Kings of Leon Sex on Fire - Michael i Drew Heatley

30.8.14

Muzyka w życiu niemal każdego człowieka odgrywa ważną rolę. Każde pokolenia ma swoje przeboje, tak jak i każda osoba posiada taki zespół/wykonawcę/utwór, który coś w nim zmienił, rozpoczął jakiś etap lub po prostu tak na niego wpływa, że staje się nieodłącznym elementem istnienia. Kings of Leon poznałam na samym początku mojej przygody z muzyką rockową. Usłyszałam i pokochałam. Za głos Caleba, bas Jareda, gitarę Matthew i perkusję Nathana. Za teksty i szczerość. Wychodzi więc na to, że za całokształt.

Kings of Leon to kwartet pochodzący z Tennessee. Trzej bracia (Nathan, Caleb i Jared) byli wychowywani w religijnej rodzinie. Ich ojciec, będąc kaznodzieją, dużo podróżował, rodzina wraz z nim, dlatego chłopaki nie mieli normalnego dzieciństwa. Śpiewali w chórze, pisali kawałki country, żeby zarobić, aż pewnego dnia postanowili zawalczyć o swoje marzenia. Najpierw tylko dwaj najstarsi braci próbowali swoich sił i nawiązywali kontakty. Później dołączył do nich młodszy brat i kuzyn Matthew, aby już jako Kings of Leon zmienić świat muzyki. W dzieciństwie byli trzymani z dala od popkultury, jak też używek i samych imprez. Potrzeba nadrobienia zaległości, wielki talent, jak i przeżyte doświadczenia stworzyły wizerunek zespołu, który znamy dzień. 

Nie czytam często biografii. Jeżeli mam być szczera, ta jest pierwszą, jaką poznałam. Nie żeby nie ciekawiła mnie historia znanych ludzi, którzy odnieśli coś w swoim życiu. Po prostu zawsze odkładałam te pozycje na "kiedyś przeczytam". Ostatnio jednak postanowiłam to zmienić i poznać bliżej jedną z moich ulubionych kapel. Nie mam swojego zespołu życia, którego dyskografię znałabym od A do Z. Kings of Leon z pewnością też nim nie jest. Ich muzyki jednak słucham od tak dawna, że z pewnością plasuje się on wysoko wśród wykonawców, których twórczość w jakiś sposób poznałam. Choć pewnie zaczęłam ich słuchać wtedy, kiedy zrobił się na nich wielki rzut i wszyscy się nimi zachwycali, to tłumaczę to sobie moim wiekiem i niemożliwością wcześniejszego sięgnięcia po ich twórczość. Właśnie biografia napisana przez Michaela i Drew Heatley pozwoliła mi poznać historię zespołu od samego ich początku.

Mężczyźni opisują historię chłopaków od ich wczesnego dzieciństwa. Przedstawiają trudy okresu dojrzewania i stopniowe wspinanie się po deskach kariery. Opisują dokładnie każdy album, prezentują ważniejsze koncerty i wydarzenia, które miały wpływ na brzmienie zespołu, jak chociażby występy obok U2. Muszę przyznać, że brakowało mi tutaj trochę faktów z życia prywatnego. Na co dzień nie przeglądam serwisów plotkarskich, więc stwierdzenie, że zespół był na celowniku mediów nie przypomina mi żadnych szokujących doniesień. Dlatego też nie przeszkadzałoby mi, gdyby autorzy zagłębili się nieco bardziej w ich życie, poświęcili więcej uwagi szczegółom stopniowego wchodzenia na szczyt. Jak dla mnie było tu nieco zbyt wiele suchych faktów i choć te o muzyce z czasów, gdy już Kings of Leon słuchałam, czytałam z wielkim zainteresowaniem, to rozdziały o wcześniejszych utworach były dla mnie jak błądzenie we mgle. Dzięki temu jednak byłam zmuszona do przesłuchania sobie wcześniejszych kawałków i poznania nowych faktów o zespole.

Muszę przyznać także, że po poznaniu tej biografii w mojej głowie nie powstał za dobry obraz chłopaków. Sex, Drugs & Rock'N'Roll w pełnym wydaniu nie przedstawia ich w dobrym świetle, ale prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. Nadal pozostanę tą, która nie śledzi z wypiekami na twarzy prywatnego życia artystów, więc nie uderzyło i z pewnością nie będzie mnie to uderzać. Ważne tylko, żeby nadal tworzyli tak świetną muzykę, abym mogła się nią zachwycać. Bo nie da się ukryć, że prezentują nam coś genialnego. Kings of Leon. Sex on Fire jest pozycją z pewnością warta poznania. Spodoba się raczej fanom zespołu i osobom interesującym się muzyką samą w sobie. Dla innych może okazać się nieco nudna, choć nie zmienia to faktu, że zespół i jego historię warto poznać!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość poznania biografii Kings of Leon dziękuję Wydawnictwu SQN.

Michael i Drew Heatley, Kings of Leon Sex on Fire, str. 286, SQN, 2013

9 komentarzy:

  1. Chętnie przeczytam, bardzo lubię ten zespół ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biografie to nie moja bajka, a jak już sięgam po ten gatunek to raczej osób, które mnie interesują. Niestety ta pozycja nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam okazję przeczytać tę książkę i byłam bardzo zadowolona, że mogłam się dowiedzieć co nieco o kulisach zespołu. Jednak tak jak dla Ciebie- dla mnie muzyka chłopaków jest najważniejsza :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam ich piosenkę Sex on Fire. Sam zespół też należy do tych które często słucham. Raczej nie należę do osób, które czytają biografie (jeśli już wolę poczytać trochę w internecie, ale tylko wybrane elementy), no chyba że na prawdę pokochałam muzykę jakiegoś zespołu - jak w przypadku Hurts. Może sięgnę kiedyś po tą książkę, ale na razie jednak sobie odpuszczę, jednakże cieszę się, że tobie się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie sięgam zbyt często po biografie, a i za tym zespołem też nie przepadam. Ale moja mama jest fanką, to może jej polecę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli jest fanką, to książka powinna jej się spodobać.:)

      Usuń
  6. Lubię ten zespół, ale nie na tyle, żeby od razu sięgać po ich biografię. Zresztą, nie jestem wielką fanką biografii...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja bym chętnie tę biografie przeczytała. Tak jak Ty nie czytam za bardzo biografii, ale tym mnie zainteresowałaś. Poza tym lubię ten zespół, to jest chyba główny czynnik przemawiający za tym, że powinnam przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zespół Kings of leon kojarzę oczywiście, ale raczej nie słucham ich piosenek - nie z powodu jakiś uprzedzeń, a raczej tego, że po prostu jeszcze nie miałam dobrej okazji się z nimi zapoznać i nie czuję się do nich przekonana. ;) Dlatego też jak na dzisiaj, również i do biografii raczej nie czuję się zobowiązana, by ją poznać ^^
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń