uczą tolerancji i otwierają oczy na pewne społeczne problemy. Twórcy świetnie przedstawiają emocje. Uwrażliwiają na wiele spraw. Wszystko to sprawia, że od serialu jeszcze bardziej nie można się oderwać. W Sense8 bardzo ważne miejsce odgrywa wątek paranormalny. W pierwszym sezonie jego natura została nam tylko naświetlona. Myślę, że wszystko rozwinie się dopiero później. Muszę jednak przyznać, że o takim połączeniu ludzi jeszcze nie słyszałam, także ta innowacyjność to kolejny powód, który przemawia za Sense8. 

Nie ukrywam, że Sense8 to kolejna produkcja, która bardzo szybko stała się moją ulubioną. A jeżeli obserwujecie mojego bloga, wiecie, że trochę już ich mam. Nie zmienia to faktu, że serial Wachowskich zasługuje na znacznie większy rozgłos. Bo nie powiela schematów. Bo pokazuje coś innego. Rzadko spotykanego, ale jak świetnego! To naprawdę kawał dobrej roboty. Polecam gorąco!




Moja ocena: 9/10

Znajdziecie mnie też na:

Read more ...

Harry Potter i Książę Półkrwi - J. K. Rowling

20.8.15


Przygodę z książkowymi wersjami Harry'ego Pottera przeżywam dopiero pierwszy raz. Oglądałam jednak filmy po kilka razy i to nimi się zachwycałam. Dzięki ekranizacjom wiedziałam też, czego spodziewać się po książkach. I choć papierowe wersje pokochałam już od pierwszego tomu, to dopiero po szóstym w końcu zrozumiałam, dlaczego każdy fan wspomina to słynne oczekiwanie na kolejną część.

Myślę, że fabuły tej książki nie trzeba streszczać. Nie trzeba naświetlać biegu wydarzeń. Gdyby jednak ktoś Was nie znał do tej pory tej serii, powiem tylko, że w tej części dowiemy się wielu rzeczy na temat młodości Lorda Voldemorta. On sam postanowi przystąpić do ataku i zaatakować jednego ze swoich wrogów. A trójka naszych przyjaciół będzie się musiała zmierzyć z podręcznikiem Księcia Półkrwi i knuciem Malfoy'a. 

Kolejny raz zastanawiam się nad tym, dlaczego dopiero teraz sięgnęłam po książki z tej serii? Jak mogło mnie tyle ominąć? Nad światem stworzonym przez J. K. Rowling zachwycałam się już w opiniach o poprzednich tomach. I teraz nie mogłoby być inaczej! Hogwart to wykreowany w najdrobniejszych szczegółach odrębny świat. Świat, który żyje własnym życiem i w którym z wielką chęcią bym się znalazła. I myślę, że nie tylko ja. Ta część potwierdza też to, o czym wiedziałam już wcześniej. Autorka miała genialny pomysł na serię i z tomu na tom realizowała go w niezwykle przemyślany sposób. Wszystko tam się zgadza. Wszystko ma swoje miejsca. To po prostu majstersztyk!

Ten tom wydaje się takim wstępem przed ostateczną rozgrywką. Ale co to był za wstęp! Ile emocji się tam przewijało! Uwielbiam tę część za wszystkie wspomnienia o Voldemorcie. Za dojrzałe wersje Harry'ego, Rona i Hermiony i wszystkie ich sercowe rozterki. I to zakończenie na koniec! Choć wiedziałam przecież, że tak będzie, to i tak nie mogłam się pozbyć rozdarcia w sercu i uczucia zdruzgotania. Im bliżej końca, tym coraz mniej jest sielanki znanej z początku. Wszyscy przygotowują się na ostatnie starcie i mimo, że już widziałam ekranizację, to i tak emocjonalnie przygotowuję się na książkową wersję.

Harry Potter i Książę Półkrwi pochłonął mnie tak bardzo, że czym prędzej odwiedzę bibliotekę i sięgnę po kolejny tom. Czuję, że nie zaznam spokoju, dopóki tego nie zrobię! Ta seria to nawet nie powiew geniuszu, ale prawdziwy podmuch, któremu naprawdę warto się poddać!

Moja ocena: 10/10 

J. K. Rowling, Harry Potter i Książę Półkrwi/Harry Potter and the Half-Blood Prince, str. 696, Media Rodzina, Poznań, 2006




Read more ...

Byliśmy łgarzami - E. Lockhart

18.8.15


Byliśmy łgarzami zainteresowało mnie już przy przygotowywaniu kwietniowych zapowiedzi. Do książki przyciągnął mnie głównie tytuł, który sugerował tajemnicę, a choć okładka jest raczej w klimacie wakacyjnej radości, to aż wyczuwa się coś mrocznego, co tylko czeka, aby zaatakować. Do faktu, że książkę poleca John Green, podchodziłam raczej z dystansem, ale mimo wszystko wiedziałam, że chcę ją poznać.

Fabuła skupia się w okół bogatej i szanowanej rodziny Sinclairów. Kilkadziesiąt lat temu jej założyciel zbił fortunę, która teraz jest tylko przedmiotem kłótni jego córek. Kłótni, które doprowadzą do wielkiej tragedii. Każde wakacje Sinclairowie spędzają na prywatnej wyspie. Odizolowani od świata mogą wieść tam swe błogie życie, a czworo Łgarzy może cieszyć się swoim towarzystwem. 

Spotkałam się z bardzo różnymi recenzjami tej pozycji. Albo ludzie ją uwielbiali albo spotykali się z rozczarowaniem, oczekując więcej. Zastanawiam się teraz, do której grupy ja należę i dochodzę do wniosku, że do żadnej. Bo choć byłam bardzo ciekawa tej książki, to jednak nie miałam względem niej większych oczekiwań. Takie "Zobaczymy co los przyniesie". I chyba dobrze na tym wyszłam, bo czytając ani przez chwilę nie byłam rozczarowana. Może nie w pełni zachwycona, ale na pewno nie znudzona!

Pierwsze, co wyróżnia autorkę to jej styl. Pani Lockhart lubi gry słowne, zagadki i zabawy z czytelnikiem. Jest w tym coś innego, niespotykanego często i unikatowego. Polubiłam to jej pióro, bo dzięki niemu autorka bardzo zgrabnie przedstawiła swój pomysł. A on też nie był jakiś oklepany. Wakacyjna atmosfera, pod którą czają się sekrety i tajemnica. Rajska wyspa, której sielanka zostaje zburzona. Jak dla mnie oczekiwany klimat został osiągnięty. Do tego stopniowe odkrywanie prawdy i taka mała bomba na koniec. I oczywiście wątek choroby psychicznej, który mimo wszystko jest raczej unikany, a tym bardziej w książkach dla młodzieży. Wszystko to stworzyło mieszankę, którą czytałam z wielką przyjemnością. I choć dało się zauważyć pewne zgrzyty w fabule, a egoizm bohaterów czasem solidnie raził w oczy, to jednak nie zakłóciło mi to pozytywnego odbioru całości.

Nie mówię, że Byliśmy łgarzami to niezwykle odkrywcza książka, prawdziwa perła i genialne arcydzieło. Do tego jeszcze troszczę jej brakuje. Nie zmienia to faktu, że spędziłam z nią kilka miłych godzin. I w zasadzie podoba mi się, że ta książka jest właśnie taka.

Moja ocena: 7/10

E. Lockhart, Byliśmy łgarzami/We were liars, str. 247, YA!, Warszawa, 2015
Read more ...

Wyniki urodzinowego konkursu!!

16.8.15

Witajcie, witajcie! 

Najwyższa pora, żeby ogłosić, kto został zwycięzcą urodzinowego konkursu, prawda? Na początku chciałam Wam gorąco podziękować za wszystkie zgłoszenia i za te wszystkie cudowne utwory! Każdego słuchałam po kilka razy i z pewnością jeszcze do nich nie raz wrócę. Dzięki Wam przypomniałam sobie o niektórych wykonawcach, odkryłam nowych i dowiedziałam się, że Wy także uwielbiacie podobne rzeczy do mnie. Przejdźmy zatem do wyników, bo wiem, że to zawsze ciekawi najbardziej.

Zanim zwycięzca, chciałabym wspomnieć o kilku osobach i ich propozycjach:
  • Pani Lecter przypomniała mi o tej pięknej piosence 


  • Dzięki Martynie Kapitanskiej odświeżyłam sobie natomiast ten kawałek

  • Patrycja Waniek sprawiła zaś, że znowu zaczęłam słuchać Muse

  • Podobnie jak monweg ostatnio bardzo chętnie słucham Artura Rojka. 

  • Le Sherry podesłała mi piosenkę Hurts. Tego utworu nie słyszałam wcześniej, a szkoda, bo jest tak nastrojowy!!


Zwyciężczynią jednak zostaje LittleAngel, która podesłała mi kilka różnych utworów, ale tym po prostu skradła mi serce i ciągle nie mogę wyrzucić go z głowy! Czemu ja tego wcześniej znałam, pytam?! Przecież to takie cudeńko!


Jeszcze raz dziękuję wszystkim za udział i te wszystkie cudowne piosenki! A teraz idę pisać do zwyciężczyni. :)




Read more ...

Oddawaj różdżkę, Phong! - Łukasz Wasilewski

11.8.15


W trakcie wakacji chyba każdy z nas szuka książki, która swoją treścią wpisze się w letni klimat. Książki lekkiej, ale niebanalnej. Dobrze napisanej, ale też z dystansem do świata. Absorbującej i niepozwalającej o sobie zapomnieć. Naprzeciw naszym wymaganiom wychodzi Łukasz Wasilewski ze swoją powieścią Oddawaj różdżkę, Phong!

Poznajmy tu trzy dziewczyny, w których życiu pojawi się pewien Szatyn. Zosia to wzięta pisarka, która jednak nie potrafi uwierzyć w siebie. Tatiana wykorzystuje swoje wdzięki, aby mącić w głowach, a Natalia przechodzi przez życie jako geek i zawsze trafia na złych facetów. A nasz Szatyn? Szatyn chce odkupić dawne winy i stara się pomagać. Choć nie zawsze mu to wychodzi...

Na początek muszę otwarcie przyznać, że do książek polskich autorów podchodzę raczej z dystansem. Taki zły, irracjonalny brak ochoty, żeby po nie sięgnąć. Kiedy przeczytałam opis Oddawaj różdżkę, Phong! kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. I naprawdę bardzo się bałam, że przez te moje uprzedzenia mi się nie spodoba. Na szczęście niepotrzebnie, bo książka okazała się być naprawdę dobra. Momentami przedziwna, ale w jak najbardziej pozytywnym sensie. Sam pomysł na organizację, w której pracował nasz główny bohater był tak nieprawdopodobny, że aż ciężko było uwierzyć w możliwość jej istnienia. Również i niektóre zachowania bohaterów były tak irracjonalne , że aż zastanawiałam się często, czy dana rzecz naprawdę się dzieję.

Do powieści jednak nie należy podchodzić całkowicie na poważnie. Jest ona bowiem takim polemizowaniem autorka z konwencją komedii romantycznej. Właśnie to sprawia, że wszelkie dziwaczne zachowania zamiast denerwować, bawią. Pan Łukasz Wasilewski bardzo sprawnie posługuje się językiem. Lekko, z pasją i w przemyślany sposób kreśli historię, która porywa czytelnika do swego świata i oplata kocem uroku, którego nie da się zdjąć, dopóki nie skończy się czytania. Nie brak tu też inteligentnego humoru czy magii Warszawy. I jest także romans. Ale nie taki zwykły, z utartymi schematami i ogólnie przyjętymi zachowaniami. Daleko tu do normalności, co bardzo mnie cieszy. Autor stworzył coś nowego, bez sztampowości przedstawił ciekawą historią, którą czytałam z najczystszą przyjemnością!

Choć akcja książki dzieje się zimą, to fabuła sprawia, że będzie doskonałą pozycją na wakacje. Ciekawie napisana, z pomysłem, a co najważniejsze, wnosząca powiew świeżości do wszelkich miłosnych historii. Autor miał dobry pomysł i równie dobrze go zrealizował. Nie popełniajcie mojego błędu i nie brońcie się przed polskimi autorami! Tej powieści naprawdę warto dać szansę!

Więcej informacji o książce znajdziecie na stronie autora!

Read more ...

Zapowiedzi i nowości książkowe: Sierpień 2015

8.8.15
Rozpoczął się sierpień, a co za tym idzie kolejna porcja książek, które przywitają nas w księgarniach. Kilka z nich przyciągnęło moją uwagę i chętnie bym je kiedyś przeczytała. Po kliknięciu w okładkę przeniesiecie się na stronę wydawnictwa, gdzie znajdziecie więcej informacji o danej pozycji. 



Przeczytajcie tylko ten opis, spójrzcie na okładkę! Nie mogłabym nie zainteresować się tą książką. Wydaje się naprawdę intrygująca.

_______________________________________________________________________________


Motyw książki w książce zawsze jest interesujący. Do tego opis 450 stron zdradza, że fabuła także nie pozwoli się nudzić.
________________________________________________________________________________




Lubię książki z serii Kobiety to czytają! i mam wrażenie, że i ta mnie nie zawiedzie.

_________________________________________________________________________________


Klimaty wiktoriańskiej Anglii to coś, obok czego nie mogę przejść obojętnie! Jak tu ich nie uwielbiać?

A na co Wy czekacie?

Znajdziecie mnie też na:



Read more ...

Co się działo w lipcu?

6.8.15

Co u mnie? Lipiec był dla mnie jednym z bardziej aktywnych miesięcy tego roku. Nawet nie wiem, czy nie bardziej aktywnym, niż przedmaturalny kwiecień i maturalny maj. Po pierwsze musiałam zdecydować się na konkretne studia, które podejmę w tym roku. Po drugie szukałam dla siebie lokum, żebym od października nie musiała mieszkać na dworcu w namiocie. Po trzecie pracowałam. Wszystko to sprawiło, że na czytanie/oglądanie nie pozostało tyle czasu, ile bym chciała. 

Co czytałam?



Najpierw dokończyłam zaczętą w czerwcu Zaginioną dziewczynę. I choć film troszkę popsuł mi czytanie, to i tak książka okazała się świetna! Następnie poznałam niezwykle uroczą Fangirl. Choć książka nie była pozbawiona irytujących fragmentów, to jednak było w niej coś tak wciągającego i sympatycznego, że nie mogłam jej nie polubić. Przeczytałam także bardzo mądrą powieść - Love, Rosie. Autorka napisała ją w taki sposób, że czytanie było prawdziwą przyjemnością.

Co oglądałam? 


W końcu obejrzałam Szybkich i wściekłych! Nawet nie macie pojęcia, ile czasu się do tego zabierałam. Czuję się teraz taka... uświadomiona. Obejrzałam także Pięćdziesiąt twarzy Grey'a. Stwierdziłam, że nie mogę być ignorantką jeśli chodzi o tę pozycję i włączyłam. Był to błąd. W tym przypadku mogłam pozostać nieuświadomiona. W głowie się nie mieści to efekt wypadu ze znajomymi do kina. Bardzo przyjemny produkcja! I na koniec Zanim zasnę. Czuję, że książka spodoba mi się jeszcze bardziej!

Co na blogu? Była oczywiście porcja zapowiedzi i nowości na dobry początek. Pojawiła się opinia o nowym numerze English Matters oraz recenzja przeczytanego w czerwcu Pachnidła. Mogliście także czytać moje przemyślenia na temat literatury. A na koniec miesiąca na blogu zawitał urodzinowy konkurs. Zapraszam serdecznie do udziału!

Jak wyglądał Wasz lipiec?

Znajdziecie mnie też na:

Read more ...

Love, Rosie - Cecelia Ahern

2.8.15



O Love, Rosie słyszał chyba każdy za sprawą głośnej ekranizacji. Choć powieść wydana była w Polsce już wcześniej, to prawdziwy szum na jej punkcie zrobił się dopiero niedawno w związku z kinową premierą. Sama najpierw obejrzałam film i choć muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego, to i tak produkcja narobiła mi ochoty na książkę. W końcu nadszedł czas i na papierową wersję.

Cecelia Ahern opowiada nam historię dwójki przyjaciół. Rosie i Alex znali się od dziecka. Wspierali się, byli ze sobą w trudnych chwilach. Rodzice Alexa postanowili jednak przeprowadzić się z Irlandii do Ameryki, a przyjaciele musieli zmierzyć się z rozłąką. Nie oznaczało to jednak końca ich przyjaźni. Ich relacja stała się nawet silniejsza, a wszystkie kłody, które postawiło przed nimi życie, dzięki niej stawały się łatwiejsze do przeskoczenia.

Na początku warto zaznaczać, że jest to powieść epistolarna. Nie często mam z takim gatunkiem do czynienia i raczej nie jestem tak w stu procentach do niego przekonana, ale muszę przyznać, że nie miałam najmniejszych problemów z przyswajaniem fabuły. Listy pisane były tu nie tylko przez Rosie i Alexa, ale także przez rodzinę Rosie czy znajomych. Dzięki temu można było nabrać szerszego spojrzenia i nie odczuwało się braku aktualnej akcji. Taka forma była z pewnością bardzo pouczająca i odkrywcza. I czytało się świetnie!

W powieści poruszonych mamy kilka wątków. Jest oczywiście przyjaźń. Jest miłość i macierzyństwo. Są więzi rodzinne, ból rozstania i wszelkie trudy, którym człowiek musi sprostać. Sprawia to, że książka jest po prostu o życiu. I dlatego jest tak realistyczna, tak do bólu prawdziwa i szczera. Nie ma mowy o słodzeniu i łatwych happy endach. Każda radość, to radość wywalczona łzami. I właśnie dzięki takim sytuacjom autorka pokazuje, że życie, mimo trudów, może być piękne, a z każdej chwili da się wyciągnąć jakiś pozytywny aspekt. Sama historia nie należy do łatwych i przyjemnych. Jest jednak podana w taki sposób, że nie można oderwać się od lektury. Każdą porażkę przeżywamy razem z bohaterami. Z każdej radości cieszymy się razem z nimi. I właśnie przez te wszechobecne emocje książka jest tak dobra!

Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać Love, Rosie. Cecelia Ahern opowiedziała piękną historię o życiu, trudnych wyborach i konsekwencjach swoich działań. Opowiedziała ją w taki sposób, że czytanie dalej staje się koniecznością. Właśnie takie książki lubię! A ta z pewnością pozostanie ze mną na bardzo długi czas!

Cecelia Ahern, Lovie, Rosie/Where Rainbows End, str. 511, Wydawnictwo Akurat, Warszawa, 2015

Read more ...